Archiwum grudzień 2004, strona 1


gru 11 2004 znów zaczyna się dobroczynność
Komentarze: 4

Myślę sobie o tym, jak przyspieszają nadejście Świąt w sklepach i mediach. Prawie, że na okrągło grają już kolędy i dzwoneczki. Kiedyś prekursorem była Coca Cola a teraz prawie wszystkie firmy tak robią w telewizyjnych reklamach już od dawna. I do tego zaczęła się feeria koncertów charytatywnych, bali i zbiórek pieniędzy. Nagle odzywają się skłonności w narodzie do dobrodziejstwa a właściwie chyba wyrzuty sumienia. Zwłaszcza teraz te 5% bogatej części narodu zabawia się w działalność dobroczynną. Najpierw wskutek istoty systemu powstała znaczna rzesza biedaków a teraz uprawia się „miłosierdzie gminy”....ale dalej nie będę politykować. Blog ma być z założenia apolityczny

 

Osobiście mnie wkurza proszenie o datki. Może to i dobre było w wieku 19, kiedy nie było systemów banków, przelewów czy konta w Intelligo. Dla mnie ostentacyjna dobroczynność służy wyłącznie zaspokojeniu własnego nieczystego sumienia i dowartościowania się. Bo naprawdę prawdziwą pomocą jest właściwe zmotywowanie człowieka do działania. Ułatwienie zdobycia kwalifikacji a potem ich wykorzystanie. Ale łatwiej jest zaśpiewać i porozdawać misie i kurteczki w domach dziecka w świetle mediów, aniżeli zapewnić tym dzieciom takie warunki życia, aby w przyszłości potrafili sobie radzić. Tak samo niepełnosprawni. Kiedyś słyszałam o programie włączania osób głuchych do społeczeństwa. I opowiadała mi jedna osoba z branży jak głuchy śmiał się w kułak, bo dostawał 600 zł renty a gdyby poszedł do pracy to zapłaciliby mu 650 zł i rzecz jasna rentę by stracił. Więc woli nie integrować się ze społeczeństwem słyszących i olewa programy integracyjne, pisane po to, aby ktoś zapłacił za fikcję.

 

Dość dobrą opcją pomocy sierotom jest, jak pokazuje praktyka-wysyłanie ich do adopcji za granicę. Nie robi się tego w świetle fleszy, bo proceder jest wątpliwy moralnie. Z jednej strony to nasze dzieci a z drugiej to co je tu czeka, zwłaszcza jak nie są do końca zdrowe?

 

Popieram oczywiście akcje typu świeczki Caritas. Pod warunkiem, że z tych pieniędzy się finansuje rzeczywiste potrzeby biednej części społeczeństwa. Popieram kosze do których można wrzucić zakupione dodatkowo przedmioty jako dar dla tych co mają gorzej. Może przejściowo tylko? Również coraz bardziej nieufnie traktowana działalność WOŚP w założeniu jest słuszna. Jednak dość duże dochody wszelkiej maści fundacji skierowane dla organizatorów powodują niechęć ludzi do datków. Też omijam fundacje szerokim łukiem.

 

Oglądam czasem różne programy publicystyczne i wkurzające jest to jak ludzie są w majestacie prawa robieni w konia i wpędzani w biedę i tarapaty. Nie wiedząc, że mogą im przysługiwać dodatki mieszkaniowe, popadają w długi, bo nie wiedzą gdzie złożyć podanie i nikt im tego nie powie, że w ogóle mogą to zrobić. I kończy się to czasem eksmisją. Muszą w tym układzie być bardzo biedni, aby byli bardzo bogaci...

 

Mam dziś taki społeczny zapęd, bo znów muszę uciekać w sklepach przed jegomościami dzwoniącymi puszkami i ludźmi odprowadzającymi wózki. Jestem przeciwnikiem dawania pieniędzy za nic, bo to demoralizuje. Mogę zapłacić za wytrzepanie mojego dywanu, ale niekoniecznie muszę dawać kasę za fałszowanie kolęd. Małolaty się nauczyły i już od listopada łażą po domach. Kolędnicy z bożej łaski.

