Archiwum sierpień 2005, strona 2


sie 13 2005 trzy kobiety....
Komentarze: 1

Sobota to tradycyjny dzień wydawania pieniędzy czyli nieustające święto konsumpcji. Niestety zamknęli mój ukochany sklep z ciuchami w związku z urlopem więc nie poszalałam. Połaziłam kupując duperele takie jak taśma klejąca czy płyn do płukania zębów. Nienażartej kocicy kupiłam kolejne kilka puszek. Wczoraj szalałam w Kringlu- nabyłam ramkę do obrazów i będę robiła składankę zdjęć z rejsu na ścianę. Próbuję co jakiś czas wstawić drobiazg, który ma wzbogacić mój dom, mój belgijski dom, aby był domem.....do tego nagminnie kupuję fajne białe osłonki na doniczki, jedna z nich strasznie śmieszna ma kształt samowara, są miseczki, koszyczki. Super wyglądają na czarnym parapecie.

 

Stwierdziłam, że czuję się ostatnio potwornie samotna. Ludzie z Polski są tu dziwni, dziewczyny stypendystki sprawiają wrażenie osób spełniających jakąś misję dziejową. Nie ma z kim poplotkować- moje nieocenione przyjaciółki z Warszawy siedzą na Skype i co jakiś czas urządzamy sobie pogaduchy. Młodej nie ma, nawet nie wiem kiedy wraca. A czasem gdzieś by się wyskoczyło.....

 

Może to jest i powód, że w jakiś obsesyjny sposób myślę o B. Tak sobie pomyślałam, że przecież to zakrawa na jakieś zboczenie z mojej strony ta chęć zadręczania się. Nie znam prawdy o jego planach oraz intencjach, czy wobec tego mam prawo go osądzać? Prawda...hmmm...czemu on mi jej po prostu nie powie? Jak jest ze mną naprawdę? Każda nawet najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo, przynajmniej dla mnie. Znacznie łatwiej jest przejść nad tym do porządku dziennego....

Wiem, że każdy człowiek potrzebuje pewnej płaszczyzny i swobody. Swojego miejsca na ziemi, tylko dla siebie. Nie jestem zaborczą larwą i pijawą. Ale nie potrafię funkcjonować bez zdefiniowania co jest grane....

 

Wczoraj po prostu wymiękłam. Dziś mam psychikę rozmamłanego kapcia. Do tego znów wisi w powietrzu deszcz, W nocy, albo rano będzie lało. To jak dwa razy dwa.

 

Spotkałam na swojej drodze dzisiaj trzy Belgijki i wszystkie do mnie zagadały, w jakimś mieszanym języku angielsko-francusko-holenderskim, ale żeśmy się jakoś porozumiały. Jedna z nich poczęstowała moje psy jakimiś psimi ciasteczkami, strasznie śmieszna- roztarła je, aby lepiej im się jadło. Chyba dokarmia koty, od których tu jak się okazuje roi, bo wystawiała miseczkę przed swoim domkiem. Potem zagadała mnie taka pani, która chciała sobie pogwarzyć niezobowiązująco, mój pies często bywa u niej w ogródku. Ucieszyła się, mówiąc, że już myślała, że pies jest bezpański i że wcale jej nie przeszkadza, że przychodzi do ogródka. On oprócz „swojego” kota inne gania z całej siły i czasem spodziewam się, że ktoś mnie w końcu opieprzy za jego wścibstwo. Pani ta mówiła, że mieszka tu od lat 50, niedawno była w Oslo pochować swojego brata, który zmarł tam po 25 latach. Mówiła, że Oslo jest piękne, Przyznałam, że nie byłam. Trzecia zaś szła z malutką wnusią. Znała najlepiej z nich angielski. Wszyscy się bardzo zdziwili, że jestem z Polski , to naprawdę dla nich kraj egzotyczny...niewiele się o nim wie....

