Najnowsze wpisy, strona 71


sty 14 2004 Pan Narcyz....
Komentarze: 1

Przed chwilą odezwał się w sieci Pan Narcyz....hmmmm od razu go poznałam. Znam go jak zły szeląg, szaleniec wirtualny, pewien typ playboya, który kiedyś mnie oczarował. Dużo mnie ta fascynacja nauczyła, a właściwie oduczyła. Całe godziny spędzałam na zadręczaniu się gdzie on jest z kim i co może on robić. Wtedy, gdy przekonałam się, że ma dziewczyn co najmniej trzy równocześnie, jeszcze przez jakiś czas miałam złudzenia, że okażę się tą najlepszą....ale to były złudzenia, to nie chodziło o jakość ale o ilość. Czekałam, miesiącami na telefon, na kontakt i wieści co z nim. Jest w odległości ode mnie o około 300 km, więc tęsknota była w gruncie rzeczy non stop.

I pewnego dnia pękło coś we mnie. Właściwie nic takiego się nie wydarzyło, po prostu nadszedł dzień olśnienia, że właściwie to on mnie już przestał literalnie obchodzić. I złapałam się na tym, że przestałam o nim w ogóle myśleć. Że było mi obojętne, co i z kim wyczynia i z kim się spotyka.....Nadal go lubiłam, wpadał do mnie często, zawsze gdy przyjeżdżał służbowo. A ja czułam, że nawet czasami pewne rzeczy mnie irytują, te cechy, które mnie fascynowały nazwałam infantylizmem, to co gadał uznałam za takie sobie gadanie a jego za emocjonalnego wraka.....

Potem zaprzyjaźniliśmy się we troje, ja, on i moja Młoda. Są teraz ze sobą po imieniu. On jest, jest integralnym elementem mojego życia, pamięta o mnie ale jakoś inaczej. Z Młodą zawsze sobie potrafi pogadać, może czasem pokłócić się. Nic już do niego nie czuję oprócz pewnej serdeczności, bo zawsze będzie dla mnie kimś bliskim i ważnym.

Namiętności i tęsknoty potrafią wygasać. Wiem teraz, że kiedyś bardzo się bałam samotności i dla tego strachu przed nią wiele potrafiłabym zrobić i wiele złych rzeczy zaakceptować, aby nie być sama. To Narcyz kiedyś mi napisał : samotność, stan powszechny, więc oswajajmy zwierzaka....... Pisał zawsze piękne listy...

Zastanawiam się, czy Narcyz był moim lekiem na samotność czy obiektem prawdziwego uczucia- i przyznam, że dotąd nie potrafię sobie na to pytanie właściwie odpowiedzieć.......

 

kaas : :
sty 13 2004 taki zwykły styczniowy wieczór....
Komentarze: 0

Walczę z kaszlem, wirus zaatakował wszystkie dziewczyny ode mnie z pracy. Do tego miałam dziś pecha a z drugiej strony szczęście. Złapałam gumę w tej chlapie i byłam w jasnym płaszczu. Z przerażeniem myślałam o zmianie koła i konieczności taplania się w błocie. Podjechałam prawie na samej feldze do małego warsztatu. Facet początkowo był niechętny, ale jak zobaczył trzy załamane baby to wymiękł. Wracałam bez zapasu z duszą na ramieniu, bo w razie działania prawa serii- i drugiej gumy- mogłoby być kiepsko.....

 

Noszę się jak co roku z zamiarem przygotowania do rozebrania choinki. Jest w tym roku piękna i rozłożysta, ale jak to świerk, zaczyna się nie miłosiernie sypać mimo iż stoi w wodzie. Ale zawsze dla mnie to dramatyczny moment, zawsze staram się przedłużać życie choince, uwielbiam wieczorem te światełka w pokoju. Więc może jeszcze do weekendu dożyje, jak nie będzie się nieprzyzwoicie sypać.

 

Ciąglę myślę, że przez moje i B. infekcje nie możemy się spotkać. On teraz znów wylądował na antybiotykach i nadal chrypi. Cała radość ze spotkania pewnie prysłaby, bo ani on ani ja nie mamy na nic siły. Czuję się zmęczona i zobojętniała, zastanawiam się, że z wiekiem rośnie lenistwo. On jak sobie pomyśli, że ma jechać taki kawał do mnie i trwa to przy dobrych układach około godziny to mu się odechciewa. I vice versa, jak sobie pomyślę, że mam go później odwozić jadąc w tym błocie, bo mi się szkoda go zrobi a potem wracać- a wszystko to będzie trwało około godziny- również jestem na nie....cóż, wiek ma swoje prawa i zaczynam się zastanawiać, czy stać mnie jeszcze na jakiekolwiek szaleństwo......