 

Jeśli chodzi o pomoc ludziom to chyba najlepiej by było nie produkować biedaków. I spowodować przez system prawny to, aby rodzice nie musieli się rozwodzić, bo wtedy dostaną dodatkowe pieniądze na dziecko. Aby mieli pracę. Aby tak było ustawione prawo, które nie chroniłoby wyłącznie złodziei i aferzystów. Ostatnie afery o których się czyta powodują u mnie wstręt do ludzi, którzy jeszcze nie tak dawno odgrywali czołową rolę jako dobroczyńcy, głaszczący dzieci po główkach. Nasz kraj został puszczony z torbami. Wokół moi znajomi, ludzie pracujący o świętach myślą z przerażeniem.

 

Fakt, nie każdy jest przedsiębiorczy a państwo nie za bogate. Ale jak można doprowadzić do tego, że jak rozmawiam z każdym młodym człowiekiem to wcześniej czy później słyszę, że zamierza on stąd zwiać?

 

kaas : :
gru 10 2004 europa da się lubić
Komentarze: 0

Europa da się lubić- a może niekoniecznie. Dziś znów miałam hardcore. Niby mam załatwiać badania do celów zawarcia kontraktu z instytucją europejską a tu nagle w ambasadzie okazuje się, że mam zrobić RTG, badania krwi i WR i pokazać to jednemu z 2 lekarzy uprawnionych przez ambasadę. Co za bzdura. Oczywiście jest to związane z dodatkowymi kosztami. Do tego zaświadczenie o niekaralności poświadczone również kosztuje tyle co wydanie nowego. Kiedyś jechałam na 3 miesięczne stypendium do Anglii i nikt nie pytał mnie o badania na kiłę i niekaralność. To, że mamy opinię złodziei to niestety norma, ale żeby zaraz syfilityków????

Tym bardziej, że jadę pracować w instytucji europejskiej a nie pod latarnią.....Strasznie dużo kasy idzie na te papierzyska.

 

Samochód przejrzany częściowo. Nie mam jednej rurki i muszę jej poszukać, bo samochód pierdzi jak nieszczęście. Przepaliła się ta rurka i nie da się jej spawać. Dzięki B facet samochód zrobił sprawnie. Jednak samochód bez jakiegoś faceta w pobliżu jest problem. W warsztatach tylko liczy się zdanie męskie. Baba z autem z definicji jest głupia.

 

Dostałam list, na który czekałam i jest mi bardzo przyjemnie. Wylewam sobie kubeł zimnej wody na łeb.

 

Słyszałam o uzależnieniu mamuś przez net i dzieci chodzą nagie, bose i obdarte. Moja Młoda jest na szczęście samowystarczalna, nie opuściła się w nauce. A ja siedzę, bo muszę odreagować. To latanie, stresy, myślenie, że coś się nie powiedzie....Stałam się maniakiem licytacji, dziś ściągając publikacje z sieci wylicytowałam sobie wieczorową bluzkę, na szczęście niezbyt drogą, ale całkowicie zbędną, Choć może będzie i co nieco światowego życia i to się przyda- tak sobie tłumaczę.....

 

 

Kłaki psie leżą dalej. Chyba zanim będzie 22 to wyjmę jednak odkurzacz i załatwię ten problem.....

 

 

kaas : :
gru 08 2004 zima jesienna
Komentarze: 2

Nawet ostatnio niewiele piszę, bo moje życie kręci się wokół spraw wyjazdowych. Dokumenty, papiery, badania lekarskie- takie różne sprawy kręcą się wokół mnie i wypełniają mi czas. Do tego sporo znajomych jakoś się zaczęło kręcić, sezon życia towarzyskiego i imienin w całej pełni. Zaraz będą święta i trochę z przerażeniem obserwuję upływający czas. Jest go coraz mniej, czasem się budzę z myślą, czy zdążę ze wszystkim.