 

Tak naprawdę to były to takie zwykłe belgijskie kobiety dla których czas się zatrzymał wiele lat temu. Nie słyszały o Wałęsie, strajkach, Solidarności. Ciężko się u was żyje, tu lepiej jest- skonstatowała jedna z nich. I tyle wiedzą o naszym kraju. I pewnie zdziwiłyby się bardzo, że Polacy tak bardzo chcą krzewić cokolwiek a zwłaszcza wartości chrześcijańskie

 

 

 

 

kaas : :
sie 10 2005 zeglowanie....
Komentarze: 2

Jesli ktos powatpiewa w Unie to opowiem historie z zycia wzieta. Tu jestesmy naprawde dobrze namierzeni i pilnowani. Otoz przedwczoraj zginal mi identyfikator. Wpadlam w poploch, bo jest on kluczem do wejscia i wyjscia z firmy. Do tego security ciagle przestrzega aby takich rzeczy pilnowac, bo zawsze jakis niepowolany terrorysta islamski moze to znalezc i wlezc a to instytucja unijna. Poszlam z drzeniem serca do portierni spodziewajac sie opierdzielu, bo w mojej warszawskiej firmie tym by sie skonczylo, skadinad znam to….Facet byl niesamowicie mily- prosze sie nie denerwowac, prosze poczekac, moze ktos znajdzie i przyniesie. Dwa dni dawali mi badge dla gosci. Wczoraj wieczorem powiedzieli, ze jak nie znajdzie sie to mi zrobia nowa. I co ciekawsze nikt nie zapytal mnie o imie, nazwisko czy unit. A dzisiaj rano jeden z potrierow zawolal jak weszlam po tymczasowy identyfikator- mamy dla pani nowy.  I rzeczywiscie. Nie spisywalam zadnego protokolu a oni wiedzieli, kto ja zacz. Kolezanka twierdzi, ze w ramach obowiazkow sluzbowych musza nauczyc sie identyfikowac pracownikow po twarzy. A nie jest to proste, gdyz rotacja jest tu niesamowita, stypendystow co miesiac przybywa kilku. Maja wszelkie dane w komputerze, odtworzyli oczywiscie moje dane z zasobow a stary badge zdezaktywowali. Niech teraz sie pani nie przejmuje- ten co znalazl i nie oddal nie bedzie mial z tego zadnego pozytku. Odetchnelam z ulga, bo nie daj Bog jakas afera a ktos wlazlby na moj identyfikator i rozsypal bialy proszek……

 

B przeslal mi przed chwila sms, ze klapa kompletna. Pada deszcz, ma klopoty ze sprzetem. Wiec chyba z ta panienka nie jest tak luksusowo, skoro nagle interesuje go co u mnie slychac. Co tu duzo ukrywac, do plywania to trzeba miec charakter. Znosic mokre gacie, nie bac sie wiatru i spokojnie manewrowac gdy kladzie jacht. Wszelkie dupencje, ktore dawaly sie nabrac na wdzieki B zazwyczaj rezygnowaly, gdy zaczynaly przychodzic tzw trudnosci obiektywne a jedna nawet uciekla w srodku rejsu. Ja tylko trwam na posterunku, ale to wszystko do czasu. Gdy czlowiek skosztuje plywania po morzu to szlajanie sie po Mazurach traci wiele na atrakcyjnosci. A i B ma odpowiedni charakterek i do milusich nie nalezy zwlaszcza jak cos idzie nie po jego mysli. Wiele mnie kosztuja jego zagrywki.

 

Czasem mysle, ze wielu facetom wydaje sie, ze mozna poderwac babe na zeglowanie. A babom wydaje sie, ze plywanie to lezenie na pokladzie i opalanie wdziekow. A facet wdziecznie macha sterem i po godzinie plywania zawija do portu. Jest na Mazurach cala populacja typow, ktorzy plywaja sami, bo ich zonom czy dziewczynom sie to po prostu nie podoba. Jest cala galeria facetow w Sympatii, ktorzy maja jachty. Ale niestety to nie kajak, zeby plywac to trzeba sie tym w jakis sposob interesowac, cos wiedziec o kierunkach wiatru i manewrowaniu. Faktycznie w wielu nowszych lajbach nawet maszt kladzie sie ruchem jednej reki. Ale nie jest to w przypadku lodki B. To trzeba sie namachac, zarcie robi sie w kucki, spi sie na twardym a jak czlowiek dobrze sie namanewruje to pada wieczorem na pysk i nawet na amory nie ma sie ochoty. I do tego nie ma na pokladzie wdziecznej chemicznej toaletki o milej nazwie Potti Porta tylko krzaki i komary w trakcie….to trzeba po prostu lubic.

