Najnowsze wpisy, strona 38


mar 20 2005 Niedziela Palmowa
Komentarze: 3

No to jeszcze przed zaśnięciem parę słów- muszę jutro wstać o 7, wyprowadzić psy i do roboty. Nie wiem ile będzie tej roboty- w firmie już luz dało się zaobserwować od piątku. Jest tutaj piękna i sympatyczna pogoda, wygląda jakby lada dzień miało przyjść lato. Gdy gadam na Skype ludzie przedstawiają mi że bardzo jest zimno i ślisko. Jakoś nie mogę tego sobie wyobrazić. Kurtki powędrowały do szafy. Na ścianie na gałązkach wiszą jaja- tutejszy wielkanocny zwyczaj polega na wieszaniu jaj jak bombek. Nie wygląda to źle a w mojej pustej chałupie taka dekoracja jest jak najbardziej na miejscu....

 

Z dziedziny polityki przejdę dziś do całkiem innej, może w jakimś stopniu obyczajowej. Palmowa Niedziela kojarzy mi się jak dotąd z wielkimi palmami które produkuje się w miejscowości Łyse i palemkami, których jest pełno na bazarkach. Dwa razy zdarzało mi się nie być w kraju na Wielkanoc. Kiedyś byłam w Niedzielę Palmową w Anglii teraz w Belgii. I mimo, że chodziłam do kościoła katolickiego to obrzędy są tam zgoła inne.

 

W kręgach zbliżonych do naszego kleru często pokutuje to, ze do kościoła chodzą stare babcie i ogólnie towarzystwo jest niewierzące. Nawet w tym roku, gdy był u mnie ksiądz po kolędzie to stwierdził, że jak już będę w Belgii to powinnam ostro ewangelizować. Bywam tutaj w katedrze, rzeczywiście msza jest w niedzielę tylko jedna, ale nie jest prawdą, że bywają wyłącznie babcie. Katedra ma chór uświetniający coniedzielne msze a do tego scholę. Odnoszę wrażenie, że scholę prowadzą matki śpiewających dzieci, też biorą udział w tych pieśniach......dzieci śpiewają bardzo wesoło i widać, że to wspólne śpiewanie ich bawi. Tutaj po prostu widać ludzi nie zaharowanych, którzy mają czas na różne rzeczy. Chodzą i ćwiczą w chórze lub prowadzą dzieci do scholi aby sobie pośpiewały. A jak są niewierzący to jeżdżą sobie na rowerkach. Mówię o życiu na prowincji w metropoliach zapewne bywa inaczej.

 

W Anglii zamiast palmy leżała na tacy garść zasuszonych liści z palm, takich jak nasza jukka, Każdy brał sobie liść palmy i ksiądz o ile sobie przypominam, święcił je, podobnie jak u nas. Tutaj w trakcie mszy ksiądz i asystujące mu dziewczynki ( na początku zaskoczyło mnie, że dziewczynki służą tu do mszy), w pewnym momencie rozdają gałązki bukszpanu. Śpiewa się coś w rodzaju hosanny po flamandzku- przyznam, że niewiele rozumiem. Niestety też nie wiem, jak będzie obchodzone triduum paschalne, jakoś nie potrafię załapać tego języka.....

 

Czy życie duchowe jest tu w zaniku- nie powiedziałabym. Może i ludzie nie latają tak gremialnie do kościoła, ale nie ma tu w takim stopniu kradzieży i zawiści i innych przypadłości podchodzących pod paragraf przykazań. Wychodząc rano zawsze wiem, że samochód będzie stał tam gdzie stoi mimo, że nie ma tu parkingu  strzeżonego. Po kradzieży malucha sprzed laty mam niekończącą się obsesję, że wyjdę ktoregoś dnia i samochód nie będzie stał na miejscu...Tutaj ludzie są przyjaźnie nastawieni do siebie. To zapewne domena ludzi sytych. Nie ma przepychania się w kolejkach- a takowe też bywają, na przykład w sobotę w sklepach jest duży ruch. Nie ma wredoty, zasypiam spokojnie, choć teraz jestem sama w piętrowym mieszkaniu a cisza jak makiem siał.

 

Pytanie moje brzmi- jakie wartości chrześcijańskie chcą szerzyć nasi bonzowie? Przyznam, że po miesiącu mieszkania tutaj nie bardzo widzę, abyśmy w ogóle mieli prawo udzielać tym ludziom jakichkolwiek nauk.....

 

kaas : :
mar 19 2005 egzamin na urzędasa unijnego
Komentarze: 3

Zaraz jadę po zakupy- trasa co sobotnia czyli Aldi, GB, bazarek w Geel, może Wibra. Sklepy są bardziej prowincjonalne, ale do Antwerpii nie chce mi się samej jechać. Jeszcze błądzę ale zawsze jak jedzie Młoda to ona przynajmniej robi za pilota.

 

Muszę sporo się napracować, aby się przygotować chałupę do Świąt i przyjazdu B. Jedzie samochodem i podziwiam, że ma odwagę jechać sam. Właściwie powinnam była podziwiać siebie, że wybrałam się w podróż z taką menażerią....

