Najnowsze wpisy, strona 37


kwi 03 2005 gdy zabraknie autorytetu......
Komentarze: 1

Wczoraj i dzisiaj bardzo chciałam być wśród swoich w Polsce. Tu w Belgii nie ma żałoby, nawet w kościele ksiądz tylko wspomniał, żeby modlić się za duszę Papieża. Wieczorem pojechałam z Młodą do katedry w Mol, niebawem po ogłoszeniu śmierci Papieża. Tymczasem katedra była zamknięta, w knajpce obok siedzieli jacyś ludzie, ale raczej byli zajęci wieczornymi sobotnimi pogaduszkami. Nie przypuszczałam, że będzie mi brakowało tego zjednoczenia z rodakami w bólu i żalu po śmierci naszego największego autorytetu moralnego. Czułam pustkę. Siedziałam w necie i słuchałam radia Zet. Jedynego w którym serwer nie padł. Jedynka, Trójka i Bis były niedostępne. Gdy ogłosili śmierć Papieża zaległa cisza, tego momentu nie zapomnę.

 

Ale nie można odsądzać Belgów od czci i wiary- dziś na mszy było szczególnie - jak na ichniejsze warunki  młodych rodzin z małymi dziećmi. Rodzice mieli ze sobą Biblie wydane specjalnie dla dzieci, przypuszczam, że pewnie po mszy było coś w rodzaju niedzielnej szkółki. Dzieciaczki dokazywały ,takie maluchy, może trzy, czterolatki. Rodzice je łagodnie strofowali. Te Biblie były zaczytane i wyobrażam sobie, że ci rodzice pewnie im je czytają, może do snu.

 

Belgowie może i nie są wylewni, ale zawsze w czasie przekazywania sobie znaku pokoju bardzo radośnie podają ręce wzajemnie, w mojej parafii w Warszawie ludzie kiwali raczej tylko głowami.

 

Trudno jest więcej o tym pisac- chyba wszystko zostało już powiedziane, napisane. I tylko nasuwa się pytanie, jak będzie dalej? Jaką drogą pójdzie teraz kościół? Jak pogodzić zmieniającą się obyczajowość i mentalność w świecie z wiernością zasadom religii.? Czy znajdzie się równie charyzmatyczny przywódca Kościoła jak nasz Papież?

 

kaas : :
kwi 01 2005 a życie idzie dalej......
Komentarze: 3

Jak na ironię dziś w Belgii piękna pogoda, zieleni się trawa i wszystko budzi się do życia....razem w pracy z Franceską oglądałyśmy strony w których co i rusz pojawiały się informacje o stanie zdrowia Papieża. Idąc wzdłuż kanałku na codzienny spacer z psami patrząc na spokojną wodę i zieleniejące się drzewa myślałam o przewrotnej naturze, coś musi skończyć się, umrzeć, aby coś nowego mogło się narodzić. Taka kolej rzeczy...

 

Do Franceski codziennie dzwoni mama- to chyba typowe u Włochów, taki nadmiar troski rodzinnej. Mała jest dość niesamodzielna, choć radzi sobie jak może. Z tego co mówi to w mediach włoskich dziś nieustannie nadają relacje na temat stanu zdrowia Ojca Świętego. Wydaje mi się, że bardzo Włosi są poruszeni jego stanem....

 

Dziś miałam sporo na głowie, chłodnica w moim samochodzie prawie się rozsypała w „drebiezgi”, bałam się jechać samochodem do pracy aby nie zatrzeć silnika. Dzięki B, który przytargał nową chłodnicę z Polski to byłabym została z ręką w nocniku.....

 

Na stacji niby nie oszukują, tu liczy się czas naprawy. Facet powiedział mi, że mogę się jakąś godzinkę i pół przejść. Jednak po 40 minutach, gdy powoli i bez pośpiechu zaliczałam swoje ulubione sklepy ogrodnicze, zauważyłam, że mój pojazd stoi na podwórku. Poszłam na stację i facet chcąc nie chcąc policzył mi za rzeczywisty a nie wirtualny czas naprawy. Gdybym powróciła po 1,5h – za tyle bym zapłaciła. No cóż, każdy orze jak może.....

 

Czekam dzisiaj na przylot Młodej z kraju. Teraz siedzi w samolocie . I czekam na sms, że wylądawała bezpiecznie........

 

 

kaas : :
mar 29 2005 zupa z muli
Komentarze: 3

Nie było kiedy pisać. Dziś wsadziłam B do samochodu i pojechał do kraju. Ja jechałam do pracy. Teraz dopiero odczułam, że mogę pogadać już tylko z psami. Siedzę przy kompie, posprzątałam, wrzuciłam rzeczy do nabytej niedawno pralki, mojej radości po kilku ręcznych dużych praniach..... Słucham przez net wirtualnej trójki i właśnie zapowiadają, że będzie zimno, jakieś dwa, trzy stopnie.

