Najnowsze wpisy, strona 34


maj 20 2005 kretyn z ogolnopolskiego portalu......
Komentarze: 4

Mysle, ze pokonalam blogowstret- a chyba każdego on od czasu do czasu nachodzi. Jakos nie mam przekonania ostatnio, ze powinnam konwertowac mysli na pliki. Jakos utwierdzil mnie w tym przekonaniu osobnik z blogi.pl pod ksywa Quirk, który jako komentarz napisal –pozdrowienia od kretyna z ogólnopolskiego portalu. Otoz dochodze do wniosku, ze ludzi na blogach postrzegaja innych dosc dziwnie. Nie sposób napisac, ze cos się nie podoba czy cos się naprawde mysli, bo zaraz wygeneruje się ktos obrazony i zacznie wyciągać daleko idace wnioski. Jeśli Quirk naprawde uwaza się za kretyna z ogólnopolskiego portalu to przede wszystkim nie powiniem się z tym afiszowac. Wczorajsze komentarze na Onecie dotyczące skazania faceta, który próbował targnąć się na profesora były tak zalosne, ze nie sposób oprzec się wrazeniu, ze do sieci dostala się masa debili-mam nadzieje, ze wśród komentatorw nie było Quirka…. Natomiast jeśli pewne określenia wydawaly się komentatorom dowcipne to nie daj Boze z takimi satyrykami.

Ostatnio bylam w Polsce i wróciłam smutna. Znajomi, wszystko ok. Ale rano zaraz po przyjezdzie włączyłam telewizor i co było-afera Orlenu, Krzaklewski na dzien dobry. Mechanik samochodowy, który miał mi zrobic przegląd samochodu na tip top- bo tu moja marka jest curiosum- spieprzyl kompletnie robote za ciezkie pieniadze, choc był polecony i od miesięcy wiedzial, ze przyjade. Dopiero przedostatniego dnia samochod był na tyle sprawny, ze nie balam się jechac taki kawal. Ale stracilam mnóstwo czasu i do tego nie miałam czasu odwiedzic wielu znajomych. Do tego paskudna pogoda, ziab dopełnił swego a o podrozy na Mazury mogłam tylko pomarzyc. W mojej warszawskiej pracy mobbing, zla atmosfera, szefowa, której się wydaje, ze może pomiatac personelem. Do tego jegomość, który u mnie mieszka pozasuszal mi kwiaty- na szczescie udalo się je odratowac wywozac do innych ludzi. Prosilam go- nie biore od ciebie za duzo pieniędzy, ale proszę o jedno- o podlewanie kwiatow. W lodowce panowal sakramencki smrod, stala tam miedzy innymi smietana, która zostawilam w lutym, częściowo otwarta. Jak można być takim troglodyta?

 

B miał czas tyle o ile, ale i tak się staral zawsze go dla mnie miec. Zadziwiaja mnie te stosunki- z jednej strony jest nie najgorzej, ale tez i nie jest to dobry czas na podejmowanie jakichkolwiek decyzji. Obserwuje u siebie calkowita atrofie potrzeb czułości czy troskliwości. Może i to jest efekt moich nie najciekawszych doświadczen, ale uwazam, ze facet powinien być przede wszystkim pomocny. Zbyt wiele się przejechałam, aby teraz gdy sobie radze w sferze materialnej wpadac w jakies nieciekawe układy mesko-damskie. Zaleta B jest to, ze znam go jak zły szelag i wiem jaki potrafi być dla mnie, gdy mi było bardzo zle. Jego wiarołomstwo z ubiegłego roku całkowicie mi nie przeszkadza. Chyba się pogodziłam z mysla, ze mogą nas łączyć jakies wspolne zainteresowania, ale nie odczuwam potrzeby wiezi uczuciowej. Choc jest mi bliski i naprawde robi bardzo wiele dla mnie.

