Komentarze: 6
Wczoraj z Młodą i jej koleżankami- jedna dziewczyną z Polski i Chorwatką pojechałyśmy do Antwerpii na zakupy ciuchowe. Przyznam, że czekałam od dawna na taki dzień. Codziennie jest to nierealne, pracuję do 17, sklepy są czynne do 18 a do Antwerpii za daleko.
Chodziłysmy po głównej ulicy prowadzącej do Grote Markt . Dziewczyny poszły zwiedzać. Ja ten etap mam za sobą i zwiedzałam ale sklepy. Zobaczyłam prawdziwą feerię garderoby i prawdziwy obłęd cenowy. No i coś co zawsze mnie cieszy na Zachodzie- każdy rozmiar prawie wszystkiego. Nasze H&M czy inne Orsaye są głównie dedykowane szczuplutkim i młodziutkim laskom, stąd zazwyczaj je omijam. Tu stara baba i gruba baba ma prawo do życia i wyglądania, babki po 70 są ubrane w przyjemne pastelowe kolory, ładne kurteczki i nie rozklapciane stuletnie buty. U nas ciągle ten sektor rynku jest nie doceniany, choć widzę, że powoli się to zmienia.
Króluje konsumpcja i wraz z Młodą analizowaliśmy że jednak sztab ludzi pracuje nad kreowaniem jej. W Belgii istnieje sieć sklepów do gospodarstwa domowego CASA i Blokker. W obu sklepach klimat jest bardzo podobny- choć może w Blokkerze jest większy wybór. Ale w obu sklepach jest masa świeczek, krzesełek na działki, dupereli, zastaw stołowych, woków i akcesoriów do nich. Cały wystrój sklepów jest podporządkowany rytuałowi przyjmowania gości w ogródku. Można przyjmować w różnym stylu- orientalnym, wiejskim- metalowe bańki i kubki na mleko. Furorę robi galanteria dla mnie całkiem idiotyczna- łaciata z nadrukiem krowy i z sentencją typu krowa, która stoi i przypatruje się przejeżdżającym pociągom. Nie mam pojęcia do czego odwołują się spece od socjotechniki, ale Młodą to porusza. Dla mnie jest to po prostu idiotyczne, podobnie jak i kocyki z polaru w łaty, łaciate talerze i zastawa. Ale ja się chowałam w innej epoce.
I na przykład jestem wściekła, że oglądam setki pięknych świec, pachnideł i zapominam w końcu kupić to po co przyszłam –metalowy wieszak do prania, bo jest on schowany w tej galerii przedmiotów do relaksowego życia. A sam proces prania się z tym kłóci.
Po całkiem udanych zakupach poszłyśmy do Mac Donalda czekając na cole i nasze dziewczyny. W ichniejszym Macu jest tak samo i żarcie równie paskudne. Cola sklada się z 70% lodu i trochę coli.
Zastanowiło mnie jedno- co drugi wchodzący był śniady, dziewczyny w chustach, małe dzieci. Jak na lekarstwo typowych Belgów-choć ci ludzie zapewne mają belgijskie obywatelstwo. W sklepach to samo- nawołujące się muzułmanki z mężami i dziećmi. Oni naprawdę coś kupują, w Media Markcie pralkę wywozili dla jakiegoś Araba. Zapewne Belgowie siedzieli w domu albo ćwiczyli sprawność na rowerkach w jakichś klubach, bo mają to co im potrzeba. Od zawsze mieli wszystko. Teraz modlą się do swojego ciała- kult sprawności fizycznej jest na pierwszym miejscu.
I zastanowiło mnie jedno- ta muzułmańska wspólnota pożre pewnego dnia naszą cywilizację. Oni są całymi rodzinami, często towarzyszy im gruba mama, kilku facetów- jakichś wujów i do tego stada śniadych i ślicznych dzieci. Są rodzinni i solidarni. Tu nie ma homo-małżeństw, separacji i rozwodów. Mieszkają w gorszych warunkach i się ściągają wzajemnie. Zakładają call centers aby przez internet i czasem z kamerką pogadać z krewnymi, którzy jeszcze zostali w ich dawnych krajach.
Sądzę, że oni mają gdzieś te eutanazje czy problemy natury homoseksualnej. Dziewczyny w chustach są śliczne i malują się - wcale nie wyglądają na zabiedzone niewolnice, tak samo śmieją się i dowcipkują w grupach rówieśników......
W takim nieco refleksyjnym nastroju powróciłyśmy do domu....