 

Czytam o zaginionym zeglarzu na Baltyku …i mysle, ze mialam szczescie, ze poplynelam jednak w lipcu, gdzie bylo pieknie i nie bylo sztormow…….

 

 

 

kaas : :
sie 08 2005 Discovery
Komentarze: 0

Siedze w pracy i mam na podgladzie relacje z ladowania promu Discovery. Kazali zalodze opoznic ladowanie ze wzgledu na zle warunki atmosferyczne. Teraz dolatuja, jak widac na wyswietlonej mapce, do Ameryki Poludniowej. Mysle, ze wszyscy sie obawiaja kontaktu z atmosfera i wysokiej temperatury… to niesamowite uczestniczyc wirtualnie w takim wydarzeniu. Trzymam kciuki aby udalo sie tym ludziom szczesliwie i o czasie wyladowac.

 

Wczoraj dostalam wiadomosc od B ze ma powazna awarie zagli. Ostrzegalam go. Poprzednio wypozyczyl lodz innej jakiejs zalodze i najparwdopodobniej spieprzyli mu grota a teraz cholera wie z kim plywa i jak sobie radza z manewrami. Zagle byly w nienajlepszej kondycji, maja swoje lata i trzeba bylo uzywac roznych technik, aby je oszczedzac. Jak sobie zrobil z lodki tramwaj i demonstruje panienkom jaki to z niego wilk- no, nie morski-to jest teraz jego problem.

 

Ludzie w NASA nie okazuja zniecierpliwienia, przeciwnie sobie laza po biurze, patrza w monitory. Discovery dociera powoli do Ameryki Polnocnej.Czekaja na kolejne wiesci z promu.

 

Dzis w nocy wscieklam sie na moja kocice. Tak wrednej istoty jeszcze nie widzialam. Male koteczki przedstawiane sa jako slodziaki i takie rzeczywiscie sa. Ona jest wsciekla i napalona. Najpierw zjada swoje a potem wyzera psom. Nie wiem skad jest taka zlosliwa- na glaskanie reaguje wbijaniem pazurow i gryzieniem. Musze ja gonic a wtedy atakuje jamniora, chcac go rowniez ugryzc. Biedak ucieka gdzie pieprz rosnie. W ciagu dnia to jest jeszcze do zniesienia, ale o 3 nad ranem moze to powodowac frustracje. Wiec wzielam kicie za leb i po prostu eksmitowalam z sypialni. Dopiero potem zasnelam spokojnie. Chyba bede musiala tak robic codziennie az nie ucywilizuje sie i nie przekona, ze noc sluzy do spania.

 

W pracy pusto i cicho. Pogoda tez nie najlepsza, rano padalo, teraz jakby przebija sie sloneczko. Moja Francesca na urlopie, przyjezdza do niej jej wloska rodzina. Byla cala szczesliwa. Szkoda, ze nie zdazylam sie z nia pozegnac, ale siedziala w labie nie wiadomo dokad.

 

Wczoraj lejacy deszcz i upal na przemian spowodowaly, ze nigdzie znow sie nie ruszylam. Mialam zamiar pojechac go ktoregos z zabytkowych miast. Ale ulewy byly tak fatalne, ze zrezygnowalam. Zrobilam sobie za to fajna wycieczke rowerowa i jogging psom. Jeziorko, moje miejsce magiczne przywitalo mnie ca lym mnostwem wrzosow i jezyn. Chyba obrodzily w tym roku, nad kanalkiem jest sporo krzakow i czesto sie kolo nich zatrzymuje.Sa swietne. A wrzosy dopiero zaczynaja kwitnac, pewnie we wrzesniu cala plaza bedzie fioletowa

 

Discovery leci przez Bliski Wschod. Jeszcze nie podjeto decyzji czy beda dzis ladowac. To musi byc niesamowicie trudna decyzja.

