Najnowsze wpisy, strona 35


kwi 23 2005 poranne politykowanie
Komentarze: 2

Wczoraj slyszałam radio zetkę – wyjątkowo serwer jakoś chodził. Mówili o referendum nad konstytucją. Boją się, że Francuzi ją odrzucą. Jakoś w sieci o tym pisze się zdawkowo- strach.....CO będzie jak tą unijną konstrukcję trafi szlag....Siedzę już jakiś czas w tym europejskim bagienku i- wybaczcie, jeśli się zaraz jakiś euroentuzjasta odezwie-coraz bardziej mi to przypomina Sojuz. Jedynie słuszne poglądy, jedynie słuszna polityka i powolna centralizacja wszystkiego w Brukseli. Rządy przez wybranych przedstawicieli państw członkowskich, decyzje scentralizowane- rzecz jasna pisze się o tym, że Unia ma pomagać a nie ingerować w suwerenne decyzje państw członków.

 

Chyba mało kto przeczytał Konstytucję- jest to ponad 300 stron.  Przygotowując się do egzaminu ściągałam na ten temat omówienia. Mogę podać linka- jest po angielsku.

http://www.europa.eu.int/constitution/download/oth250604_2_en.pdf

otóż według Konstytucji Unia ma mieć jednolite podstawy prawne a organami zarządzającymi będą instytucje europejskie Rada, Parlament, Komisja oraz powołany zostanie unijny minister spraw zagranicznych. Liczba stołków w Europarlamencie będzie wynosiła 750 i będzie rozdzielana w zależności o d wielkości kraju. Ponieważ nie jestem europeistką, nie będę dywagować nad sposobami głosowania w różnych sytuacjach i w różnych instytucjach. Zresztą mało to kogo teraz obchodzi-jakby co to odsyłam do linka.

 

Oczywiście się wiele mówi o jawności i przejrzystości podejmowania decyzji i prawach państw członkowskich, ale jedno chyba nie ulega wątpliwości- tworzy się pewna struktura w której wytwarza się wspólna scentralizowana władza.

 

Można zastanawiać się w jaki sposób taki organizm będzie funkcjonował- tak jak mi się wydaje w bogatych krajach będzie to bez różnicy, bo oni i tak są bogaci. Jeśli ktoś ma złudzenia, że będzie teraz lepiej wszystkim to niech się ich wyzbędzie. Będzie dobrze tylko tym, którzy się załapią do euroinstytucji. Dożywotnie posadki i masa przywilejów już w tej chwili powodują, że nawet w państwach zachodnich standard życia przeciętnego obywatela jezt zazwyczaj niższy niż eurourzędasa. Reszta tak jak dotąd a nawet gorzej.....

 

Ludzie mi tu mówili, że po wejściu do strefy euro ceny poszły w bardzo znaczącym stopniu. Zaokrąglano w górę i mimo iż ich zarobki liczono w tysiącach euro, bardzo boleśnie odczuli to po kieszeniach. Wprowadzenie euro przy zarobkach ludzi w Polsce rzędu 200-500€ spowoduje w niektórych sytuacjach straszną biedę- już zresztą wiele naszych cen jest na poziomie europejskim a sporo artykułów jest znacznie droższych.

 

Mogę podać to co widzę a ludzie w Polsce nie mają o tym pojęcia na co dzień- nachalna europropaganda. W Brukseli jest eurosklep i euroksięgarnia i są tam piewcze dzieła na temat zjednoczonej Europy. Ponieważ należę do pokolenia, które było systematycznie zniewalane propagandą to widok tych optymistycznych agitek wywołał u mnie skądinąd znane uczucia z jednej strony pustego śmiechu a z drugiej –przerażenia.

 

Już widzę, że w mojej instytucji wszystko zmierza do pełnej kontroli. Wgrałam sobie total commandera a moja szefowa- ja ci tylko mowie, ze tu nie wolno nic instalować. Poczta jest nagrywana. Żadnych sharewarów- Gady , tlena, bo cie nie podejrzą.

