Najnowsze wpisy, strona 33


cze 03 2005 day by day.....
Komentarze: 3

Ten tydzień był dla mnie bardo trudny i naprawdę nie miałam kiedy pisać. Codzienność belgijska sprawia, że czuję się po powrocie z pracy naprawdę zmęczona a jednocześnie nie jestem w stanie nic napisać w pracy. To prawda, że głupiego robota szuka, ale jednocześnie chciałabym w maksymalnym stopniu swój pobyt tutaj wykorzystać.

Dni są bardzo powtarzalne, rano zazwyczaj wychodzę z psami a potem jadę do pracy. Nasz dzień pracy jest dość rozbity poprzez istnienie przerwy na lunch pomiędzy 12 a 2. Mamy prawo do nieobecności w tych godzinach ale możemy odpisać sobie tylko pół godziny, wliczając je w czas pracy. Resztę należy odrobić. Są również w trakcie dnia dwie przerwy herbaciane, ale zazwyczaj nie bywam, bo wtedy naprawdę nic bym nie zrobiła.

Potem około 16-17 powrót do domu, czasem zakupy. W Belgii sklepy są czynne do 18 góra, więc często wpadam jak po zapałki. W domu czekają już psy na spacer z panią, idę nad kanałek. Często obserwujemy codzienne życie kaczek. Ostatnio przymarudziła taka wielka kaczka, biała jak gęś ale trochę mniejsza. Siedzie ciągle w tym samym miejscu, trochę pływa....Niby to dzikie, ale ma swoje stałe miejsce i nikogo się nie boi. Odwiedzamy ją codziennie a psy ona generalnie olewa, śmieszna jest.

I robi się ósma- trochę telewizji, Oprah zastępuje Drzyzgę, choć to ona jest klasykiem gatunku a ja do Drzyzgi bardziej się przyzwyczaiłam. Ale wywiady Oprah są stonowane, na ogół są to dzielni ludzie, dziś było o ofiarach tsunami. Nie ma zboków, żon bijących mężów czy facetów z pejczami. Potem net i Skype, seanse kilkugodzinne czasami. I robi się noc, jeszcze jeden trochę krótszy spacer z psami i do wyra.....

I co jeszcze – próbuję się uczyć Dutcha. Idzie mi to jak krew z nosa, zamiast g wymawia się h i wszystko brzmi dość dziwnie. Powoli się przyzwyczajam i nawet cokolwiek rozumiem. Ostatnio jestem na etapie powiedzenie, że chce 300 g fijne paste. I „astublief” czyli proszę, oraz „dank u” czyli dziękuję. Mamy kurs holenderskiego w pracy i dzisiaj poszłam po dłuższej nieobecności i oczywiście siedziałam jak na tureckim kazaniu. Ale lektor jest naprawdę fajnym facetem, starszy jegomość a pamięta wszystkie imiona a ludzie tu sa z całej Europy.

Ostatnie wydarzenia z odrzuceniem Konstytucji nie odbiły się większym echem. Mimo, że jesteśmy firmą europejską to tak naprawdę w polityce nie robimy. A pewnych procesów nie da się powstrzymać. Naprawdę nikt nie wie, co będzie dalej.

Po blisko czterech miesiącach życia tutaj mam już pewne rzeczy, które lubię a które mnie wkurzają. Lubię to, że mnie nikt nie goni do roboty i nie wyżywa się, odreagowując domowe frustracje. To, że nie muszę się szczypać. To, że mam bez łaski dobry komputer i internet. To, że moją wiedzę tutaj się szanuje. Że mam fajne mieszkanie wśród drzew. A czego nie lubię- zapachu nawozu codziennie rano gdy jadę do firmy, woń doprawdy szkaradna, tej permanentnej aktywności sportowej do której się nawołuje, do tego stylu fitness. Ja wracam z pracy i mam ochotę się uwalić a nie zakładać majtki i biegać. Urzędolenia niektórych ludzi w pracy bez zrozumienia istoty rzeczy.

Brak mi ludzi- zawsze to podkreślam, że jakkolwiek próbuję stworzyć dla siebie i Młodej dom tutaj to jednak brak mi znajomych i przyjaciół. Skype to cudowne urządzenie, ale to nie to samo.

