Komentarze: 3
Jak na ironię dziś w Belgii piękna pogoda, zieleni się trawa i wszystko budzi się do życia....razem w pracy z Franceską oglądałyśmy strony w których co i rusz pojawiały się informacje o stanie zdrowia Papieża. Idąc wzdłuż kanałku na codzienny spacer z psami patrząc na spokojną wodę i zieleniejące się drzewa myślałam o przewrotnej naturze, coś musi skończyć się, umrzeć, aby coś nowego mogło się narodzić. Taka kolej rzeczy...
Do Franceski codziennie dzwoni mama- to chyba typowe u Włochów, taki nadmiar troski rodzinnej. Mała jest dość niesamodzielna, choć radzi sobie jak może. Z tego co mówi to w mediach włoskich dziś nieustannie nadają relacje na temat stanu zdrowia Ojca Świętego. Wydaje mi się, że bardzo Włosi są poruszeni jego stanem....
Dziś miałam sporo na głowie, chłodnica w moim samochodzie prawie się rozsypała w „drebiezgi”, bałam się jechać samochodem do pracy aby nie zatrzeć silnika. Dzięki B, który przytargał nową chłodnicę z Polski to byłabym została z ręką w nocniku.....
Na stacji niby nie oszukują, tu liczy się czas naprawy. Facet powiedział mi, że mogę się jakąś godzinkę i pół przejść. Jednak po 40 minutach, gdy powoli i bez pośpiechu zaliczałam swoje ulubione sklepy ogrodnicze, zauważyłam, że mój pojazd stoi na podwórku. Poszłam na stację i facet chcąc nie chcąc policzył mi za rzeczywisty a nie wirtualny czas naprawy. Gdybym powróciła po 1,5h – za tyle bym zapłaciła. No cóż, każdy orze jak może.....
Czekam dzisiaj na przylot Młodej z kraju. Teraz siedzi w samolocie . I czekam na sms, że wylądawała bezpiecznie........