Archiwum 06 lutego 2006


lut 06 2006 ale jaja
Komentarze: 0

Wlasciwie to mialam dosc mily ale i pracowity weekend. W sobote zostalam wyciagnieta przez moja bulgarska znajoma na wystawe jajek Faberge, miał to być ostatni dzien tej wystawy i trzeba było się spieszyc. Ja poszlam raczej ze zdrowego snobizmu, przyznam, ze dziela sztuki jubilerskiej malo mnie fascynuja, nie jestem fanem zdobnictwa i cenie formy proste i użyteczne. Nie pojmuje tez piania z zachwytu na Pelikanstraat w Antwerpii, gdzie stoi tysiące żydowskich sklepikow ze zlotem i wyrobami z diamentow.

Ale jaja Faberge sa legendarne i musiałam je zobaczyc. Nie wiem czy nie widziałam ich kiedys na Kremlu, ale wtedy bylam raczej małolatem i nie odróżniałam klasy takich rzeczy.

 

Według jednej ze stron internetowej jaj naliczono 58 i sa porozrzucane po calym swiecie. Niektóre osiągają ceny oszałamiające, idace w miliony dolarow.

Idac w kierunku wystawy na Koningsplein pytałyśmy się po drodze jak trafic. I pewni Belgowie stwierdzili ze jest tam straszliwa kolejka i ze trzeba stac caly dzien.

Ale ani ja ani Bulgarka nie byłyśmy tym przerażone - co to dla nas, dla postkomuchow- stwierdziłyśmy idac twardo dalej. Kolejka była rzeczywiście imponujaca, ale to było raptem godzine stania.

 

Sama wystawa rozczarowala mnie. Po pierwsze jaj było stosunkowo niewiele, fakt, były te najsławniejsze, ale było tego cos kolo 10 sztuk. Przy dzisiejszych technikach jubilerskich, super szlifierkach to w zasadzie warto było doceniac kunszt starych mistrzow z pracowni Faberge. Z drugiej strony to było nieprzyzwoicie przeladowane az do bolu i kapalo bogactwem. Nadworny jubiler Romanowow robil wszystko aby dogodzic carskiej rodzinie. Miał tez swoich uczniow, ale ich dziela nie dorównywały dzielom samego Faberge. Wiele było wyrobow takich sobie, których jedyna zaleta było to, ze były stare.

Jajka były ladnie wyeksponowane, obracaly się, były tak oświetlone, ze brylanciki połyskiwały. Wszystko to razem dawalo efekt calkiem przyjemny dla oka. Ale jak mówiłam, jaj było tylko kilka

 

Natomiast trudno było się dopchac do okienek. Staly w nich belgijskie mohery, staruchy z pudelkami, przez które słuchały przewodnika. Słuchały zapewne historii Rosji albo i historii jajek, wszystko jedno. Nie przychodzilo im do glowy, ze może by sobie najpierw popatrzyly a potem słuchały, ale minimalnie dalej, tak aby inni mogli sobie to i owo pooglądać przez okienka ekspozycji. Tutejsze mohery nie mogą się wyzywac politycznie ideologicznie i protestowac przeciw aborcjom, wyzywaja się kulturalnie, chodząc miedzy innymi na takie snobistyczne wystawy.

 

Ogolnie jest to nader dziwne, ze siedząc w Belgii zwiedzam wystawy ruskie. Ale fakt, ze jest to Rosja dla mnie malo znana, bywalam tam w czasach, gdy szalala komuna i jakiekolwiek fakty z zycia za caratu były marginalizowane. Aktualnie Rosja lansuje się jako kraj o tradycjach mocarstwowych, pomijając caly czas komuny. Ale pewnie nadejdzie czas, ze i na te rzeczy przyjedzie moment aby je podziwiac i będzie to trendy.

 

Wczoraj wybierałyśmy się z Mloda do klasztoru, gdzie robi się sery, wina i takie inne. Udaremnila to nam pogoda .Belgijska mzawka. A ponoc w kraju znow ida mrozy…..

 

kaas : :