Najnowsze wpisy, strona 69


sty 27 2004 deficyt budżetowy
Komentarze: 2

Dzień był wyczerpujący.....nie mam okazji aby skupić się na sprawach dla mnie ważnych, tyle spraw się nawarstwiło. Duuużo duużo pracy...dziś skonstatowałam ze złością, że ponad połowę zarobków potrącają mi różne urzędy, ZUS-y i cholera wie co jeszcze. Na wydruku pensja brutto całkiem niezła a netto.....lepiej nie mówić. Kolejny miesiąc ścibolenia, prawdę mówiąc robi się mi niedobrze. Oczywiście w związku z tym czasem zdarza mi się nie płacić za różne rzeczy, bo inaczej nie miałabym za co żyć. Potem użeranie się z urzędami, administracjami i konieczność spłaty z odsetkami.

Nie kupili mi naczynek pomiarowych bo firma nie ma pieniędzy. Obok wniosku o naczynka leżał wniosek naczelnego o laptop dla siebie z ofertą za 6000 plus koszty oprogramowania Windows. Facet nie ma pojęcia nawet o odbieraniu poczty. Nie, to nie jest to, żebym była przeciw, ale niech mu kupią desktopa.....jakby tańszy...do domu nie musi przecież nosić.....

Gdy dowiedziałam się, że naczynka zostały nie zakupione to powiedziałam, w związku z tym, używając słów nieparlamentarnych p***** robienie pomiarów. Naczynka są jednorazowe i myć ich się nie da.....

Nauka jest tu niepotrzebna i uważam, że jestem skończoną kretynką, że się tym zajmuję. Ale nie cierpię handlowania i akwizycji, wciskania kitu. Mam stały lecz gówniany dochód, który starcza mi na płacenie czynszu, kabla+internetu bo bez tego nie da się żyć i pracować, reszty oraz co pewien czas zakupy w ulubionym lumpeksie. Starcza na kupienie kury rosołowej i zrobienie z niej zupy na kilka dni i do tego galarety. Na zakupy w Leader Price, no proszków do prania nie kupuję bo cuchną na kilometr i nie piorą w ogóle. Optymalizowałam ostatnio zakupy papieru toaletowego i wyszło, że zakup 4 rolek papieru Regina za 5 złotych jest bardziej ekonomicznie uzasadniony niż zakup taniej ósemki rolek papieru ściernego.....

Pewnie wielu krzyknie, że inni mają gorzej, nie mają pracy, ale znam takich co nie mieli pracy, pozakładali swoje firmy, tyrają za równie skromne wynagrodzenie, nie muszą jednak tak ścibolić.....a są i tacy, którzy jej tak szukają aby przypadkiem nie znaleźć.....

Najgorzej, że permanentny deficyt budżetowy rzutuje na moje relacje z facetami...oczywiście nie chodzi tu o to, że potencjalnego kandydata określam jako sponsora oraz wsparcie finansowe.....

Dzisiaj poszłam na randkę...właściwie na kawę z facetem poznanym w sieci. Dla odprężenia....Nawet mi do głowy nie przyszło, że mogłabym o nim myśleć jako o potencjalnym kandydacie do romansu...przeciwnie zaskoczyło mnie to, że cały czas myślałam tylko o tym, jaki mogłabym zrobić z nim interes....no i udało się. Po kilku godzinach- właściwie dwóch- a widzieliśmy się po raz pierwszy, znaleźliśmy wspólny punkt zainteresowań. Więc stanęło na tym, że spotkam się z...jego dyrektorem. Z nim pewnie też. Może coś zleci...może będzie chałtura......ale z romansem to wspólnego nie ma nic.......