Minute pozniej - wlasnie podjeli- beda ladowac jutro. Wspolczuje, jeszcze jedna doba a pewnie sie cieszyli na powrot…..

A ja sie rozlaczam i biore sie do roboty….

 

 

 

kaas : :
sie 07 2005 rogi
Komentarze: 1

Już prawie północ, nie tak dawno skończyłam sprzątanie. Chyba zazwyczaj w jakichś przełomowych chwilach muszę coś wokół siebie zmienić, tak prawda, że powinnam wrócić do zajmowania się domem a nie nierealnymi mrzonkami i kombinowaniem. Co się stało to się nie odstanie, nie chciałabym aby tracić więcej czasu na rozważania co by było gdyby. Powinnam się skupić na tym, co jest tu i teraz.

 

Nic tak dobrze nie poprawia humoru jak zakupy. Na kapitalistyczną konsumpcyjną rozpustę nie miałam dotychczas ani czasu ani możliwości. Sklepy tu zamykają wcześnie, ja się spieszę do domu , Pozostaje sobota i tę programowo wykorzystałam jak prawdziwa pani domu czyli na kupowaniu, przesadzaniu kwiatków i modyfikowaniu ustawienia mebli.

Z pełną premedytacją wpadłam do Kringla, mojego ukochanego sklepu ze starociami. Kupiłam sobie prawdziwe szkolne belgijskie biurko, przypominające nasze takie ze szkoły podstawowej, kosztowało całe 2€. Do tego za podobną cenę kupiłam tapetę samoprzylepną i przerobiłam ławeczkę na sekretarzyk w mojej sypialni. Do tego okleiłam stary nocny stolik też z Kringla i zrobiło się bardzo buduarowo. Przeceniona zresztą tapeta była w drobne różowe kwiatki

 

W Hobbylandzie kupiłam jakiś dziwny kwiat, liściasty. Mam już sporo kwiatów i wszystkie przepięknie mi rosną. Dokupiłam za bezcen ceramiczne podstawki, zbieram tylko białe i kiczowate, jakieś koszyczki. Niektóre kwiaty już są spore. Ogólnie wszystko to wygląda uroczo i po domowemu. Zasadzę się chyba w Kringlu na szklanko-kieliszki z nadrukiem- szczura. Wygąda to bardzo śmiesznie i nietypowo, chyba w Ostendzie jest święto szczura i pewnie dlatego je wyprodukowali. Komplet 6 sztuk kosztuje raptem 2,5€, ktoś widocznie komuś zrobił taki prezent, który nie spotkał się z akceptacją, w Kringlu sprzedaje się też chybione prezenty, często są one nie rozpakowane. Można trafić na super okazje.

 

I tak zasuwałam, nie tracąc czasu na sieć. Kupiłam sobie też spodenki we wściekłym kolorze turkusowoniebieskim- chodziłam za nimi od wiosny, ale ciągle szkoda mi było kasy. Dopiero jak cena zeszła z 35€ do 7 skusiłam się. Też świetny nabytek.

 

Radość z dzisiejszego dnia popsuł mi gość. Przyszedł facet w sprawie dziewczyny, koleżanki Młodej, którą ona poznała na kursie. Okazuje się, że dziewczyna ta robi go totalnie w bambuko. On ją tu formalnie ustawił, ubezpiecza, nie są małżeństwem, ale facet chyba raczej ma jakieś plany, bo po cholerę by inwestował. Ja od początku czułam, że ta dziewczyna to taki typ, który nie sieje i nie orze i siedzi w Belgii tylko dzięki dawaniu d....Nawet powiedziałam to Młodej a ona się wściekła. I okazało się, że znów na moje wyszło. Moja intuicja znów mnie nie zawiodła i powinnam jej słuchać częściej......Facet wygladał na przyzwoitego, Belgowie są strasznie łatwowierni i poczciwi....