Spotkałam się również z Matem i to dwukrotnie. On zyje tu i teraz czyli nie ma żadnego sensu, aby sprawe posuwac naprzod. Ale nie mniej jednak oba spotkania były tworcze i bardzo inspirujące. Mat jest człowiekiem szalenie towarzyskim, kontaktuje się z wieloma młodymi ludzmi w pracy i trzeba przyznac, ze potrafi być czarujący. A ja jestem daleko, wiec nie ma co produkowac złudzeń.

 

Z zalem dostrzegam, ze z niektórymi ludzmi stosunki się ochłodziły- tak naprawde to wynika to z pewnej zawisci- zachciało ci się Europy- takie teksty tez udalo mi się usłyszeć. Nie miałam szans pojechac na cmentarz ani do meza ani do mamy- wszystko przez niesprawny samochod….

 

Do Belgii wróciłam z pewnym poczuciem ulgi. Dobre jest to, ze można podróżować swobodnie, na granicy nie zaczepiaja i nie grzebia w samochodzie, nie czuje się człowiek wygnancem, ma swoja ziemie, ale i może pracowac gdzie indziej i to jednak jest pewne osiagniecie integracji z Unia….. Pozostaje jednak zal, ze w kraju robi się coraz biedniej i naprawde beznadziejnie. Ze strachem mysle o powrocie, choc jeszcze troche mi pozostalo możliwości posiedzenia tutaj….

 

kaas : :
maj 04 2005 do domu juz jutro
Komentarze: 1

Przez ten wyjazd do kraju to nie mam na nic czasu- narobilam zakupow az Mloda sie spytala czy musimy robic za dobra ciocie z Ameryki i czy mi wyrosla biala broda-slowem kupa latania po prezenty i zastanawiania się, czy każdemu się dogodzilo.

 

Wczoraj miałam mily akcent w pracy- od rana na billboardzie wisiała tablica z napisem Polish National Day i wisiały wszystkie flagi unijne. Choc daleko mi do dętego patriotyzmu to zrobilo mi się naprawde przyjemnie. Nawet niektórzy skladali nam Polakom zyczenia.

 

Jedne z moich kolegow Allan smial się czy to w stolowce były typowe polskie dania- a była wczoraj taka totalna mamalyga jak dawno już nie było. Powiedziałam, ze zaprosze towarzystwo na bigos, sernik i pierogi aby zobaczyli jak smakuja dobre rzeczy i uswiadomili jakie g… musza jesc tutaj.

 

Jak pisałam zapewne, zawartość konserwantow powoduje totalny rozstroj żołądka, ale mój już się zaimpregnowal. Moge jesc każdy wynalazek z Aldiego bez uszczerbku na zdrowiu.

 

Co do dostępu do bloga na bloxie- mam nieustanne wrazenie, ze na blogach typu onet czy Gazeta czyli na ogolnodostapnych portalach nie blogowych wlaza calkiem przypadkowi ludzie- czytając komentarze w dyskusjach czy newsach na Onecie odnosze wrazenie, ze legnie się tam cala masa kretynow. Nie brakuje ich również na gadu, wiec raczej chce ograniczyc dostep do moich bądź co bądź prywatnych wynurzen do grupy osob mi życzliwych. Załatwię to dzis Deja-vuJ))- chce abyśmy były w kontakcie…..

 

W Unii robi się luzno- widac, ze sporo osob dzis wyjechalo. Ja jade jutro i mysle o tym z radością. Jade do domu. Przemyślałam sobie to, ze pracowac można wszedzie i nie da się ukryc, ze pracuje mi się tutaj lepiej. Ale dom ma się jeden i ciesze się, ze go mam. Ze spotkam się z rodzina, moimi przyjaciółmi, z dziewczynami w pracy a nade wszystko z B. Sprawy zaczynaja isc jakos pomyślniej…..

