Archiwum 05 sierpnia 2005


sie 05 2005 zero konsekwencji.....
Komentarze: 2

Powinnam nie spędzać tak dużo czasu przy komputerze, w pracy obrabiam dokumenty w domu piszę listy . Tak się jednak składa, ze nie odpisują mi ludzie- w Polsce sezon urlopowy. Trochę mi żal, w Polsce kanikuła całą gębą, tu całkiem inaczej. Albo ludzi nie ma bo są na urlopie albo pracują. Jest tu inaczej bo nie ma atmosfery oczekiwania na wyjazd na urlop.

I pewnie gdybym była w Polsce to bym popłynęła teraz na Mazury z B, bo on ma czas. Ale również teraz ma nową załogantkę o którą nie mogę mieć nawet pretensji. Jutro wyjeżdża. A dziś załatwiał moje sprawy samochodowe. Obiektywnie patrząc na zagadnienie to trudno żeby siedział i wzdychał do księżyca. W końcu ma łódź za którą płaci opłaty portowe i trudno żeby stała, kiedy ma czas popływać.

Pozostaje problem obyczajowy i to on nie daje mi spokoju. Przecież mnie nie ma, nieobecni nie mają racji. Siedzę sobie 40 km od Antwerpii nad kanałem. Mam tu swój drugi dom a z nim codziennie gadam przez komunikatory. Wcale nie spieszy mi się do powrotu. A jemu do ustabilizowania jakichkolwiek spraw damsko-męskich. Codziennie wieczorem siedzi w domu u siebie i nadajemy. Wiemy jedno o drugim co się dzieje. Czy to normalne czy też jakieś chore?

Ale nie jest tak, aby mogło to być kontynuowane na stopie całkiem koleżeńskiej, choć to byłoby pewnie dla obu stron najlepsze. Mam w sobie poczucie urażonej dumy. Mam jakiś wewnętrzny hamulec, aby nie nabluzgać i nie wywalić tego co mam do powiedzenia i co sobie naprawdę o tej sytuacji myślę. Ale przecież nie mam żadnych dowodów poza tym, że wiem, że pływał z babą. Czy ją przeleciał, mówiąc wulgarnie- pewnie tak. Czy ona ma dla niego duże znaczenie- chyba nie. Czy ja muszę to znosić? Nie muszę, mogę wyłączyć komunikatory i nie wchodzić do kompa. Tutaj jest rzeczą banalnie prostą nie kontaktować się z krajem i z kimkolwiek.

Gdybym zaczęła się drzeć to zapewne usprawiedliwiłby się do końca a tak wiem, że sytuacja nie jest do końca klarowna również dla niego. Nauczyłam się, że jeśli trzymam język za zębami to zawsze bez wyjątku najlepiej na tym wychodzę. W gruncie rzeczy i tak spadam zazwyczaj na cztery łapy, ale wymaga to jednak pewnego czasu. Teraz jest czas aby się odciąć od B, definitywnie i na zawsze- będę to pisała i powtarzała sobie do skutku. Słowo pisane ma tę zaletę, że można do niego wrócić i puknąć się w głowę od nowa....

 

Nie wiem na ile mi starczy konsekwencji. Niemniej jednak jak już do tego dojrzeję, będzie to nieodwracalne........

 

kaas : :