A u mnie wiosenna burza, leje deszcz z całej siły i grzmi. Był moment, że jak pojechał B myślałam, że oto ja też jadę...i nagle uświadomiłam sobie, że jednak zostałam tutaj. Sama nie wiem, czy to dobrze, ale się ucieszyłam. Powinnam czuć nostalgię, ale jakoś nie czuję. Może to i niepatriotyczne. Ale ciągle słyszę o tym jak młodzież chce zwiewać. I doskonale to rozumiem. W Polsce dla nich nie ma miejsca. Nie są potrzebni.

 

Jestem tu póltora miesiąca i jest to wystarczający czas aby nie odnosić się do wszystkiego z żywiołowym entuzjazmem. Ciągle na przykład wkurza mnie fakt, że ludzie lepiej żyją nie przez to, że są zdolniejsi, ale się urodzili w tym kraju. Wcale nie są lepsi. Dziś mój kolega, chyba doktorant miał takie problemy, że moje techniczki by sobie z tym poradziły. Tu właśnie jest mój żal- jak bardzo kwestią przypadku jest los. Jeszcze dwa lata temu dziadowałam i teraz jestem przecież tą samą osobą i mam się całkiem dobrze. Ciągle nie potrafię tego zrozumieć.

 

Zakłamanie propagandy zarówno anty- jak i prounijnej dopiero widać z pewnej perspektywy. Nie jest to oaza szczęśliwości, bo dobrze mają tu tylko nieliczni. Pocieszające jest to, że ma się szansę awansu jak się idzie do przodu, uczy się i pogłębia kwalifikacje. Niestety jeśli ludziom się wydaje, że Unia jest oazą wolności to powinni jak najszybciej zmienić zdanie. Internet, banki są instytucjami, które wiedzą o delikwencie wszystko. I w odpowiednim czasie to potrafią wyciągnąć.

 

Chodząc tu do kościoła katolickiego nie widzę specjalnie jakiejś drastycznej laicyzacji. Owszem, msza jest jedna w niedzielę, ale kościołów w mojej miejscowości jest kilka. Wiele ludzi to element napływowy, widać sporo Muzułmanów. Ale to całkiem inny kościół. Nie ma tam polityki ani rozgrzewania nastrojów. Przychodzą rodziny wielodzietne. Z kolei od mojego przyjaciela słyszałam, że w jego parafii było na Wielkanoc ostre kazanie antywałęsowe i antyunijne. To nie perspektywa laicyzacji przeraża kler. Tu ludzie też potrafią wyłączyć się od telewizora i amerykańskiego bełkotu i propagandy. U nas niestety, jedzie się na nastrojach wywołanych biedą, bałaganiarstwem i brakiem perspektyw. Ludzie spoglądają z nadzieją w stronę kleru i kościoła, że uwolni od biedy. Nic bardziej błędnego. Tu zbiera się na ofiary Tsunami a nie na bezrobotnych.....

 

Mule się udały, trzeba tylko dodać białego wina, czosnku, cebuli, bułkę tartą, pietruszkę zieloną i gotować szybko acz krótko.....

 

kaas : :
mar 26 2005 tankowanie gazu
Komentarze: 2

Dorwałam się do kompa jak pies do szperki tylko dlatego, że B po długiej włóczędze poszedł spać. Byliśmy dziś na kolejnej wycieczce do Antwerpii. Widok płócien Rubensa w Katedrze Najświętszej Marii Panny- Zdjęcie z Krzyża, Wniebowstąpienie były przeżyciem poruszającym w Wielką Sobotę. I choć nie było żadnej oprawy wielkanocnej to same cztery obrazy Rubensa robiły wrażenie niesamowite.

 

Ponieważ chcę wystrzegać się pełnienia roli Przewodnika Pascala- zawsze uważałam opisy cudzych przygód za lekko nudne o ile mnie to nie dotyczyło, opiszę jak tankowaliśmy gaz. Belgowie nie wiedzieć czemu mają całkiem inne końcówki do tankowania gazu niż Włosi, Niemcy i Polacy. I o ile nie było problemów, żeby B zatankował w Niemczech- mieli tzw „przejściówki” to w Belgii tego się nie uświadczy w ogóle. Nie można tego pożyczyć, kupić w sklepie ani ukraść. Mogiła ciemna. Wczoraj facet ze sklepu zrobiła jakiś konstrukt skompilowany z belgijskiego zaworu i jakiejś tulei. Zespawał to i za robociznę wziął 1€. Zaskoczyło mnie to niepomiernie. Warto walczyć o tankowanie gazu, bo jest trzykrotnie tańszy aniżeli benzyna. Ale wydawało się, że przystawka jest za krótka, więc dołożył jeszcze jakieś gumowe uszczelki i nasmarował. Pojechaliśmy na stację benzynową- i nie leci. Kurcze, kiepsko.... Dopiero przytomny facet na stacji wziął śrubokręt i – przetkał zasmarowany przewód gazowy i dopiero gaz poszedł jak burza....