 

Unia misternie konstruuje strukturę zbliżoną do jakże nam – może co poniektórym z nas- znaną z dzieciństwa i wczesnej młodości. Ciekawe, czy zaczną się bunty i traktaty o zniewoleniu? Bardzo jestem też ciekawa, czy dożyję tych czasów.......

 

kaas : :
kwi 19 2005 deszcz i chandra
Komentarze: 4

Powinnam cos napisac- siedze dzis w pracy i bedzie bez polskich czcionek. Chyba w Polsce zawitala wiosna, bo czyje to po przeczytaniu blogow odczuwa się tęsknotę i zachwyt nad natura. Tutaj od wielu tygodni jest tak samo- przestaje się dziwic frustracjom Belgow, ze sa marudni i powolni. Codziennie deszcz, zazwyczaj w srodku dnia, potem ladna pogoda a wieczorem znow pochmurno. Standard.

 

Cholernie się stesknilam za moja dzialka. Dopiero teraz odczuwam, ze sporo radości dawalo mi grzebanie w ziemi i wdychanie świeżego powietrza. Tu tez jest go sporo i raduje mnie kazde wychodzenie z psami. Ale przemierzam w kolko te same trasy i choc psy sa przeszczęśliwe to ja odczuwam nude.

 

Mam swietne mieszkanie, ale co z tego, cos tam kupiłam, cos tam jest, ale nie inspiruje mnie ono.

Może to będzie przewrotne co zazwyczaj pisze, ale zaczynam odczuwac pewna nostalgie. Tu jest spokojnie i dostatnio. Brak mi pierdolow dziewczyn, tutejsze herbatki sa rownie beznadziejne jak u nas. Baby się nie kloca bo bariera jezykowa powoduje, ze każdy stara się być mily i ugrzeczniony. Poprawność polityczna na każdym kroku. Dzisiaj gadaly na jako pokoj pomaluja dziecinne pokoje, jedna na rozowy, druga w kwadraty…no coz baby sa takie same wszedzie na calym swiecie.

 

Nie jestem emigrantem na Paryskim bruku, w gruncie rzeczy zyje się mi tu beztrosko. Wczoraj napisałam list do mojego przyjaciela, ze tu się ma problemy, których w codziennym obcowaniu w Polsce nikt nie zrozumie. Na przykład spojrzenie Niemki zaraz powoduje jakis skurcz wewnętrzny. Nie ludzmy się, jesteśmy akceptowani, ale nie jako rowni im. Oni nas musza tolerowac, bo takie maja wytyczne. Zle się czuje, gdy udaje mi się zaobserwowac, jak podchodza do demoludow. Oficjalnie jest ok., ale prywatnie to czasem widac.

 

Druga rzecz to ten stres- zarabiasz niezle, ale co dalej. W Polsce dzieje się coraz gorzej. Na ile to ma ci potem wystarczyc. Na ile mozesz tutaj sobie pozwolic? Jak wrócić do niedostatku? Mam jeszcze troche czasu i jak Scarlet- pomysle o tym jutro….Ale cos w srodku gniecie.

 

Ale czego do diabla ten edytor unijny uznaje niektóre polskie litery? Czyzby udalo się jednak choc częściowo wejść do tej Europy?

 

 

 

kaas : :
kwi 16 2005 niedobór inteligencji
Komentarze: 1

Jestem dziś w średnim nastroju. Egzamin okazał się tak absurdalny, że z jednej strony żałuję, że poszłam, bo czuję przez skórę się zrobiona w konia. Z drugiej to było ciekawe doświadczenie socjologiczne. Dla tego warto było podejść. Egzamin rozpoczął się o godzinie 9 rano. Musiałam wstać o świcie czyli koło 5 rano aby dojechać do Brukselki na tą nieszczęsną 9. Nie przepadam za tym miastem. Panuje w nim chaos i kakofonia. Jest tu wszystko dwujęzyczne, napisy w metrze. Jak facet zapowiada pociąg to oczywiście robi to po francusku i flamandzku. A więc powtarza to dwa razy. Pociągi często przyjeżdżają, więc panuje na dworcu czy w metrze nieustanny jazgot. Napisy w autobusach przelatują na okrągło też w obu językach. Wszędzie niesamowity ruch i szybkość. Korki jak cholera. Nigdy nie chciałabym tu mieszkać.