 

Ona teraz znalazła sobie jakiegoś przystojniaka ale ten safanduła- a wygląda na około 40 ją utrzymuje . Więc robi wała z niego i udaje, że wyjechała i inne takie brednie. Więc facet zaczął w końcu dochodzenie na własną rękę. I niestety, co mnie wkurzyło to ona zaczęła wykorzystywać mnie jako alibi. I to już było dla mnie za wiele. Gdyby ze mną to uzgodniła i znałabym prawdę to być może bym jej pomogła, ale tak to dalej won. Nie znoszę kłamców po obu stronach, więc powiedziałam, że jej nie woziłam samochodem bo mam samochód zepsuty już od jakiegoś czasu. Pytał się czy kogoś ma i powiedziałam, że nie wiem, ale tu przychodziła z jakimś facetem. Nie wiem co on zrobi, ale ja tej larwy nie chcę więcej tu widzieć. Jeszcze mnie będą ciągać po belgijskich sądach albo będą lać się po mordach. Niech sobie rozstrzygają swoje romanse bez mojego udziału.....

 

 

kaas : :
sie 05 2005 zero konsekwencji.....
Komentarze: 2

Powinnam nie spędzać tak dużo czasu przy komputerze, w pracy obrabiam dokumenty w domu piszę listy . Tak się jednak składa, ze nie odpisują mi ludzie- w Polsce sezon urlopowy. Trochę mi żal, w Polsce kanikuła całą gębą, tu całkiem inaczej. Albo ludzi nie ma bo są na urlopie albo pracują. Jest tu inaczej bo nie ma atmosfery oczekiwania na wyjazd na urlop.

I pewnie gdybym była w Polsce to bym popłynęła teraz na Mazury z B, bo on ma czas. Ale również teraz ma nową załogantkę o którą nie mogę mieć nawet pretensji. Jutro wyjeżdża. A dziś załatwiał moje sprawy samochodowe. Obiektywnie patrząc na zagadnienie to trudno żeby siedział i wzdychał do księżyca. W końcu ma łódź za którą płaci opłaty portowe i trudno żeby stała, kiedy ma czas popływać.

Pozostaje problem obyczajowy i to on nie daje mi spokoju. Przecież mnie nie ma, nieobecni nie mają racji. Siedzę sobie 40 km od Antwerpii nad kanałem. Mam tu swój drugi dom a z nim codziennie gadam przez komunikatory. Wcale nie spieszy mi się do powrotu. A jemu do ustabilizowania jakichkolwiek spraw damsko-męskich. Codziennie wieczorem siedzi w domu u siebie i nadajemy. Wiemy jedno o drugim co się dzieje. Czy to normalne czy też jakieś chore?

Ale nie jest tak, aby mogło to być kontynuowane na stopie całkiem koleżeńskiej, choć to byłoby pewnie dla obu stron najlepsze. Mam w sobie poczucie urażonej dumy. Mam jakiś wewnętrzny hamulec, aby nie nabluzgać i nie wywalić tego co mam do powiedzenia i co sobie naprawdę o tej sytuacji myślę. Ale przecież nie mam żadnych dowodów poza tym, że wiem, że pływał z babą. Czy ją przeleciał, mówiąc wulgarnie- pewnie tak. Czy ona ma dla niego duże znaczenie- chyba nie. Czy ja muszę to znosić? Nie muszę, mogę wyłączyć komunikatory i nie wchodzić do kompa. Tutaj jest rzeczą banalnie prostą nie kontaktować się z krajem i z kimkolwiek.

Gdybym zaczęła się drzeć to zapewne usprawiedliwiłby się do końca a tak wiem, że sytuacja nie jest do końca klarowna również dla niego. Nauczyłam się, że jeśli trzymam język za zębami to zawsze bez wyjątku najlepiej na tym wychodzę. W gruncie rzeczy i tak spadam zazwyczaj na cztery łapy, ale wymaga to jednak pewnego czasu. Teraz jest czas aby się odciąć od B, definitywnie i na zawsze- będę to pisała i powtarzała sobie do skutku. Słowo pisane ma tę zaletę, że można do niego wrócić i puknąć się w głowę od nowa....

 

Nie wiem na ile mi starczy konsekwencji. Niemniej jednak jak już do tego dojrzeję, będzie to nieodwracalne........

 

kaas : :