 

 

kaas : :
sty 12 2004 otwieranie przewodu
Komentarze: 0

Dzisiejszy dzień spędziłam na otwieraniu przewodu doktorskiego mojego młodszego kolegi po fachu, doktoranta mojego przyjaciela, tego, na którego myśl zaraz cieplej na sercu się robi...Chłopaka cechuje rzecz dość rzadka w środowisku młodzieży : rzetelność i ambicje badawcze. Większość jego kolegów uważa, że pykną dwa, trzy doświadczonka i zaraz praca będzie gotowa. Ja pamiętam robienie doktoratu jako czteroletnią harówę, momentami zdawało mi się, że utknę gdzieś w połowie drogi i dalej nie dam rady. Pisanie pracy, sam finał to były noce, kiedy wszystko plątało się na monitorze, word siadał, bo nie jest przyzwyczajony do obsługi długich dokumentów. Wykresy, tabelki, Orgin, mieszał się ze Statgraphixem i excelem, do tego grafika. I wysiadały oczy.

Teraz jest trudniej, bo wiele osób traktuje robienie doktoratu jako ucieczkę od bezrobocia i przedłużenie tak wspaniałego okresu studenckiego. Chętnych jest sporo. Wymagania się zaostrzają na uczelniach, podobnie zreszta jak również kontrole uczelni.

Piszę to w blogu, który z definicji zajmuje się raczej życiem uczuciowym i emocjonalnym, gdyż dla mnie było to znakomite doświadczenie, jak można się zmagać nad sobą i jak udowodnić nawet sobie, że jest się coś wartą. Pomimo braku sukcesów osobistych w dziedzinie męski-damskiej.......

Czasem ludzie myślą, że praca naukowa może zastąpić życie uczuciowe...to prawda, że wiele samotnych i zgorzkniałych ludzi osiąga znaczne sukcesy w tej dziedzinie. Ja jednak nie potrafiłam kompensować sobie braku życia uczuciowego, romansików czy romansów siedzeniem i zakuwaniem. Mimo nawału pracy skakałam czasem na piwko z moimi młodszymi, duuużo młodszymi kolegami po fachu, spotykałam się na mniej lub bardziej zabawnych randkach realnych i wirtualnych. Moja córka wówczas 18-19 letnia była zaskoczona. Praca badawcza jest jednak taką dziedziną życia, która porusza inne struny aktywności, pozwala zapomnieć o zdradzającym mężu, który postanowił sobie strzelić nowe życie a niewiele później sobie je odebrać, pozwala zapomnieć o tym, że w domu siedzi zbuntowana istota, która matkę obciąża winą za wszystko, wreszcie pozwala przeżyć to czego normalnie nie da się przeżyć, gdy odchodzi Mama, wtedy, kiedy jest tak potrzebna....

Nie zawsze udaje się zyskać uczucie i akceptację drugiej osoby na żądanie. Praca mi pomogła wrócić znów do czasów młodości, przypomnieć sobie, że kiedyś przecież też byłam sama, studiowałam i wpadałam na piwo, nie zawsze gotowałam obiadki w domu..... Pomogła mi odzyskać szacunek dziecka z którym nagle znalazłyśmy wspólny język na tematy egzaminów, matury a potem kolokwiów. I pojąć, że naprawdę to nie obecność mężczyzny nobilituje kobietę, lecz to czy potrafi się sama zaakceptować.....

Mój młodszy kolega jest na starcie życiowym, ma młodą żonę i malutką córeczkę. Chce osiągnąć więcej, ale nie po cwaniacku i na skróty. Myślę, że mój przyjaciel będzie miał z niego pociechę....oby nie zabrakło mu wytrwałości.....

 

kaas : :
sty 11 2004 Czyj to kompleks?
Komentarze: 0

Trochę się wkurzyłam, mój blog na eu.org ma być płatny. I chyba to samo czeka wkrótce inne blogi, niby za użytkowanie serwera powinno się płacić, usługa jak każda inna, choć między Bogiem i prawdą to można pisać pamiętnik klasyczny free of charge. Może kiedyś, kiedy umrzemy to ktoś opublikowałby o ile zostalibyśmy dostatecznie sławni....

