Archiwum 18 grudnia 2005


gru 18 2005 powrót na Święta do kraju
Komentarze: 0

A ja już zaczęłam tęsknić za Świętami. Pierwszy raz od wielu lat. Jadę do Polski z prawdziwą przyjemnością. Nakupowałam wiele prezentów, dziś będę je pakować i selekcjonować. Wreszcie zobaczę B, moich przyjaciół, rodzinę, co do której mam mniej lub bardziej wątpliwości co do ich rodzinnych uczuć –jednak to prawda, że po śmierci Mamy rodzina się w jakimś sensie rozpadła. Ale mimo to za nimi tęsknię. Czuję, że dojrzałam, że mogę już do kraju wrócić a najwłaściwszym momentem do takiej konkluzji jest fakt, że tutaj też jest swoiste piekło. I to wcale nie mniejsze niż u nas. Oni nie są spontaniczni i dopiero po jakimś czasie wychodzi drugie dno.....A niezaprzeczalnym walorem pobytu tutaj jest po prostu kasa.......Coraz częściej myślę, że dla nas jest fajnie tak sobie wyjechać, nawet na jakiś czas. Ale móc zawsze wrócić.

 

Z uwagi na znacznie większe pieniądze w tej firmie, formy zagrywek są  znacznie bardziej wyrafinowane i bezwzględne niż w Polsce. Sprawa zakupu aparatu jeszcze trwa- ale w międzyczasie wyszło na jaw wiele istotnych i zadziwiających aspektów tej sprawy. Odkryłam, że ludzie siedzący w pokoju obok i porozumiewający się za pomocą maili nie potrafią się dogadać ze sobą w realu. A możliwość wejścia do nich po prostu do biura i porozmawiania jest rzeczą niepojętą. Zaskoczeniem jest dla mnie też, że niby to wiodąca placówka europejska a celem działania jest robienie rzeczy możliwie najmniej skomplikowanych, tak aby mieć czas na wypoczynek i nie absorbować się jakimkolwiek myśleniem.

 

Przykładem niech będzie moja Włoszka. Dostała poważny projekt do realizacji i nie radzi sobie z nim, bo jest trudny. Nie potrafi radzić sobie też z nim szefowa. Szef piętro wyżej jest nieosiągalny. Teraz szefowa wyjechała na 6 tygodniowy urlop do Nowej Zelandii. I co poradziła Włoszce przed wyjazdem- aby napisała- do konkurencji, jak też można sobie z tym poradzić.....ot tak, aby spytała......

 

Po Świętach wracam tutaj. Jeszcze pociągnę co się da, a co się nie da - to nie pociągnę....ale też zaczęłam myśleć o tym, że to jest jednak kraj tranzytowy, w którym co prawda daje się żyć wygodnie, ale też ma to swoją cenę. Cenę braku normalnego życia, faceta, bo trudno tutejszych dziwolągów i sfrustrowanych mięczaków nazwać facetami- nie jestem zresztą odosobniona w swej opinii . Wczoraj spotkałyśmy w Carrefurze Polkę, która od 14 lat jest tutaj i zadziwiające jest jak bardzo się ucieszyła, że spotkała rodaków. Ma męża Holendra i dwójkę dzieci. Bardzo żałuje, że nie jedzie do kraju na święta, ale nie może. Dopiero na Nowy Rok, dodała tęsknie z zamglonymi oczami.....

 

Trzeba jednak obiektywnie przyznać, że nie jest już teraz daleko do Europy  i Europa jest blisko nas. Pierwszą jazdę do Belgii samochodem przeżywałam potwornie, teraz jadę jak do Kielc czy Krakowa. I to, że można w każdej chwili tu przyjechać jest niezmiernie pozytywne. Czy Europa da się lubić? Jest odmienna od nas, od naszego sposobu pojmowania rzeczywistości. Nie jest spontaniczna. Jest wyrachowana i na wszystko są ustalone granice. Ale można tutaj żyć całkiem wygodnie. Ale żyje się w stresie co dalej, bo nic tutaj nie jest pewne, może oprócz stanowisk urzedasów unijnych. Etaty są czasowe.

 

Niemniej jednak cały czas odnoszę wrażenie, że to w pewnym momencie pęknie. W naturze dążenie do całkowitego uporządkowania oznacza śmierć. Tu chce się uporządkować i zdefiniować wszystko. Entropia musi rosnąć a nie maleć......

 

 

kaas : :