 

Biore laptopa i może uda mi się przelac czesc obserwacji z podrozy do kraju. Na razie zabieram się do roboty……

 

 

 

 

kaas : :
maj 01 2005 szkolenie się na koszt podatnika.....
Komentarze: 2

Jest pięknie- po prostu doskonała pogoda. A ja się pocę i trawi mnie gorączka. Mycie okien to zawsze ryzykowna operacja- wczoraj mnie podkusiło, czy nie zacząć sprzątać przed wyjazdem do Polski. I wzięłam się za okna w living roomie, prawie na całą ścianie. Efekt imponujący, ale ja zdycham.....

 

Zabrałam się za różne rzeczy- studiowanie instrukcji obsługi maszyny, na której będę pracowała- wreszcie w swojej działce, holenderski for beginners. Wyszłam z założenia, że mam szansę przez rok się poduczyć tego języka. Mam w pracy kurs w czasie godzin pracy i do tego w ramach obowiązków a więc za darmo. Pięć lekcji już było, siedziałam jak chińczyk na tureckim kazaniu, ale mam materiały, więc teraz to kwestia treningu podstawowych informacji w każdym języku –osoby, dni , liczebniki.

 

Moja group leader była bardzo zdziwiona, gdy powiedziałam jej, że chcę się uczyć Dutch-a. Spytała a nie lepiej niemieckiego albo doskonalić angielski. Odparłam, że pewnie ma rację, nigdy za dużo doskonalenia się, ale w moim kraju język holenderski czy jego odmiana flamandzki nie są popularne. Niemieckiego nie znam, po angielsku się dogadam a we flamandzkim mogę mieć gratis konwersacje-choćby w sklepie czy bibliotece. Muszę myśleć o swoim przyszłym życiu- jej już jest zaplanowane, do emerytury będzie siedziała jako funkcjonariusz w strukturach unijnych a ja wrócę do kraju i co dalej....Dodałam- wy to naprawdę macie inne problemy....powiedziała, że szef zaaprobował moja koncepcje- wiec się zdecydowałam....A ja mogę na starość coś z tego języka tłumaczyć- tu w Unii jest on bardzo pożądany....i w Polsce będzie.

 

Szkolenia w strukturach unijnych odgrywają rolę niepoślednią. Jest wręcz obowiązkiem uczestniczyć w szkoleniach. Bruksela organizuje różne dziwne kursy, które w rzeczy samej może i są przydatne- na przykład nauczenie się występowania przed publicznością, robienia prezentacji czy radzenia sobie ze stresem powodowanym przez upierdliwych podwładnych (upierdliwy- moje tłumaczenie wolne...).Odpowiednia ilość ukończonych kursów jest kluczem do awansowania. Funkcjonariusze unijni mają etat dożywotni, kwestia tego w której grupie zaszeregowania pozostają.

Skoro istnieją dwudniowe kursy w Luksemburgu w kwestii poprawy asertywności- wiem, że na takim kursie była jedna z tutejszych kierowniczek- kursy przedstawiciela handlowego- czyli uczenie się agitowania i robienia wody z mózgu w sposób naukowy- na którym była taka jedna znajoma Francuzka - to czemu ja nie mogę nauczyć się dziwnego języka na koszt podatnika brukselskiego....?

 

Idę leżeć i zdychać, bo grypa zwala mnie coraz bardziej- za oknem 30 stopni i ptaki śpiewają a rododendrony zakwitają...... Trafia mnie szlag, że nie jestem na działce tylko zdycham na obczyźnie....

 

kaas : :
kwi 29 2005 z wizytą w Kraju....
Komentarze: 2

Nie mogłam się ostatnio zabrać za pisanie. Taki tryb życia mnie wykańcza. Nadrabiam godziny aby zarobić dwa dni dodatkowego urlopu i z pracy wracam bardzo późno. Sklepy są zazwyczaj już pozamykane. Wracam padnięta. Siadam w sieć i zaczynam gadać na Skype, nawiązuję kontakt z ludźmi z kraju. A potem nagle się robi późno. Godzina jedenasta, potem dwunasta. Las- praca-las, psy- w ogóle prowadzę taki raczej dość wiejski tryb życia.