 

Wokół niewiele się zmieniło. Codziennie pani L dokarmia koty i łazi ze swoimi psami urągając na zimno, niesprawiedliwe życie i ogólną biedę. Ma rzeczywiście ciężko, matkę chorą na cukrzycę z demencją starczą i robiącą pod siebie. Syn siedzi i to nie tylko za jedną sprawę, ale kilka różnych. Dba o te swoje i w zasadzie blokowe koty. Są ładne i puchate i nie boją się psów. Zastanawiam się jakie szanse ma pani L. Ma bardzo ponure i smutne życie. Nawet jakby doszła do wniosku, że trzeba w życiu patrzeć optymistycznie to i tak nie ma żadnych podstaw aby z życia czerpać radość.

 

Zimno i ponuro się zrobiło wokół, taka niby to zima. Między blokami szaleją wiatry jak zwykle. Codziennie rano dozorczyni jęczy, że ją krzyż boli. Zawsze się skarży na zdrowie, może i nie za wiele go ma, to fakt. Nie tak dawno miała operację, leżała w szpitalu. Dwa lata temu miała żółtaczkę typu B. Zębów nie ma prawie wcale. Ma kiepsko, że musi pracować fizycznie. Sama nie wiem, co mogę powiedzieć. Czy dobrze, że musi myć klatkę schodową? Z jednej strony skoro myje to ma pracę, gdyby jej nie miała to byłoby dla niej gorzej? Więc nic nie mówię.

 

A do tego dziś spotkałam kogoś całkiem fajnego i wyjątkowego.

 

kaas : :
gru 03 2004 obrona
Komentarze: 1

Szukam pracy dla teoretyka ciąg dalszy. Mam jakieś dziwne odczucie, że skoro los daje mi szansę, że wyjadę i zarobię to powinnam również spróbować dla kogoś coś dobrego zrobić. Dziś poświęciłam chyba z godzinę na napisanie listu do znajomej pani profesor, chcąc zachęcić ją do zatrudnienia tego mojego już doktora. Na poprzedni list odpisała, nie odmówiła. Kuję więc żelazo póki gorące.....

 

Obrona była dość klasyczna. Odcelebrowałam wiele obron prac doktorskich i znam ten schemat. Cztery, czasem więcej lat katorgi a potem 20 minut Power Pointa, ustalone pytania i odpowiedzi na recenzje. Bez niespodzianek. Najgorszy jest egzamin. Mój wspominam tragicznie. Sama obrona to mały pikuś. Na ogół człowiek jest obkuty na blachę i tekst zna na pamięć.

 

Mój kolega zdawał bez taryfy ulgowej, mówił pewnie i dobrze. Cieszę się, że wreszcie ma to z głowy. Wszyscy się cieszymy, że dożył tego dnia. Poznałam jego żonę, chciałam wiedzieć jaka dziewczyna zdecydowała się na tak niesamowity układ. Ślub brali w czasie jego choroby. Jest ona osobą niezwykle wesołą i pogodną. Chyba daje mu silny napęd do życia. A nie wiadomo jak będzie dalej. Niby nikt nie może być pewien. Ale jak mówił już eks wiceminister zdrowia- nie każdy ma to szczęście aby być zdrowym.....

 

Ten tydzień zleciał jak z bicza strzelił. Coś za szybko mi ten czas leci. Rzadko bywam w pracy a szefowej nie oglądam w ogóle i może to i lepiej. Nie frustruję się jej humorami.

 

Zauważyłam, że dziewczyny z jednej strony się cieszą moją radością z wyjazdu. Ale dziś słyszałam tekst pod tytułem- a co ma zrobić technik? Nie ma takich szans...