 

kaas : :
sty 26 2004 polskie piekło.....
Komentarze: 2

Dzisiaj wróciłam z pracy totalnie zdegustowana. Moje laboratorium liczy sobie 12 osób, prawie same dziewczyny, jeden facet. I okazuje się, że największą pasją niektórych ludzi jest...śledzenie cudzych list obecności, kto kiedy się wpisał. U nas obowiązuje względnie ruchomy czas pracy. Ostatnio kadry jakby zaczęły zaostrzać dyscyplinę i bardziej pilnować wpisów, zaczyna się problem z nadgodzinami i takie duperele.....ale w sytuacji gdy ogólnie nauka ma się nędznie to chyba jakoś ludzie powinni się wspierać, co zrobić aby zarobić a nie bawić się w polskie piekło..... A tu się okazało, że jedna pani od nas siedzi w oknie i filuje o której kto wchodzi a potem leci do listy obecności i patrzy. I tak wypatrzyła, że któregoś dnia dołożyłam sobie...10 minut i poleciała zakablować do kierowniczki Zakładu. Śmiech mnie ogarnął pusty.....

 

Mnie by takie coś po prostu do głowy nie przyszło. Nie interesuje mnie czas siedzenia i pozorowania roboty...„po owocach nas poznacie” taka moja dewiza....jeśli ktoś coś potrafi i nie szczędzi czasu nawet prywatnego do pracy to odsiadywanie dupogodzin jest absolutnym nonsensem.

 

Mam na głowie olbrzymie sprawozdanie do napisania do końca lutego z którym ta pani nie poradziałby sobie, bo od lat pracuje w systemie odtąd-dotąd. Siedzę często w domu i tłumaczę teksty. W pracy-co brzmi nieprawdopnie-nie mam dojścia do netu, jest to bowiem instytut naukawy, często siedzę w necie i mój prywatny czas poświęcam na ściąganie literatury.....ta pani nie ma pojęcia jak kopiować na dyskietkę......Ale ma czelność chodzić i kablować.

 

Szefowa powiedziała mi o tym kablowaniu. Zna mnie jako osobę niepokorną, ale dość skuteczną w działaniu. Prosiła : błagam, nie rób takich sytuacji, bo potem nie mogę opieprzać innych dziewczyn, które kantują na godzinach. Zawsze zaargumentują....no bo zastępca kierownika też oszukuje.....

 

Zaraz...powiedziałam......a gdzie są ich publikacje, granty i projekty? One po prostu siedzą jak te kury na grzędzie i trzeba im pokazać robotę. Prochu nie wymyślą....okno można otworzyć spokojnie.... Owszem siedzą te przepisowe osiem godzin jak Pan Bóg przykazał. Czasem cztery zajmuje im bredzenie i herbatki...ale są w pracy!!. Więc niech pilnują tych nieszczęsnych godzin, bo to, że siedzą sumiennie w robocie to jest ich jedyny atut....

 

A te co nie zaargumentują......też czasem kręcą, bo co to za idiotyzm w placówce naukowej pilnować godzin jak na taśmie...fajne dziewczyny, dzięki nim chce się żyć i chodzić tam do pracy. Techniczki doświadczone, bijące na łeb niejednego niedorobionego magisterka a nawet doktorka, dziewczyny po studiach biegłe w obsłudze kompa i myślące. I one nie donoszą. Donosi taka miernota, popłuczyny po komunistycznym zamordyźmie....jeszcze się tego trochę plącze po tej ziemi...ale każde stworzonko ma prawo do życia.......

 

kaas : :
sty 24 2004 psy moje i nie moje....
Komentarze: 3

Muszę zawieźć psa do schroniska, obiecałam to mojej sąsiadce. Jest ona fanką kotów i psów, pomaga bardzo zwierzakom bezpańskim. Ma taki sens życia, bo jest osobą samotną a i syn się jej nie udał. Dokarmia w polu bezdomną psicę, która chowa się nocą pod gołębnik. Psica jest dość duża, na tyle duża, że nie sposób dla niej jest znaleźć dom w bloku. A do tego kundel a tego ludzie nie za bardzo lubią. Jest młoda i biega sobie luzem. Obok jest jakieś szczątkowe gospodarstwo, ale ona tym ludziom wisi, więc jej nie dają jeść.