 

Unia powoli zaczyna świętować. Mają wolne już od czwartku, piątek też wolny. Wczoraj z koleżanką z Polski w bufecie byłyśmy zdziwione, że nie dostaniemy żarełka na obiad. Unijne obiadki mają zaletę, że kosztują 2,85€ choć czasem odnotowuję po nich różne sensacje. A to dlatego nie dali żarła, bo powiedzieli, że jest świąteczne menu, na które trzeba było się wcześniej zapisać.

Do głowy mi nie przyszło jedzenie świątecznego żarcia w piątek tydzień wcześniej . Nie było alternatywy. Toteż poprzestałam na herbacie, nie komentując tego- w końcu co kraj to obyczaj.....

 

Cieszę się na przyjazd B. Chyba położyłam laskę na zdawaniu egzaminu na urzędasa unijnego EPSO. Egzaminy są bajońsko trudne. Mam poprzednie testy i prawdę mówiąc może kiedyś będę startować. Nie wiem, ile procent rocznego dochodu poświęciła Unia na pomoc Rumunii w roku 2002. Nie mam pojęcia ilu eurodeputowanych będzie po akcesji Bułgarii i Rumunii ani jakie były w szczegółach założenia Single European Act. To wiedza tajemna dla mnie –przynajmniej na razie.

 

Zdanie tego egzaminu zapewnia dożywotnią ciepłą posadkę w Komisji i innych organach unijnych. Perspektywa jest kusząca. Można to zdawać w Polsce. Ale jest w tej edycji 5000 osób. Potrzebują 100 a z mojej branży 30. Zdaje 1600 Polaków.

 

Termin mam 15 kwietnia. A uczucia mam mieszane. To skonstruowali, by naszych uwalić i wybić im z głowy Unię- wara od naszych stołków. Niby macie prawo, ale paszoł won.....Coraz bardziej wydaje mi się, że powiększanie Unii doprowadzi do tego, że wszystko będzie obwarowane takimi kryteriami, które dla nas- prostych przybyszów ze Wschodu będą nie do przeskoczenia......

 

kaas : :
mar 18 2005 u Wielkiego Brata
Komentarze: 3

Dostaje tutaj dziwne rzeczy. Najpierw dowiaduje sie, ze moj adres mailowy jest calkowicie jawny, ponoc nagrywaja moje maile z poczty sluzbowej a potem dostaje dziwne rzeczy, ze powstala komisja do ochrony moich danych osobowych. Wielki Brat ma ciekawe sposoby na to, aby ludzi otępić. Przyznam, ze listy do Polski wysylam ze strony WWW, a nie ze służbowego adresu.

 

 W przyszłym tygodniu po swietach spodziewam się wizyty policjanta. Taki tu zwyczaj, na wizyte umawia się wieczorem i przychodzi aby sprawdzic czy dany człowiek tu rzeczywiście mieszka. To u nich normalne i nikt się  temu nie dziwi. Ale mnie zawsze szokuje widok suki jeżdżącej po osiedlu- coz, mam skojarzenia czy komus mordy nie obili….

 

Co jeszcze mnie rozbawilo- moje małżeńskie nazwisko jest nieważne, bo tu baby po slubie nie zmienaja nazwisk i jest to powszechne. Załatwiam sobie ubezpieczenie w czyms co jest kasa chorych chorych ma w nazwie socjalistyczne, ale z socjalizmem nie ma wiele wspolnego.

 

Mat napisal do mnie, B przyjezdza- chyba, jak mu bryka nie nawali, jest to już pojazd leciwy. Patrze na codziennie przepływające kanalkiem barki, niektóre wielkie jak statki i marzy mi się rejs. Wierze, ze uda mi się pojechac w tym roku na morze…..mam obiecane.

 

Sąsiedztwo wody ciagle mnie tak rejsowo nastraja. Chodze nad kanalek z psami na spacery i zawsze znajda cos w czym można się wytarzac. Pływają barki ogromne z weglem, az dziw, ze takie wielkie daja rade przepływać w tym stosunkowo małym kanale.

 

Chce jechac w swieta do Ostendy pooglądać morze- z bliska….

 

kaas : :
mar 16 2005 kryzys w pisaniu
Komentarze: 7

Pogoda w Belgii jest rewelacyjna. Dziś na moim termometrze zanotowałam 19 stopni, ptaki śpiewają jak wściekłe, okna pootwierane. Wysłałam wczoraj Młodą do Polski na święta. Sama nie chciałam się tłuc dwóch dni, więc zostałam w domu.Będę utrzymywała więź rodzinną na Skype.

 

Może przełamię kryzys blogowy- po upadku blog.eur.org i niecnej postawy pana właściciela portalu niejakiego tomasso, jakoś przestałam mieć ochotę na pisanie. Na blogi.pl wchodzę, ale nie jestem tu zbyt „swoja”. Mam paru sympatycznych znajomych, ale czuję się tu marginalnie. Nie piszę rzeczy wzniosłych, wielkich ani też głębokich myśli, raczej takie pogaduchy życiowe. Są momenty, że odczuwam, że nikt tego nie czyta.