 

Spacery na które chodzę są niesamowite- codziennie jestem w lesie. Śpiew ptaków łagodzi obyczaje, jest piękna pogoda, choć z rana pada- to typowe dla tego kraju....

Moje życie uczuciowe przeniosło się w sieć. Nawet o tym nie piszę, bo ogólnie wszystko się zmieniło. Najlepsze jak widać związki są w pewnym wieku na odległość. Jak widać......

 

Mój związek z B rozwija się nadzwyczajnie. Wiele zyskał w moich oczach przyjeżdżając do mnie. Zdobył się na jazdę ponad 1300 km. Doceniam to. I stara się myśleć o mnie i moich sprawach tak zwyczajnie i na co dzień. Codziennie jesteśmy w kontakcie. Może to jest powód tego, że skoro nie dają znać o sobie codzienne kwasy to może być dobrze? Czuję jego obecność i troskę mnie.....

 

Nie jestem zazdrosna, wyzbyłam się tego. Co do Mata było świetnie , ale czuję, że on jednak ma prawo do poznania kogoś, czas leci. Piszemy do siebie- on jest człowiekiem bardzo towarzyskim i spędza swoje życie aktywnie. Więc wymieniamy sobie takie różne refleksje. Zobaczymy jak dalej to wszystko się potoczy. Nie czuję potrzeby związku uczuciowego

 

A inni- W po prostu poszedł w niebyt. Był jeden list, jedne życzenia- o zgrozo na dzień kobiet. A potem zapadła cisza, która trwa do dziś. Czas zrobił swoje, mam w pamięci wspaniałe wyprawy z nim na koniec świata, paskudne zakończenie całej historii. I naprawdę teraz życzę mu dobrze. Wierzę, że jakieś przeznaczenie układa logicznie nasze życie w całość.

 

Jakże wiele zmienia taki wyjazd.....inne sprawy przesłaniają potrzeby emocjonalne. Moje dziewczyny pytają się – poznałaś kogoś? Jakoś nie mam ochoty na inne układy niż koleżeńskie. Podziwiam ludzi wiążących się z cudzoziemcami. Bariera językowa jest dla mnie poważną przeszkodą. Ponadto tu mieszkają głównie rolnicy, znad pól teraz unosi się zapach nawozu.....nie sprzyja to romantyzmowi.....

 

Jadę w czwartek do kraju i cieszę się z tego, spotkam moich dobrych przyjaciół, tych co się sprawdzili. Chyba z większością mam jakiś kontakt- listy, telefony. Mam trochę wolnych dni, bo Unia świętuje na całego. Wolny jest 5,6,9 i potem 16. Zawsze się ma pretensje, że w kraju są wolne weekendy- otóż niekoniecznie. Unia co jakiś czas organizuje feerię świąt po to aby pracownicy mogli pojechać do siebie i swoich krajów. A potem odpracowują i nadpracowują- i tak tam się siedzi.....a potem człowiek dalej jest zmęczony...i koło się zamyka.......

 

kaas : :
kwi 24 2005 zakupy.....
Komentarze: 6

Wczoraj z Młodą i jej koleżankami- jedna dziewczyną z Polski i Chorwatką pojechałyśmy do Antwerpii na zakupy ciuchowe. Przyznam, że czekałam od dawna na taki dzień. Codziennie jest to nierealne, pracuję do 17, sklepy są czynne do 18 a do Antwerpii za daleko.