 

Ciekawie wyglądają zakłady fryzjerskie w Antwerpii. Głośna muzyka, lata kilku facetów na czarno ubranych i strzygą panienki, czasem od nich odchodzą, czasem nie. Sprawia to wszystko wrażenie jakiegoś show. Ale panienki są profesjonalnie obcięte. Dziś pomimo zaczynających się Świąt wszystko było pootwierane- nie czuje się w ogóle nastroju świątecznego. U mnie na prowincji jak zwykle- rowerki, jogging, jak co dzień.....

 

Na jutro robię zupę z małż. Zobaczę co z tego wyjdzie.....

 

kaas : :
mar 25 2005 w Ostendzie
Komentarze: 2

Mam chwilkę ciszy i spokoju, B śpi jeszcze na górze a budzi się prawdziwie poranek wiosenny..... Od kilku dni latamy, aby móc jak najwięcej zobaczyć. Przedwczoraj odwiedziliśmy stolicę Europy-a według mnie światowej biurokracji czyli Brukselę, wczoraj Ostendę, dawniej znany skądinąd kurort.

Bruksela robi dość imponujące wrażenie, choć przyznam, że zaskoczył mnie widok Gare Centrale, czyli dworca centralnego. Spodziewałam się imponującej oszklonej budowli a stacja przypominała dość zaniedbaną stację metra, wysiada się w dość ponurym tunelu, przypominającym wejście do kopalni węgla kamiennego. Metro jest również niezbyt piękne, nasze warszawskie jest daleko bardziej estetyczne, szkopuł, że zasięg ma niewielki.....

Natomiast rosną w siłę imponujące budynki biurokratów, przeszklone i wielkie, jechałam w okolice placu Schumana, gdzie aż roi się od urzędasów, którzy trochę chyba dla szpanu noszą na smyczach swoje plakietki, pokazujące przynależność do pewnej dość elitarnej kasty urzędników unijnych. Była też jakaś demonstracja- tu chyba takie demonstracje są codziennością. Policjanci siedzieli zblazowani, ustawiony był metalowy kordon ochronny a nieopodal pokrzykiwali sobie dość głośno śniadzi obywatele belgijscy- mówiąc w sposób poprawny politycznie. Ogólnie zaskoczyła mnie ilość muzułmanek tutaj- w mojej dziurze flamandzkiej praktycznie za dużo się ich nie ogląda. A w Brukseli całkiem śliczne i młode dziewczyny chodziły z chustami na głowie, ale i w makijażu. Nie widać jakichś śladów dyskryminacji, ale chyba Belgowie są z natury flegamtyczni i za dobrze im jest, aby wykazywać jakąś nietolerancję.

 

Oczywiście Manneken Pis stał na swoim miejscu, nie ubrany ale otoczony mnóstwem Japończyków z aparatami. W ogóle cała Starówka prezentowała się w wiosennym słońcu nad wyraz pięknie, ponieważ nie roszczę sobie prawa do bycia przewodnikiem nie będę rozwijać tematu co i gdzie widziałam, bo zapewne bardziej profesjonalnie opisane jest w przewodniku Pascala. Ale dodam, że chłopczyk ma też odpowiedniczkę, siusiającą dziewczynkę, schowaną za kratami w dość odległym zaułku- czyżby z obawy przed zbokami?

 

Ostenda powitała nas znacznie gorszą pogodą, choć ranek był również śliczny. Widoczność była dość jednak kiepska a morze zamglone. Niemniej jednak zanurzyłam stopy w jego falach. Przeszliśmy ją wszerz i wzdłuż- ponieważ jeszcze nie sezon, ludzi mało a sklepy z pomiątkami na deptaku pozamykane. Część szalenie drogich o ekskluzywnych knajp była otwarta i kusiła zestawami za 21-58€, cóż poprzestałam na zupie z jakichś ślimaczków za 4€ od łba z budki przy targu rybnym......Pomiędzy Ostendą a Dover kursują promy i pływają doprawdy niezwykle szybko. W marinie pooglądaliśmy jachty morskie, pomimo podłej pogody niektórzy właściciele postanowili zadbać o łodzie i przyjechali je poszorować. Zdziwiło nas, że nie ma w Ostendzie żadnego bodaj najmniejszego sklepu z akcesoriami – a tak chcieliśmy się pogapić a może i nawet co kupić......Po południu dopadł nas deszcz taki, że moja dżinsowa kurtka była przemoczona jak ścierka.

 

A dziś znów pięknie... B jeszcze śpi. Ciekawe, gdzie nas los dziś rzuci.....?

 

kaas : :