Archiwum styczeń 2004, strona 1


sty 22 2004 do Europy.....
Komentarze: 2

Dzisiejszy dzień obfitował w absurdy natury prawnej związane z nowelizacją kodeksu pracy. Mieliśmy pogadankę, którą wygłosił kadrowiec, z której wynika, że nie można siedzieć dłużej w pracy niż osiem godzin. Ja pracuję w laboratorium w którym pomiar czasem trwać może i dwie godziny, więc czasem nie warto będzie zaczynać dodatkowego pomiaru bo może się za długo ciągnąć a potem jest dość skomplikowana procedura odbierania godzin nadliczbowych. Godziny nadliczbowe mogą być odbierane w taki sposób, że za jedną w szczególnych przypadkach może być 1,5. Firmy się asekurują, żeby za nie nie płacić. Ogólnie celem tych zmian jest to, żeby pracodawca nie zamęczył pracowników, każąc im pracować ponad siły, jak to ma miejsce w niektórych zachodnich firmach. I z tym się zgadzam. Ale sztywny czas pracy w naszej sytuacji jest absurdalny.

Zauważyłam, że w firmie dzieje się coraz gorzej, bo wszędzie już powoli dzieje się źle. I nie wiem, czy to jest jakaś taka prawidłowość, ale ostatnio oprócz tych nieszczęsnych godzin bardzo istotna staje się sprawa noszenia plakietek –identyfikatorów, choć wszyscy znają się jak łyse konie. Do tego mnożą się propozycje nowych raportów ; a to z wysłanego maila a to z wyjazdu i wszystko to po to, aby zbliżyć się do Europy. W ogóle maile cieszą się coraz większym zainteresowaniem naszych speców od ochrony. I zainteresowanie jest odwrotnie proporcjonalne do umiejętności w tym zakresie. Czy ktoś przy zdrowych zmysłach wyda zarządzenie, aby kontrolować maile wysyłane na Zachód?? A u nas owszem.....

Fakt, że służbowy adres jest kontrolowany i wiem, że każdy z facetów który ma dostęp do serwera może sobie dowolnie moją korespondencję czytać....ale te biedne smutasy ze służb tak zwanych tajnych nie zdają sobie sprawy, że mam jeszcze pięć innych adresów na stronach www i mogą mi skoczyć.............

 

 

kaas : :
sty 21 2004 kraksa.....
Komentarze: 4

Trochę mam czasu, jestem znów sama a Młoda poszła na randkę. Psy poszły spać po bardzo namiętnym spacerze z udziałem dwóch suk mających cieczkę. Więc powracam myślami do moich dwóch ostatnich dni.

Wiele się dzieje, przedwczoraj wjechałam babie w tyłek w jakiegoś Seata czy coś w tym stylu, nagle i niespodziewanie się zatrzymała na zakręcie, gdy włączałam się do ruchu w olbrzymim korku. Nic jej się nie stało, jechała solidnym zachodnim autem, ale ja potłukłam kierunkowskaz i pękł mi błotnik. Miałam ochotę ją zabić, gdy wysiadła z rozłożonymi rączkami, taka papużka w futerku, która pojęcie o płynnej jeździe ma jak wilk o gwiazdach. Powiedziałam używszy kilka słów powszechnie uznanych za obelżywe, żeby zjeżdżała i nie blokowała ruchu, bo jej się nic nie stało i niech spada. Oczywiście nie nadawałam się do roboty, trzęsło mnie tragicznie.

Wizyta Profesora, zawsze mnie nastraja bardzo romantycznie. Był miły i naprawił mi kierunkowskaz, jest czymś w moim życiu wyjątkowym, o nim już było wczoraj....no i pozostaje pewien klimat nostalgii, gdy wyjeżdża.