Wpadłam w szał ściągania z Kaazy piosenek Cesary Evorii. Moja Młoda jest z tego powodu zbulwersowana. Nie bardzo wiem dlaczego ponieważ ostatnio ściągała namiętnie Buena Vista Social Club, więc muzyka latynoska chyba jej nie odrzuca. Myślę, że tu po prostu ma miejsce coś, co jeden z moich przyjaciół nazwał kompleksem Edypa w damskim wydaniu. A może to nie jest kompleks Edypa, nie jestem psychologiem, ale jakaś taka dziwna zawiść. Młoda po prostu jest zaskoczona, że nie jestem zrzędzącym babskiem i mam swój świat, gust muzyczny, że co prawda nie słucham rapu i metalu, ale czegoś tam słucham, nie narzucając się z tym jej. Natomiast ona wciska mi te amerykańskie barachło na cały regulator i często dostaję z tego powodu szału. Nie cierpię walenia w bębenki i epatowania hałasem. W końcu kiedyś skończyłam szkołę muzyczną i wiem co to jest linia melodyczna.

Młoda mnie czasami zadziwia, jest ponad dwudziestoletnia i zachowuje się nader niezrozumiale. Jestem sama od pięciu lat, ale gdy przychodzi do mnie jakiś gość to ona musi dokładnie wtedy siedzieć przy kompie i oglądać dowcipy, co może robić z powodzeniem np. wcześniej lub później. Gdy czasem leżę już w łóżku i idę spać to nie przeszkadza jej włazić do mojego pokoju z towarzystwem, aby coś ludziom pokazać w sieci.

Moje prywatne życie wobec tego powinno koncentrować się w kuchni, gdyż rozkład mieszkania jest następujący: jej pokój, sanktuarium oraz świetlica z kompem i stałym łączem.

Mimo, ze to mądra i rozsądna dziewczyna, która po śmierci ojca zachowuje się nad wyraz dojrzale to czasami miewa przejawy takiej głupawki. Może któraś z młodych amatorek bloga zechce mnie, starej zgredce to zjawisko wyjaśnić?

 

kaas : :
sty 10 2004 sobota zimowa
Komentarze: 2

Więc trochę spokoju, chociaż pies daje żyć, jest ostatnio dość niemożliwy, zresztą oba moje psy się nudzą ostatnio, zima to nie jest dobry okres dla psów. Siedzą w domu i tłucze je chandra. Nie można codziennie łazić na spacerki wielogodzinne, łapki marzną, ale one tego zdają się nie rozumieć.

Oglądam galę mistrzów sportu i kolejne popłuczyny z Hollywood a jestem za leniwa, aby to zmienić, wyłączyć. Siedzę w sieci, drukuję publikacje no i próbuję pisać bloga. Gdy włażę w nową notkę, program domaga się ciągle jakichś plików windowsowych. Wsadzam instalacyjną ale to i tak nic nie daje, mam 2000NT i chyba czegoś tam brak.

Myślę o Narcyzie, nie widziałam go już ponad tydzień i wydaje mi się, że pewnie go zrozumiałam- on potrzebuje po prostu ciepła. Ta jego znajoma, która wpadła do mnie, te jej emocje, tak bardzo zbliżone do moich emocji sprzed czterech lat.....ona się naprawdę w nim zakochała a on po prostu był i pozostanie Narcyzem. On ciepła może i potrzebuje, ale nie do tego stopnia, aby zrezygnować z wolności i poligamii.

Napisałam Bolowi, że nie będę tolerować jego połajanek i jeśli mamy realizować program współpracy z nimi to musi przyjąć postawę afirmującą bo inaczej nic z tego nie będzie- nie może być współpracy na zasadzie pętli na szyi i straszenia. Ciekawe co odpowie na mojego maila. Zresztą ja nie chcę mieć z nim nic do czynienia, sam próbuje ustawić się na pozycji koordynatora. Mnie taki koordynator jest do niczego nie potrzebny.

Dawno się nie widziałam z Bonsajem. Brak mi możliwości pokłócenia się i posłuchania rad-nikt mi ich ostatnio nie chce udzielać, fatalnie.....chyba fakt, że przez już pięć lat radzę sobie sama i to nie najgorzej spowodował, że mało kto decyduje się mnie pouczać. Cóż to za komfort......A Bonsaj, ciągle się boję, że odleci. On dobrze funkcjonuje w ciepłych porach roku. Zimą zapada na infekcje, psuje mu się samochód, ogólnie bywa zły. A czasem można się też do niego przytulić........

Pies wrócił, ale jakoś jest mniej namolny, położył się obrażony.....pewnie niedługo pójdzie w plener na spacerek...

 

kaas : :