 

Przez ostatnie 16 lat pracuję w tej firmie. Zrobiłam specjalizacje I stopnia, skończyłam kilka kursów, nie wspomnę o doktoracie. Wychowałam dziecko. Pochowałam męża. Zaliczyłam kilku facetów. A ta techniczka przez całe życie jest techniczką. Namawiałam, aby chodziła na angielski, pochodziła niecały miesiąc. Namawiałam na studia zaoczne- skąd, nie ma jak. Dom dzieci, mąż. Dzieci podrosły. Straciła motywację....Nieprawda, firma dla tych, co chcą się uczyć stwarza szansę. Teraz nawet płaci część czesnego.

 

I teraz jestem jedyna, która poszukała sobie pracy na czas urlopu bezpłatnego. Fizycznej. Potrzebuję forsy. A cała reszta woli pojęczeć, a mąż i tak dostanie talony, zarobi. Jedyny wysiłek to pójść do punktu Toto lotka. Zapłacić podatek od- niektórzy mówią marzeń, ale dla mnie jest to podatek od głupoty. I marzyć, że nadejdzie ten dzień, że będzie „mi to lotto....”.

 

 

 

 

kaas : :
gru 01 2004 praca dla teoretyka
Komentarze: 2

Myślę o jednej sprawie- o pracy dla takiego mojego znajomego, który w piątek się broni. Jest mądrym facetem i bardzo ciężko doświadczonym przez los. Walczy z rakiem od czterech lat. Nie może pracować w laboratorium ale może być teoretykiem i do tego się nadaje. Napisał bardzo dobrą chyba pracę doktorską. Jest biegły w komputerach i metodach matematycznych. Chce żyć. Ma żonę. Ona jest zdrowa, ale straciła pracę ostatnio. Myślę, jak mogłabym mu pomóc. Sądzę, że każdy pracodawca będzie załamany faktem, że nie wiadomo ile taki człowiek pożyje. A on jest dzielny i cztery lata już żyje, choć zapewne nie powinien według tego, co mówią lekarze. Ale jak w starym dowcipie, gdy człowiek chce żyć to medycyna jest bezsilna.

 

Do tego się leczy. Kilka dni chemioterapii co miesiąc daje w zasadzie tydzień wyrwany z życiorysu. Nie mam pojęcia, roześlę informacje po znajomych. Wczoraj powiedziałam, że postaram się poszukać, ale sama nie wiem, czy to będzie owocne i czy da się coś zrobić..... Przecież on może z tego wyjść.....może wiele zdziałać. Myślę o tym już drugi dzień.....w naszym kraju Stephen Hawking zapewne nie miałby szans na etat.....

 

Zadzwonił do mnie przed chwilą strażnik z firmy. Do domu-  z informacją, że mój pokój nie jest zamknięty. Pewnie baby wzięły klucz i zapomniały zabrać z powrotem. Poinformowałam, że od dwóch dni jestem na urlopie. A czy pani wpuszcza tam innych- oczywiście, że  tak, tam jest komputer z bazą danych, może dzwonić telefon. Napiszemy notatkę służbową. Ano, jak musicie to piszcie, ale po cholerę. Będzie dochodzenie, która z bab wychodziła jako ostatnia czy która wsadziła klucz w drzwi? Kompletna bzdura.

 

Ogólnie ogarniają mnie mieszane uczucia. Z jednej strony ogromna radość. Spotkałam się z osobą, która tam była i wróciła zachwycona. Ponoć jest tam rewelacyjnie. Ale też muszę się przygotować do wyjazdu i wiążą się z tym ogromne koszty, choćby z przygotowaniem dokumentów i tłumaczeń. Nowe zapasowe okulary, dentysta i plomby, szczepienia i czipy dla psów. Z drugiej strony wiem, że z czasem to spłacę, jak już tam będę na miejscu. A jak mnie z jakichś powodów nie przyjmą? A jak coś mi się stanie? Naprawdę ogarnia mnie irracjonalny strach. Budzę się i myślę, jak to się stało, że się załapałam. Potem znów się boję, że coś zaniedbam. I tak w kółko. Wielka radość i duży stres. Człowiek jest jednak przyzwyczajony do takiego życia równomiernie beznadziejnego....

 

 

kaas : :