Mam mieszane uczucia, bo nie wiem, czy robię dobrze. Z jednej strony ma suka coś najcenniejszego czyli wolność, jest dożywiana przez sąsiadkę, która jednak nie może  jej wziąć do domu, bo ma już dwa psy. Ja zresztą też. Ale jej jest zimno i pewnie w te mrozy bardzo cierpi, bo śpi w jakiejś wykopanej ziemiance. I z tego punktu widzenia schronisko jest dobrym rozwiązaniem, bo może ją ktoś zauważy, może komuś się przyda i zabierze ją do domu...ale też może trafić do klatki i zarazić się jakimś choróbskiem...i do uśpienia....Toteż sama nie wiem. Wczoraj nie dała się złapać sąsiadce...a więc może lepiej będzie jej na wolności?

Bardzo zawsze mi jest szkoda zwierzaków. Nie jestem zwariowaną wegetarianką, natura stworzyła człowieka na mięsożercę, ale też dała mu wrażliwość....więc nie powinien powodować zbędnych cierpień....

Moje psy w domu żyją jak paniska, choć jeden z nich jest klasycznym kundlem, nieforemnym i kudłatym. Kudy mu do shi-tzu sąsiada, który nosi na zimę sweterek, ale oba psy się bardzo przyjaźnią. Z boku na linii żeber ma wklęśnięcie, wygląda to tak jakby mu ktoś jedno złamał...może kopniakiem.... Drugi, rasowy, jamnik rządzi w domu. To on decyduje, kto pierwszy ma dorwać się do michy. Przez pół roku naszej wspólnej egzystencji oba psy w jakiś sposób ułożyły sobie wzajemne stosunki. Biedny przybłęda przez kilka miesięcy był cichutki jak myszka, teraz trochę nabrał odwagi. Jamnior z kolei, niegdyś straszny histeryk, jakoś się utemperował....Widzę, że często wracając do domu, jeden szuka drugiego......

I co jest ciekawe, oba uwielbiają wszelkiej maści facetów. Może dlatego, że nie ma ich w domu na co dzień?

 

kaas : :
sty 22 2004 do Europy.....
Komentarze: 2

Dzisiejszy dzień obfitował w absurdy natury prawnej związane z nowelizacją kodeksu pracy. Mieliśmy pogadankę, którą wygłosił kadrowiec, z której wynika, że nie można siedzieć dłużej w pracy niż osiem godzin. Ja pracuję w laboratorium w którym pomiar czasem trwać może i dwie godziny, więc czasem nie warto będzie zaczynać dodatkowego pomiaru bo może się za długo ciągnąć a potem jest dość skomplikowana procedura odbierania godzin nadliczbowych. Godziny nadliczbowe mogą być odbierane w taki sposób, że za jedną w szczególnych przypadkach może być 1,5. Firmy się asekurują, żeby za nie nie płacić. Ogólnie celem tych zmian jest to, żeby pracodawca nie zamęczył pracowników, każąc im pracować ponad siły, jak to ma miejsce w niektórych zachodnich firmach. I z tym się zgadzam. Ale sztywny czas pracy w naszej sytuacji jest absurdalny.

Zauważyłam, że w firmie dzieje się coraz gorzej, bo wszędzie już powoli dzieje się źle. I nie wiem, czy to jest jakaś taka prawidłowość, ale ostatnio oprócz tych nieszczęsnych godzin bardzo istotna staje się sprawa noszenia plakietek –identyfikatorów, choć wszyscy znają się jak łyse konie. Do tego mnożą się propozycje nowych raportów ; a to z wysłanego maila a to z wyjazdu i wszystko to po to, aby zbliżyć się do Europy. W ogóle maile cieszą się coraz większym zainteresowaniem naszych speców od ochrony. I zainteresowanie jest odwrotnie proporcjonalne do umiejętności w tym zakresie. Czy ktoś przy zdrowych zmysłach wyda zarządzenie, aby kontrolować maile wysyłane na Zachód?? A u nas owszem.....