Dojechałam metrem do Heysel, miejsca gdzie jest sławny skądinąd stadion i budynki ekspozycji EXPO. W jednym z nich odbywał się ten egzamin. Olbrzymia hala przypominająca co najmniej dwa Auchany, wszędzie krzesła podzielone na sektory. Nagłośnienie. Kible w postaci dwóch kontenerów do których stała potworna kolejka. Spotkałam przy nich dziewczyny z Polski, startowały w innej kategorii. Mówiły, że będą celowac. Niewiele wiedzą ale próbują. A nuż się uda.

 

Wreszcie zaczęło się. Informacja, że nie można mieć komórki ani kalkulatora. Paszport na wierzch. Rozdali testy. Pierwsze wątpliwości, czy to co intuicja podpowiada jest słuszne. Czasu jest bardzo mało, pytań 80 , około 1 minutę na jedno. Niektóre powodowały śmiech pusty zaś inne irytowały, będąc z dziedziny z którą miałam do czynienia jakieś 30 lat temu. W niektórych przypadkach strzelałam. Normalnie, jak w testach. Wiem, że część mam dobrze, część nie. Sprawdziłam potem w necie odpowiedzi na niektóre pytania.

 

Drugi etap odbywał się po 15 minutowej przerwie. To był hardkor. Przynajmniej dla mnie. Ja mam taką naturę, że wolno liczę. Po prostu ten typ tak ma. Jak kupuję coś w sklepie to powoli przeliczam ile mogę wydać, jak na wsi kupuję ser czy jajka to zawsze liczę kilkakrotnie w pamięci. Zadania nie były matematycznie trudne. Obliczanie procentów, odejmowanie i inne działania, które zazwyczaj robi się na kalkulatorze. Szkopuł w tym, że trzeba było robić to na liczbach ośmiocyfrowych. Czasu na to było bardzo mało.Pomiędzy zadaniami były teksty angielskie na zrozumienie tekstu w postaci odpowiedzi na pytania. Na każde liczenie była minuta. Nie zdążyłam. W pewnym momencie odgwizdali, że zostało 15 minut. Już nie mogłam się skupić. Koniec, strzelam. Niech to szlag.

 

Trzeci etap był długi. Trzygodzinny. Teoretycznie pewnie mogłam iść już do domu i olać, bo w zasadzie miałam sprawę z głowy. Trzeci test jest czytany jak się przejdzie przez pierwsze. I tu niespodzianka- pytania jakby skrojone na moją miarę. Napisałam dwa zwięzłe projekty, jeden był kopią tego, co prowadziłam w Polsce. Nie wiem, czy ktoś to w ogóle przeczyta. Ten etap poszedł mi dobrze.....

 

Wyszłam zdegustowana, ale nie byłem w tym sama. Ludzie byli raczej niezadowoleni. Każdy z innego powodu. Dla mnie barierą stało się to liczenie. Czy jestem wobec tego debilem mało inteligentnym? Tak wysłałam B, który zaniepokojony przesłał mi sms-a? Uśmiał się.

 

Wracałam z tej Brukseli z ciężką głową, Doprawdy zrobiłam co mogłam. Zarówno kolega z Węgier, znajoma Belgijka byli raczej w humorach minorowych. Odstrzał będzie straszny.

