Archiwum 10 kwietnia 2006


kwi 10 2006 szanuj szefa swego....
Komentarze: 2

Tak ogolnie- nie chcialo mi sie pisac w weekend.Siedzialam jak na rozrzazonych weglach. Aby się uspokoic pojechałam z Bulgarka do Brukseli zwiedzac muzea. Wpadliśmy na takie gigantyczne, przy stacji Merode, Muzeum Sztuki i Kultury w totalnie dowolnym tłumaczeniu. Było tam wszystkiego po trochu, stale ekspozycje przedstawiające skorupy greckie, mumie egipskie, malarstwo tybetańskie i fotografie z National Geographic.  Zawsze one się kojarza z taka sniada panienka z niebieskimi oczami, która obleciala caly swiat. Tym razem jej nie było, ale calkiem ciekawa była kobieta z metalowymi kolczykami wiszącymi na rozciągniętym uchu na jakies 30 cm w dol. Wyglądało to koszmarnie, ale kobieta sprawiala wrazenie zadowolonej. Było również jakies zdjecie naszego fotografa, Tomasza Tomaszewskiego przedstawiające obchody Świętej Lucji w Szwecji.

 

Do tego kolekcja karet i powozow, cos w stylu Łańcuta, stare rowery, muzeum sztuki filmowej, gobeliny- i tu powiedziałam Bulgarce, ze my się możemy również poszczycic tego typu kolekcjami na Wawelu. Troche rzeczy z Papui, Nowej Gwinei- w sumie razem w jednym miejscu zebrana kolekcja zblizona do kolekcji z kilku polskich muzeow. Jedynie miejsce ekspozycji jakby ladniejsze- nie ma już w Polsce takich wnetrz….zreszta kto i po co budowalby je teraz.

 

Lubie bywac w miejscach kulturalnych z moja Bulgarka. Pomijając jej brewerie i histerie jest to kobieta wszechstronna i obyta. Oczywiście bez tych pierwszych nie obylo się również wczoraj. Przywitala mnie na stacji machając rekami, a gdy spytałam, co się stalo to przerazona powiedziala, ze zapomniala koperty z planem Brukseli i położeniem tego muzeum. A czy wiesz na jakiej stacji metra wysiadamy? Wiedziała. To trafimy, nie ma sprawy. Ale czy wiesz jak dojsc do metra? Wiem, metro zaraz jest kolo dworca centralnego. Nie szkodzilo to, ze przez cala droge marudzila. Jak jednak wysiadłyśmy na stacji metra to wiedziała gdzie mamy isc. Nie omieszkala jednak przynajmniej kilku osob spytac. Ma ona dziwny talent do pytania zaskakujących ludzi – wczoraj o muzeum pytala jakis smetnych pijaczkow, którzy z cala pewnością nigdy tam nie byli. W koncu zorientowala się po drogowskazie. Ale dzien był sympatyczny i udany, ale jak to zazwyczaj bywa, nogi mnie rozbolały – ale było milo……

 

Natomiast dzisiaj zmowa milczenia. Dyro siedział rano w swoim gabinecie i nie wezwal mnie, stad dowod, ze nie ma wiesci z centrali. Żeby było zabawniej to najprawdopodobniej tam tez swietuja i możliwe ze odpowiedza w koncu maja. Ja się nastawilam psychicznie na odlot stad. Kazda inna opcja zzera mi nerwy, kiedy sobie pomysle co mnie jeszcze tutaj czeka. Plotka rozeszla się lotem błyskawicy- wiesc o obiecance-cacance znaja wszyscy w Unicie.

 

Przy obiadku pytali się mnie ludzie, co zamierzam zrobic z tym fantem. Nic - odpowiedziałam, ja już zrobiłam swoje, co mogłam. Jakiekolwiek ruch z mojej strony wyzwoli okreslona reakcje. A jakikolwiek objaw nerwowosci przesunie sprawe w kierunku niekorzystnym i oni będą sie czuli usprawiedliwieni. Wiec mam to gdzies. Tak to oni maja poczucie, ze jest cos nie tak i ze sprawa wymaga wyjasnienia. Nadeszla chwila prawdy ile jestem warta. W piątek dowiedziałam się ze group leader, który ze mna ostatnio pracuje będzie walczyl o moje pozostanie. A dyro przeciez je obiecal….niby co miałabym robic…..Tyle ze świństwem jest ze odbywa się to przed samymi swietami. Nadal mam szereg nierozwiązanych spraw. Albo zwiększę odporność psychiczna i oleje to albo wymiekne i przegram. A mimo wszystko staram się grac fair ale twardo.

 

Ale dzis za to nagadalam Heldze. Wreszcie zabrala się za moje sprawozdanie, które trzyma od lutego. Przyleciała z ryjem- sto stron!!! Owszem, powiedziałam, temat był bardzo obszerny, proszę przeczytac zalozenia projektu, który miałam realizowac. Ale ja nie mam czasu czytac stu stron a nawet moja praca doktorska nie liczyla tyle. Sorry- powiedziałam- nie słyszałam nic o limicie ilości stron w kwestii rocznego sprawozdania. Zreszta łatwiej jest ze stu stron zrobic piętnaście niż odwrotnie- dodalam. Ponadto jeśli w temacie mam zrobic kompilacje ze wszystkiego co na dany temat jest robione i opisane w literaturze to bardzo bym chciala wiedziec co właściwie powinnam wyciac. Nie jestem w stanie ustalic priorytetow. Te prace robiłam dla was a nie dla siebie i powinniście ustalic co jest dla was wazne. Posługiwałam się wytycznymi- zamachałam jej przed nosem - tymi co dostalam mailem przed przyjazdem na stypendium tutaj. Nie musiałaś wszystkiego robic- odparla. Ok., ale co miałam odrzucic…..?

 

Użyła również argumentu, ze była chora. A co ma piernik do wiatraka- chciałam spytac. Przyznam ze jeszcze się z czyms takim nie spotkałam, aby szef odmowil czytania pracy, tylko dlatego ze jest dluga. Owszem, może kazac skracac fragmenty, ale powinien przynajmniej przerzucic prace. Ona nie zrobila literalnie nic i tekst po raz pierwszy widziala na oczy przed samym przyjsciem do mnie. To było widac.

 

Na koniec jej wyslalam wersje elektroniczna. Ze stosownym dopiskiem. I już znow jestem dla niej przezroczysta. Przyznam ze takiego szefa to ja jeszcze nie miałam. Rozstane się z nia bez najmniejszego zalu. To prawda, jest takie przysłowie- szanuj szefa swego, możesz mieć gorszego- tyle złości wylalam swego czasu na moja polska szefowa ale ona to zloty człowiek i do rany przyloz. Kłóciłyśmy się czasem do upadłego ale w robocie zawsze stałyśmy w jednym szeregu, nawet jak miałyśmy inne poglady. Nigdy nie przypuszczałam, ze może ktos rownie paskudny się trafic mi jak Helga…..

 

Oj chyba dzis B będzie miał znow ze mna ciezko…..

 

 

kaas : :