Napisałam tą notkę tak beznamiętnie, ale naprawdę nie jestem w stanie wykrzesać z siebie jakiejś fascynacji, miotania uczuciami czy też adrenaliny. Jestem totalnie wyluzowana i obojętna. Z B jest nieźle, choć tylko wirtualnie. Ostatnio śnił mi się W. Cholera zresztą wie dlaczego, przecież został całkiem wyeliminowany z mojego życiorysu..... Jednak chyba z perspektywy czasu widzę, że bardzo mi na nim kiedyś zależało, skoro wyłazi z zakamarków pamięci w nocy.

 

 

 

kaas : :
maj 29 2005 rzęchy
Komentarze: 4

Od rana grzebię w sieci. Chyba dla przekory, aby nie sprzątać tego cholernego kurzu, który się tu osadza z zadziwiającą szybkością. Nadal panują upały, z rana było trochę chłodniej, ale i tak pracować mi się nie za bardzo chce.

Od jakiegoś czasu przymierzam się do rozeznania tendencji w handlu samochodami. Ludzi bardzo interesuje, jak to jest jeśli chodzi o relacje cenowe w Belgii. Najchętniej każdy by kupił sobie pojazd prawie nowy za darmo. To ogólna tendencja. Panuje opinia, że z Belgii warto coś sobie sprowadzić.

Prawie każdy przed wyjazdem pytał się mnie, czy kupię sobie nowy samochód.Nie wiem zresztą czy tak i czy będzie to nowy czy używany, ale nie dręczy mnie ten problem aż tak bardzo. Nie tak dawno założyłam sobie gaz i dobrze mi się jeździ starym. Czy kupię sobie nowy- tak naprawdę nie ma to znaczenia, chciałabym, aby był solidny i nie bardzo nafaszerowany elektroniką. Wiem co to jest kupić sobie bajer a potem za każdy drobiazg płacić setki złotych.

Otóż w Belgii samochody do sprzedaży stoją na ulicy z cenami, zresztą jak widzę, zwyczaj ten przyjmuje się również powoli w Polsce. Ponadto przy wielu stacjach benzynowych i warsztatach są duże garaże, gdzie stoją auta z napisem „te koop”. Ceny są zróżnicowane, mogę podać najtańsze jakie udało mi się spotkać w ostatniej gazetce reklamowej :

 

 OpleAstry- jedna z 1994 za 1500 i druga biała z 93 za 1250€, przebiegi około 180 000

Opel Astra z 2001 1,7 TDi, przebieg 135 000 cena 5500€

Opel Corsa 1,5 diesel za 700€, 81 rok, przebiegu nie podali

Opel Vectra 1,6 z 93 roku 1200€, nie podali przebiegu

Renault Clio 1900d 98 rok 150 000 2500€

Mitsubishi Carisma 1,9TD 1998 3950€, nie podali przebiegu

Nissan Micra 1000cc 1996 2200€, nie podali przebiegu

 

Trochę młodsze roczniki sięgają znacznie powyżej 5000€ a nówki są pięciocyfrowe. A więc nic za darmo nie ma , tym bardziej że trzeba doliczyć w Polsce podatek.

Jeżdżę sobie teraz i robię rekonesans. W sieci, allegro też. Tak naprawdę dochodzę do przekonania, że chyba jednak Polska aktualnie jest zawalona rzęchami z Zachodu. Są one trudno sprzedawalne. Ludzie je przerabiają na gaz ale wcześniej czy później one się sypią.

Nieszczęściem naszym jest to, że jesteśmy biedni. Ludzie, którzy mnie pytają, chcieliby cudów czyli dobry, sprawny samochód i stosunkowo młody za góra 2- 3000€. Tego się po prostu nie da osiągnąć. Ale próbuję, szukam bo wiem jak u nas jest.......

 

kaas : :
maj 26 2005 aromaty flandryjskie
Komentarze: 1

To pewne zboczenie, żeby o jedenastej jeść rosół, ale mnie naszło. Zrobiłam prawdziwy polski rosół z belgijskiej kury modyfikowanej genetycznie ale z dodatkiem polskiego „kucharka” i pietruszki. Jest całkiem dobry, aby nie skisł do rana, zamierzam wystawić go na balkon. Upał jest nieludzki, w tej przyrodzie się coś naprawdę poprzestawiało.