Fakt, że służbowy adres jest kontrolowany i wiem, że każdy z facetów który ma dostęp do serwera może sobie dowolnie moją korespondencję czytać....ale te biedne smutasy ze służb tak zwanych tajnych nie zdają sobie sprawy, że mam jeszcze pięć innych adresów na stronach www i mogą mi skoczyć.............

 

 

kaas : :
sty 21 2004 kraksa.....
Komentarze: 4

Trochę mam czasu, jestem znów sama a Młoda poszła na randkę. Psy poszły spać po bardzo namiętnym spacerze z udziałem dwóch suk mających cieczkę. Więc powracam myślami do moich dwóch ostatnich dni.

Wiele się dzieje, przedwczoraj wjechałam babie w tyłek w jakiegoś Seata czy coś w tym stylu, nagle i niespodziewanie się zatrzymała na zakręcie, gdy włączałam się do ruchu w olbrzymim korku. Nic jej się nie stało, jechała solidnym zachodnim autem, ale ja potłukłam kierunkowskaz i pękł mi błotnik. Miałam ochotę ją zabić, gdy wysiadła z rozłożonymi rączkami, taka papużka w futerku, która pojęcie o płynnej jeździe ma jak wilk o gwiazdach. Powiedziałam używszy kilka słów powszechnie uznanych za obelżywe, żeby zjeżdżała i nie blokowała ruchu, bo jej się nic nie stało i niech spada. Oczywiście nie nadawałam się do roboty, trzęsło mnie tragicznie.

Wizyta Profesora, zawsze mnie nastraja bardzo romantycznie. Był miły i naprawił mi kierunkowskaz, jest czymś w moim życiu wyjątkowym, o nim już było wczoraj....no i pozostaje pewien klimat nostalgii, gdy wyjeżdża.

Ale pozostaje B....no i ciągle powraca pytanie, jak to wszystko wyważyć. B jest dobrym człowiekiem, ale jest uwikłany w sprawy domowe i nie bardzo potrafi czegokolwiek zrobić aby coś w swoim życiu zmienić. Ale on jest realny, prawdziwy facet, który się zachowuje jak facet i stawia mnie do pionu. Jest dobrym człowiekiem i zawsze pomocnym w kłopotach. Czasem bywa męczący i kłócę się z nim, ale relacje z nim są prostsze. Nie wpędza mnie w nastroje i frustracje, jest konkretny. Też w życiu dostał za swoje, jest po rozwodzie, ale jego ex-żona o ile zrezygnowała z niego to nigdy nie zrezygnowała z jego usług, więc ciągle naprawia coś w domu. Jest to kliniczny przykład, kiedy dwoje ludzi nie potrafi się kulturalnie rozstać i ciągle sobie dokłada. Chyba oboje mają już zszarpane nerwy, ale ona boi się samotności i ciągle trzyma w cuglach jakąś niewidzialną smycz, aby nie uciekł za daleko. Wie ona, że on wybywa i jej to specjalnie nie przeszkadza, ale też on nie potrafi niczego radykalnie przeciąć. Więc tkwię w takim układzie mając z tego pewne, choć niewielkie korzyści- wakacje, wspólne spotkania, które są dla nas ważne...no i wolność. Bo tak naprawdę to widzę, że szanse bez radykalnych decyzji na jakikolwiek trwały związek są nie za duże. Te uwarunkowania i bagaż problemów i doświadczeń- chciałbym czasem odrobinę swobody. Ale musze przecież stworzyć DOM dla młodej, nie ma ojca i tak bardzo bym chciała, aby miała miejsce do którego zawsze może wrócić po trudach i szaleństwach dnia.....więc czekam, może coś się zmieni.......

 

kaas : :