 

Chodziłysmy po głównej ulicy prowadzącej do Grote Markt . Dziewczyny poszły zwiedzać. Ja ten etap mam za sobą i zwiedzałam ale sklepy. Zobaczyłam prawdziwą feerię garderoby i prawdziwy obłęd cenowy. No i coś co zawsze mnie cieszy na Zachodzie- każdy rozmiar prawie wszystkiego. Nasze H&M czy inne Orsaye są głównie dedykowane szczuplutkim i młodziutkim laskom, stąd zazwyczaj je omijam. Tu stara baba i gruba baba ma prawo do życia i wyglądania, babki po 70 są ubrane w przyjemne pastelowe kolory, ładne kurteczki i nie rozklapciane stuletnie buty. U nas ciągle ten sektor rynku jest nie doceniany, choć widzę, że powoli się to zmienia.

 

Króluje konsumpcja i wraz z Młodą analizowaliśmy że jednak sztab ludzi pracuje nad kreowaniem jej. W Belgii istnieje sieć sklepów do gospodarstwa domowego CASA i Blokker. W obu sklepach klimat jest bardzo podobny- choć może w Blokkerze jest większy wybór. Ale w obu sklepach jest masa świeczek, krzesełek na działki, dupereli, zastaw stołowych, woków i akcesoriów do nich. Cały wystrój sklepów jest podporządkowany rytuałowi przyjmowania gości w ogródku. Można przyjmować w różnym stylu- orientalnym, wiejskim- metalowe bańki i kubki na mleko. Furorę robi galanteria dla mnie całkiem idiotyczna- łaciata z nadrukiem krowy i z sentencją typu krowa, która stoi i przypatruje się przejeżdżającym pociągom. Nie mam pojęcia do czego odwołują się spece od socjotechniki, ale Młodą to porusza. Dla mnie jest to po prostu idiotyczne, podobnie jak i kocyki z polaru w łaty, łaciate talerze i zastawa. Ale ja się chowałam w innej epoce.

I na przykład jestem wściekła, że oglądam setki pięknych świec, pachnideł i zapominam w końcu kupić to po co przyszłam –metalowy wieszak do prania, bo jest on schowany w tej galerii przedmiotów do relaksowego życia. A sam proces prania się z tym kłóci.

 

Po całkiem udanych zakupach poszłyśmy do Mac Donalda czekając na cole i nasze dziewczyny. W ichniejszym Macu jest tak samo i żarcie równie paskudne. Cola sklada się z 70% lodu i trochę coli.

Zastanowiło mnie jedno- co drugi wchodzący był śniady, dziewczyny w chustach, małe dzieci. Jak na lekarstwo typowych Belgów-choć ci ludzie zapewne mają belgijskie obywatelstwo. W sklepach to samo- nawołujące się muzułmanki z mężami i dziećmi. Oni naprawdę coś kupują, w Media Markcie pralkę wywozili dla jakiegoś Araba. Zapewne Belgowie siedzieli w domu albo ćwiczyli sprawność na rowerkach w jakichś klubach, bo mają to co im potrzeba. Od zawsze mieli wszystko. Teraz modlą się do swojego ciała- kult sprawności fizycznej jest na pierwszym miejscu.

 

I zastanowiło mnie jedno- ta muzułmańska wspólnota pożre pewnego dnia naszą cywilizację. Oni są całymi rodzinami, często towarzyszy im gruba mama, kilku facetów- jakichś wujów i do tego stada śniadych i ślicznych dzieci. Są rodzinni i solidarni. Tu nie ma homo-małżeństw, separacji i rozwodów. Mieszkają w gorszych warunkach i się ściągają wzajemnie. Zakładają call centers aby przez internet i czasem z kamerką pogadać z krewnymi, którzy jeszcze zostali w ich dawnych krajach.

Sądzę, że oni mają gdzieś te eutanazje czy problemy natury homoseksualnej. Dziewczyny w chustach są śliczne i malują się - wcale nie wyglądają na zabiedzone niewolnice, tak samo śmieją się i dowcipkują w grupach rówieśników......

W takim nieco refleksyjnym nastroju powróciłyśmy do domu....

 

kaas : :