 

Znów te szczekanie na dworcu centralnym i wreszcie dojechałam do mojej dziury. Dziś w ramach odreagowania przesadzałam kwiatki. Moja group leader zdawała dwa razy i uważa to za loterię. Każda próba jest jakąś walką z samym sobą i wyzwaniem- nie zawsze ma się farta. Ale jedno wiem, że my jako demoludy aby tu się ustawić musimy wiedzieć to i tyle co zasiedziali tutaj od wieków. Testy były takie same. Stawia nas to w pozycji zasadniczo gorszej......Chcieliście Unii no to ją macie.....Choć teraz mamy ten przywilej, że możemy próbować. Marne to pocieszenie......

 

 

kaas : :
kwi 14 2005 zrobili nas......
Komentarze: 4

Nie pisze bo zdaje egzamin europejski jutro. Co jakis czas uprzejmie o tym donosze, ale jakos jednak postanowiłam podejść. Co prawda nie licze na wiele- dopiero niedawno dowiedziałam się co to jest Coreper i jakie kryteria akcesyjne ustalono w Kopenhadze oraz jakie zalozenia do polityki rolnej CAP zostaly ustalone przez Agende 2000. Może dla europeisty sa ta rzeczy banalne i oczywiste, ale dla przedstawiciela dyscyplin ścisłych to jest totalna abstrakcja. Do tego tekst na zrozumienie jest zazwyczaj belkotem tak wieloznacznym, ze wybranie zdania które koreluje z tekstem jest raczej niemożliwe- wszystkie sa w jakis sposób prawdziwe, ale nie do konca.

 

Wczoraj dowiedziałam się ciekawej rzeczy, jak zostaliśmy jako demoludy zrobieni w bambuko. Otoz nowe przepisy o zatrudnianiu na stale w placówkach unijnych weszly w zycie dokladnie w dzien akcesji czyli 1 maja 2004. Od tego momentu prawo do zatrudnienia się na stale w unijnych instytucjach maja tylko laureaci tych konkursow, których nazwy nie podam z tego powodu, ze w Goglach robi się zaraz link do mojego bloga. Proporcje sa takie, ze startuje kilka tysięcy osob a przechodzi około 100 a na koniec zostaje na przykład 30.

 

Dowiedzialam się od zaprzyjaźnionej osoby, ze moja firma na gwałt nadawala status pracownika stalego przed pierwszym maja wszystkim- tylko nie Polakom tam pracującym. Bo przed 1 maja nie byli w Unii. I tak zostaliśmy w piekny sposób odcieci od przywileju zatrudnienia się na stale. A byli ludzie, którzy mieli tam dosc pokazny dorobek jako stypendyści.

 

Oczywiście oni potrzebuja ludzi ze znajomością polskiego do prac w Parlamencie, Radzie czy Komisji, choćby jako tłumaczy. Wiec nabory sa- na sekretarki, personel pomocniczy, stażystów. Sa również nabory na administratorow. Ale ilości miejsc sa sladowe. A chetnych duzo, bo któżby nie chciał być jednym gestem ustawiony finansowo do konca zycia…..i to bez jakiejkolwiek obawy przed zwolnieniem…..

 

B wierzy we mnie i kaze się nie martwic. Zdasz- mowi- za drugim razem, może trzecim. Ale administratorow  z Polski nie potrzebuja tak znowu duzo. Wiec może nastepny konkurs być albo nie być.

W gruncie rzeczy Unia zrobila ciekawy ruch, który jeszcze nie wpadl do glowy naszym mędrcom. Zaszufladkowala pracownikow naukowych do kategorii urzędasów. Mnie to już nie dotyczy, jak obleje to nic się nie stanie, startuje raczej z ciekawości niż z wiary, ze się dostane. Nawet moja tutejsza szefowa, która przez to przechodzila mowi, ze to loteria. Życzyła mi powodzenia. Sama zdawala dwa razy.