 

Wczoraj rozmawiałam z koleżanką z Polski o zapachach i smakach w Belgii. Skądinąd są piękne widoki na kwiaty, ale kwiaty tu w ogóle nie pachną. Teraz kwitną rododendrony, piękne i fioletowe. Ale kudy im do naszego bzu i jaśminu. Zero zapachu, co więcej w ogóle tu nic nie pachnie. Czy przyczyną jest znaczna wilgotność powietrza?.

Ale śmierdzi plastikiem. Mój budynek unijny w którym pracuję jest zbudowany z różnych półfabrykatów i pokoje podzielone są ściankami działowymi też z jakiegoś tworzywa. Do tego podłogi są plastikowe, okna też i są szczelne. Efekt jest taki, że po prostu z rana wita mnie straszliwy „sztynk” i pierwszą czynnością jest otwieranie okien.

 

Nawóz ma również inny zapach, jest on straszliwy w porównaniu z naszym obornikiem. Gdy pojechałam na moje rancho to z przyjemnością powitałam również swojskie zapachy. Nie wiem czy te krowy są również modyfikowane genetycznie czy wściekłe, ale zapach obornika tutejszego jest naprawdę niesamowity.

 

Kolejna feeria zapachów jaka mnie czeka- a przedsmak mam- to balkon na którym są składowane sortowane śmiecie. To już opisywałam, nauczyłam się kiedy jest jaki dzień....wisi kalendarz dobrej gospodyni, ale fakt pozostaje faktem, każdy rodzaj śmieci wywożą raz na dwa tygodnie. Najmniej toksyczne są papiery, ale śmiecie szare ( czyli wszystko), zielone (substancje organiczne) oraz niebieskie (plastiki w tym skisłe mleko z kartonów) dają wiele różnych efektów.

 

Wczoraj rozmawiałam z moją przyjaciółką z pracy i rozmowa zakończyła się kwaśno. Teraz jest długi weekend i ona pracuje i liczy. Pisze sprawozdanie. W domu ma kiepski komputer. Wysiaduje w pracy. Były podwyżki, największa to 100 zł. Czyli 25 euro.....dociera do mnie fakt, że nadejdzie dzień, że będę musiała tam wrócić. To jest mój koszmar i moja obsesja. Oduczyłam się tego zapieprzania w domu- dom jest po to, aby odpoczywać, a wolne dni są dla rodziny i przyjemności. W pracy się pracuje. Żadnych nadgodzin i kiblowania. Współpraca ze światowymi ośrodkami a nie z jakąś pindą, co mało wie a straszy. Tu mają też swoje za uszami, ale to nie jest tak toksyczne.

 

Żaliłam się dziś wirtualnie B, że mam chandrę. Chcę się z nim zobaczyć, normalnie, ale to kosztowna impreza. Powiedział, że przyjedzie jak zarobi na benzynę. A może ja pojadę pierwsza, żagle już niedługo, zaraz lipiec.....

 

kaas : :
maj 25 2005 nic panstwowotwórczego.....
Komentarze: 1

Ostatnio mam telewizję flamandzką Vijf czyli pięć, Mam jeszcze BBC news, jakąś francuską stację, cos po niemiecku i do d... telewizor z działki. Szkoda mi było wydawać 150€ na jakiś mały  14 calowy a na większy jeszcze nie zarobiłam. Program zasadniczo jest podobny jak i u nas, zamiast Ewy Drzyzgi jest Oprah Winfrey, też puszczają łzawe firmy prorodzinne. Może nie ma tak debilnych i ogłupiających reklam i to co na zachodzie lubię- proszek do prania reklamuje jakieś siwe grube babsko w okularach, a takiej by do nas do naszych mediów nie dopuścili. Nie ma teoretycznie wyluzowanych lasek. W sitcomach grają ludzie przeciętnej urody. Nie lansuje się na każdym kroku anorektyczek, co mi się podoba.

 

Jedna z weselszych reklam to reklama plastrów do depilacji, które długo działają, Wydepilowana babka złamała nogę i ma ją w gipsie. Młody i przystojny lekarz patrząc jej w oczy zdejmuje gips i głaszcze z uznaniem nogę, sprawdzając czy wszystko w porzadku. Potem sprawdza odruchy i młoteczkiem stuka w wydepilowane kolano. Noga mimowolnie odskakuje, kopiąc faceta w pewno miejsce. Koniec odsłony.