Ale pozostaje B....no i ciągle powraca pytanie, jak to wszystko wyważyć. B jest dobrym człowiekiem, ale jest uwikłany w sprawy domowe i nie bardzo potrafi czegokolwiek zrobić aby coś w swoim życiu zmienić. Ale on jest realny, prawdziwy facet, który się zachowuje jak facet i stawia mnie do pionu. Jest dobrym człowiekiem i zawsze pomocnym w kłopotach. Czasem bywa męczący i kłócę się z nim, ale relacje z nim są prostsze. Nie wpędza mnie w nastroje i frustracje, jest konkretny. Też w życiu dostał za swoje, jest po rozwodzie, ale jego ex-żona o ile zrezygnowała z niego to nigdy nie zrezygnowała z jego usług, więc ciągle naprawia coś w domu. Jest to kliniczny przykład, kiedy dwoje ludzi nie potrafi się kulturalnie rozstać i ciągle sobie dokłada. Chyba oboje mają już zszarpane nerwy, ale ona boi się samotności i ciągle trzyma w cuglach jakąś niewidzialną smycz, aby nie uciekł za daleko. Wie ona, że on wybywa i jej to specjalnie nie przeszkadza, ale też on nie potrafi niczego radykalnie przeciąć. Więc tkwię w takim układzie mając z tego pewne, choć niewielkie korzyści- wakacje, wspólne spotkania, które są dla nas ważne...no i wolność. Bo tak naprawdę to widzę, że szanse bez radykalnych decyzji na jakikolwiek trwały związek są nie za duże. Te uwarunkowania i bagaż problemów i doświadczeń- chciałbym czasem odrobinę swobody. Ale musze przecież stworzyć DOM dla młodej, nie ma ojca i tak bardzo bym chciała, aby miała miejsce do którego zawsze może wrócić po trudach i szaleństwach dnia.....więc czekam, może coś się zmieni.......

 

kaas : :
sty 20 2004 a więc wyjechał...ale nie na długo........
Komentarze: 1

Zawsze po wizycie Profesora odczuwam takie zażenowanie, ten człowiek jest perfekcyjny pod względem inteligencji, szarmancki i delikatny. Zaraz jak tylko wyjeżdża odczuwam pustkę i brakuje mi go. Brakuje mi tego człowieka z klasą. Wiele nas łączy, on podobnie jak ja sam wychowuje dziecko, bo jego żona nie żyje. Nie mam prawa opowiadać jego historii życia, bo mnie nie upoważnił, dodam, że jest on za tę śmierć w dużym stopniu odpowiedzialny, choć było to takie zrządzenie losu, kwestia przypadku i krótkiej chwili. Wyrzuty sumienia spustoszyły jego psychikę, ma on ciągłe poczucie winy i własnej niedoskonałości, więc się stresuje, kiedy mu cokolwiek zaczyna wychodzić w życiu. Ja takiego poczucia winy nie mam uważając, że to ja zostałam skrzywdzona. Przyznam, że w naszych przypadkach los nas potraktował po macoszemu, gdyż nasze związki były udane.

Nasza wzajemna obecność w życiu zmieniła w nim bardzo wiele. Wykonujemy ten sam zawód i zaowocowało to wspaniałą i owocną współpracą. Możemy gadać godzinami i nigdy się nie znudzimy, razem podróżujemy służbowo.

Jednej rzeczy przez tych kilka lat nie udało się osiągnąć-żebym była dla niego czymś więcej niż przyjaciółką. Czysta krystaliczna przyjaźń, wręcz marzę, że kiedyś zamieni się to w coś innego....byliśmy w wielu miejscach na świecie w tak romantycznych okolicznościach, że tylko można sobie pomarzyć. Ale nigdy nie udało się przełamać pewnej bariery, jakiegoś tabu.......

Jestem osobą raczej otwartą-inaczej pewnie nie pisałabym tego bloga. Oczekuję tego samego od ludzi. Lubię nadawać otwartym tekstem, przeżywać porywy uniesienia, kochać się i czerpać z tego radość. Ascetyczny związek dusz z Profesorem z jednej strony zadaje mi ból, nie czuję się pożądana, ale z drugiej strony wiem, że jestem mu potrzebna i chyba jest mu ze mną dobrze. Bo może się choć trochę otworzyć i wyjść ze skorupy, możemy dyskutować o naszych planach współpracy, która ma znamiona czegoś trwałego. Możemy myśleć, że coś się może zmieni na lepsze a razem jest myśleć łatwiej.....

Mieszkamy od siebie ponad 300 km. To zapewne jest przyczyna, że każde z nas posiada swój świat, świat człowieka dojrzałego i czasem zmęczonego. Oboje mamy na co dzień gonitwę za zwykłymi sprawami.

Moja Młoda twierdzi, że pewnie gdyby nasz związek został zainicjowany to zniszczyłabym go swoją dominacją. On się chyba tego boi a widując się raz na jakiś czas ma ten bezpieczny dystans. Chyba ma w tym. co mówi rację.....