 

A propos poprzedniej dyskusji- czytam nadal Onet. I widze obrzydliwe notki, pelne jadu, blota i paskudztwa. Narod odreagowuje czas modlitwy i pokory oraz zaloby. A na konklawe patrzy jak na kampanie wyborcza. Jak to może być- pisze jeden z onetowcow- ze jakby wygral kardynal Ratzinger- to Polacy musieliby calowac Niemca w pierścień i klękać przed nim…….no comments i koniec dalszych dyskusji na temat cech narodowych. Ja tam zostaje przy swoim zdaniu……

 

kaas : :
kwi 12 2005 Porownania
Komentarze: 4

Porownania. Dlaczego my robimy porownania. Czy ludzie innych narodowości to robia? Tego nie wiem, ale mysle, ze tak. Duzo się dyskutuje u nas o naszych cechach narodowych. Tu w Unii tez się dyskutuje. Wczoraj przyszla do naszego pokoju Amalia-Hiszpanka. Zaczela się dyskusja o naturze Belgow. Bo wiecie- powiedziala- wczoraj bylam na stacji obsługi samochodow i taki jeden Belg wymienial mi kola. Grzebal się przy tym tak długo, az mi się flaki wywracaly. Chciałam go pogonic, ale jakos tak nie wypadalo, był mily i bardzo uprzejmy. A potem ta jazda- perorowala- jade jakies 50 km/h a im się w ogole nie spieszy. U nas jakbym tak jechala to by mnie zaszlachtowali albo rozjechali- dodala z uśmiechem. Nastepnie obgadałyśmy, tak po babsku, ale życzliwie zachowania innych nacji. Tak, Klemensie, to nie jest tak, ze żaden narod się nad swoimi  cechami narodowymi nie zastanawia . Owszem dyskutuje się wywyższanie się Niemcow, życzliwość ludzi z Austrii czy powolność Belgow.

 

Polacy w swej historii nie mieli okazji zbyt wiele podróżować. Albo wyjeżdżali najbardziej hałaśliwi i przedsiębiorczy, którzy niekoniecznie odebrali najlepsze zasady kindersztuby albo tez towarzysze, rzucający się na dinnery na przyjeciach jak sepy. Cale pokolenia przez historyczne zaszłości nie mialy okazji do nauczenia się tolerancji i obycia i co najważniejsze jezykow. Teraz to się co nieco zmienia. Wyjeżdżają ludzie obyci i swiatowi i na ogol z powodzeniem dopasowuja się do tutejszej społeczności i sa akceptowani. Mogą mieszkac tu i teraz albo wrócić do kraju.

 

Spora czesc Polakow jednak jest zasiedziala, z nieswojej zreszta winy mieszkaja w biednym i targanym aferami kraju. I nie zdaja sobie sprawy z tego, ze można po prostu zyc inaczej i mieć poszanowanie i tolerancje. Wczoraj idac na spacer z psami widziałam ponad 30 pan kolo 60 jadacych wspólnie na rowerach, były rozne, grube, chude, wszystkie w dresach i roześmiane. Pewnie czlonkinie jakiegos klubu rowerowego. One nie sa ani gorsze ani lepsze od Polek. Tylko dlaczego u nas nie ma czegos takiego- aby baby w podchadziaszczym wieku zamiast latac po supermarketach czy plotach wsiadły gremialnie i pojechaly na rower.

 

U nas się ocenia- jak Ksiaze Karol wziął slub z Kamila ile było komentarzy na temat ich braku urody. Tu tak ludzi się nie ocenia.

 

Teraz będzie się ocenialo mnie- czy jestem patriotka czy nie. Nawet dzis mój przyjaciel zapytal czy tesknie. Powiedziałam, ze tak, ale za ludzmi. Nie za codzienna lektura afer, propozycjami pomnikow, gdy spora czesc społeczeństwa nie ma co do gara włożyć. Nie za udowadnianiem, ze jesteśmy jesteśmy jakichs powodow lepsi od innych nacji.

 

kaas : :