 

Mam teraz całkiem inne problemy- choćby konieczność całodziennego debatowania w obcym języku. Mój instytut to wieża Babel i większość ludzi jest spoza Belgii. Stąd z jednej strony jest łatwiej nie stresować się porażkami, wynikającymi z gadania po murzyńsku. Ale z drugiej znajomość języka nie rozwija się, bo to prawie dla wszystkich jest język drugi. Wracam czasem potwornie zmęczona i sama nie wiem czemu. Tak tu już jest, człowiek się koncentruje i nawet nie odczuwa, że skupienie męczy.

 

Święta wielkanocne to taki okres, że tutaj raczej wszyscy mówią o wyjeździe do swoich krajów, w sklepach mnóstwo gadżetów kurzych i zającowatych. Wczoraj testowałam z Młodą zająca na prezent z belgijskiej czekolady, która uchodzi za dobrą. Pod względem wytrzymałości na lot w plecaku. Niestety szarak nie przeżył, więc został pożarty wcześniej. Dziś Sabrina, taka młoda panienka od nas zapytana, gdzie wyjeżdża na święta powiedziała, że na Wyspy Dziewicze. Trochę mnie to zaskoczyło- jak bardzo nasz standard życia różni się od tutejszego. Mnie nawet nie przyszłoby do głowy, aby myśleć o wyjeździe w takie miejsce w ogóle.

 

Moja koleżanka z pokoju, Franceska kupuje meble, problem w tym, że od dwóch tygodni nie może się zdecydować- czy w IKEI czy w innym sklepie. Materac kupowała chyba ze 3 tygodnie i w mieszkaniu ma tylko łóżko i meble kuchenne, żadnego stołu. Włosi są niesamowcie rodzinni, jej mama dzwoni chyba codziennie do niej do pracy, ona wysyła zdjęcia łóżka, które kupiła czy też innych rzeczy. Konsultuje każdy duperel i widzę jak jej brak rodziców. Jest bardzo pracowitą dziewczyną, jak patrzę ile artykułów już przewaliła to jestem zaskoczona.

 

Wczoraj sprzątałam swoją chałupę a właściwie tylko living room. Sypialni zapewne nie dałabym rady. Nie jestem przyzwyczajona do sprzątania takich powierzchni. Jutro jak będzie pogoda to może wymyję okna. Nie były myte chyba od lat, są zacieki a do tej pory było zimno. Okien jest również sporo. Belgowie lubią duże okna.

 

Ozywiły się ptaki i słychać rano coś w rodzaju krzyków pawi. Chyba ktoś je tu hoduje. W ogóle przyrody sporo, latają czarne wiewiórki stadami, ganiają króliczki, ptaszki i robaczki. Sielsko anielsko tutaj. Może dlatego mam kryzys pisania, że mnie nic nie bulwersuje......

 

kaas : :
mar 11 2005 wydajnosc pracy
Komentarze: 0

Jesli mi ktos powie, ze na Zachodzie maja lepsza wydajnosc to powiem, ze pieprzy. Moja firma unijna zajmuje się wieloma rzeczami tylko nie praca. Codziennie mam informacje na temat:

-kiedy zrobic letnia balange w naszym zakładzie,

-dzis zebranie było calej załogi i dyskutowano czy ruchomy czas pracy jest zły, dla załogi ok., ale chyba dyrekcji się nie podoba-ludzie kantuja na godzinach,

-ciagle mnie gnębią o kalendarz szkolen. Szkolenia obejmuja miedzy innymi takie zagadnienia jak postępować z niesubordynowanymi pracownikami, szczerze mówiąc czemu nie…nie wiem, czy jest jak postępować z szefowa- przekwitajaca histeryczka- ale to na razie poki jestem tu w zgnilym kapitalizmie to mnie nie dotyczy. Mam nadzieje, ze jak wroce to szefowa przekwitnie ostatecznie…..

-w czasie herbatkowym nie należy organizowac zadnych spotkan ani umawiac się z ludzmi bo przeszkadza się pijacym herbate. Wczoraj dostalam maila od naszego szefa głównego, w kto rym przepraszal, ze z powodu seminarium herbatka odbedzie się w czasie pozniejszym.

 

Za 10 minut mam lunch. Umawiam się wtedy z dziewczyna z Polski i razem wymieniamy uwagi na temat ludzi i tutejszego systemu. System jest swietny w warunkach dobrobytu. W przypadku biedy i niedostatku jak u nas w mojej polskiej firmie ci ludzie potraciliby glowy. Nikt tu nawet nie probuje spekulowac na temat jak zaoszczędzić cokolwiek. U nas jak przychodzil papier to było święto, vide film Mis –„wyngiel przywiezli!!!!”. Tu jak mojej projekt liderce wspomniałam o tym, ze nie wiem czy ma sens drukowanie wszystkich 40 dyrektyw to popatrzyla na mnie dziwnie.

Wypożyczyłam wiertarke Metabo do domu i będę mocowac polki. Zrob to sam. Napisałam rozpaczliwy list do B, ze potrzebuje chlopa. I tak pomysli co chce…..

 

 

kaas : :