Ale ja siedzę dziś i tęsknię za naszymi dwudniowymi rozmowami, zwierzeniami i opowieściami o sprawach różnych. I cieszę się, że znów go niebawem zobaczę, bo musi znów tu przyjechać...... Za kilka dni......

 

kaas : :
sty 18 2004 jutro więc będzie więcej
Komentarze: 3

Znów miałam tyle roboty, że dopiero teraz skończyłam. Jutro przyjeżdża do mnie ktoś bardzo dla mnie ważny......może uda się coś napisać....do tego coś słabo działa blog.....kiepsko ogólnie, ale nie beznadziejnie

kaas : :
sty 17 2004 Ameryka......ameryka
Komentarze: 2

Ameryka...zawsze gdy zadzwoni moja przyjaciółka, która jest od dość dawna w Stanach to zaczynam ustawiać sobie właściwe proporcje na temat czym jest szczęście. Dla mnie zawsze szczęście było wyjazdem stąd jak najdalej. Moja praca naukowa tutaj jest nic nie warta a przynajmniej w wymiarze finansowym. Małżeństwo zdechło a mąż się zabił, córka marzy też o wyjeździe bo po co ma być bezrobotna....Ale jak to jest z tym szczęściem naprawdę?

 

Gdy rozmawiam z przyjaciółką słyszę ją jakby była obok a jest wiele tysięcy kilometrów.....więc opowiada mi jak i ile za co płaci, co robi w mieszkaniu, ile płaci za internet czy telefon. Płaci mało. A jednocześnie mąż mieszka daleko, bo nie mogą razem znaleźć pracy w jednym mieście, córka studiuje i dobrze jej idzie, ale też jest daleko, w sumie razem takie jest życie dla większości Amerykanów....ona ma już zieloną kartę. W ogóle żyje dość podobnie tylko inna jest skala jej problemów. Musi ciułać urlop, aby odwiedzić mamę, która jest sama i nie może być z nią blisko na codzień, ma odpowiedzialną pracę. I ma kompleks, że pewnie wszyscy w Polsce oczekują, że może znajdzie im pracę, wyśle forsę, pomoże....a nie bardzo potrafi....tam pracują na czarno Meksykanie, mają swoje enklawy, co wśród nich robiłby Polak....

Jej wybór nie był prosty, ale w końcu okazał się słuszny. Ma gdzie mieszkać i nie zabija się o przeżycie do pierwszego. Na razie jest zdrowa i ma pracę. Pracuje na drugie pokolenie.....tak naprawdę to nie wiem, czy jest szcześliwa....

 

Pewnie byłabym mitomanką, gdybym przedstawiała jakieś zalety pozostawania tutaj kontra amerykańskie luksusy, ale.....tu jestem u siebie i jak mi się nie podoba to mogę wywalić to w mojej firmie, że mogą mi skoczyć. Mogę mieć skwaszony wyraz twarzy i prezentować political incorrectness. Mogę w każdej chwili pójść na grób wiarołomnego i postawić świeczkę, odsuwając wieniec od jego kochanki, zawsze okazały i drogi bo stłumienie wyrzutów sumienia kosztuje....mogę idąc do łóżka posługiwać się moją ojczystą mową. Wiem, że gdy zabraknie mi siły mogę pojechać na grób Mamy i przypomnieć sobie jakie rady dałaby mi na daną okoliczność a gdy zabraknie mi forsy to ojciec pożyczy na miesiąc bo sam spłaca raty.....Też chodzę do banku, czasem bank dzwoni do mnie . Młoda też studiuje a i pracuje, bo musi za coś chodzić na piwo i dołożyć do budżetu przed następną wypłatą....

Żal mi tylko:

Ze klimat jest paskudny, pół roku wrednej temperatury

Ze chałupa dość nieduża a większej nie będzie

Że debet i deficyt budżetowy na okrągło

Że rządzą łobuzy, ale Bush też łobuz

 

Przyznam, lubię podróżować i chciałabym kiedyś może tam nawet pojechać, nawet przyciskając odciski palców i dać się sfotografować. Czy naprawdę chciałabym tam jednak mieszkać? Sama nie wiem.....

 

Boże wielki, przed chwilą przeczytałam, że Niemen zmarł....znów koniec czegoś z mojej młodości?

 

 

kaas : :