Jutro Unia nie świętuje. Z całą pewnością 16 to było ichniejsze Boże Ciało, tak słyszałam. Ale upały się porobiły niezłe, dziś rano byłam ubrana w dżins i wracałam zlana potem, Nagle zrobiło się niesamowicie gorąco.

Belgijskie dzieci są jednak rozmazgajone i płaczliwe. Pewnie przez ten bezstresowy wychów nie dostają klapsa, więc wyją. Dziś w windzie jechałam z taką płaksą, która terroryzowała matkę. Z całą pewnością dałabym w tyłek.

 

Poszalałam dziś w M&S. To nie jest Marks and Spencer , ale są ciuchy dla słusznych bab, kupiłam sobie spódnicę ściągną u dołu w kolorze militarnym. Jestem z niej zadowolona, dawno nie chodziłam w spódnicach, ale nie lubię paniusiowatego stylu a do tej pory nic nie mogłam innego dostać. Więc jestem super happy .

 

Nie mam nastroju panstwotworczego. Jest pieknie, cieplo i kolorowo. Ide nad kanalek obserowowac kaczki.....

 

kaas : :
maj 21 2005 sobota nad kanałkiem
Komentarze: 1

Zrobiło się wreszcie całkiem ładnie. Spędzam wiele czasu nad kanałem Herrentalskim- tak go sobie nazwałam i obserwuję życie kaczek. Moje psy straszą je nagminnie. Ostatnio panie kaczki właśnie wyprowadzają swoje malutkie potomstwo. Kaczusie są prześliczne i matka troskliwie opływa je i przywołuje. Natomiast panowie pływają teraz w grupach sami, bez pań. Zastanawiam się jakie też rozrywki sobie fundują, gdy partnerki niańczą potomstwo. Ale tylko sennie kołyszą się na wodzie w swoim męskim gronie. Seks załatwili wczesną wiosną, teraz pozostaje im żarcie i posypianie.

Zjechało teraz trochę dziewczyn z Polski, optymizmem napawa fakt, że coraz więcej jest nas w firmie. Wczoraj zrobiłam taki polsko babski spęd z małżami i ośmiornicami oraz białym winem w roli głównej. I co ciekawsze sama impreza kosztowała mnie stosunkowo niewiele. Jakies sałatki z frutti di mare za niecałe 2 euro, wino koło 3, małże 3 za kilogram- tu nie potrzeba rujnować sobie budżetu, aby zaprosić na małe przyjątko, nie obżerać się i pogadać sobie.

Fakt, kurtyna żelazna opadła i teraz możemy pracować także i tam. Ale role zostały już podzielone i najważniejszą odgrywają Niemcy. Wszędzie lądują na kierowniczych stanowiskach. Pozostaje pociecha, że nie jesteśmy od nich gorsi jako fachowcy. Nie mamy jednak wiele do gadania. Zawsze teraz nam pozostaną role gorsze. I smutne jest to, że we własnym kraju mamy taki bajzel.

Jak zawsze w takich dyskusjach pojawił się element tego, co z nas zrobiła komuna. Jako potomek pracownika najemnego, mimo wszystko zawszę bronię praw ludzi do godnej pracy. Absolutnie sprzeciwiam się poszerzaniu obszarów biedy i nadużyć rodem z Biedronek i istnienia nieprzyzwoicie zamożnych właścicieli tychże i nie płacących podatków. Tu naprawdę nie widać takiej rozpasanej konsumpcji jak u nas, nikt nie wywozi takich fur żarcia w supermarketach w koszach. Ale i nie widać biedy- nawet element napływowy i śniady ma się dobrze.

Kwitną tu prześlicznie rododendrony, mają fioletowy kolor a niektóre są amarantowe. Wygląda to pięknie, cóż, skoro raz, że nie pachną w ogóle i do tego tu nie ma w ogóle bzów. Dla mnie bez to kwiat prawdziwie majowy, niewiele potem zakwita jaśmin. To są prawdziwe piękne wiosenne zapachy....

B ma kłopoty z samochodem. Z góry współczuję, jak będzie musiał użerać się z naszymi mechanikami.....

 

kaas : :