Najnowsze wpisy, strona 15


sty 07 2006 wyprzedaz poswiateczna
Komentarze: 0

Pierwszy weekend w Nowym Roku w Belgii.Postanowiłam uczcić go po belgijsku czyli na zakupach. Nie ma większej frajdy dla baby.

 

W sklepach sezon wyprzedaży. Wszystkie wabią obniżkami cen. Te obniżki trochę inaczej wyglądają niż w kraju, bo w kraju nie uczestniczę w akcji- poświąteczne obniżki. Bo wiele szumu się robi z tego, ze w jakichś wydumanych i beznadziejnie drogich sklepach do których nie chodzę, bo sprzedają ciuchy dla chudych lasek wyłącznie. I przeceniają też takie ciuchy w które mało kto jest w stanie wejść.

 

Tutaj przeceniają wszystko. Poszłam do M&S, marki nieznanej w kraju, gdzie na rozmiar 54 co jest już rozmiarem sporego wieloryba, można kupić całkiem szykowne i dobrze skrojone ciuchy. Akurat mi nic nie podeszło, tym bardziej że ostatnio skonfrontowałam zawartość mojej warszawskiej szafy w której nie ma siły wcisnąć czegokolwiek z szafą belgijską, która jeszcze tutaj została. Jak się pomieszczę to Allach raczy wiedzieć.

 

Polazłam do sklepu z rzeczami do domu. Kupiłyśmy metalowy rurociąg do trzymania jabłek. Przypomina to tor kulki w maszynie losującej totolotka. Gdy wyjmuje się jedno jabłko, wypada następne. Do tego świecznik z wiszącymi szklaneczkami, które się dyndają na takim stelażu. W szklaneczkach palą się tea-lighty. Obie rzeczy były przecenione o 50%, Całkiem cacy i romantyczne. W sklepie CASA zawsze dostaję oczopląsu jak widzę te cudowne „durnostojki” potrafią wyprodukować. Można tam kupić rózgi i pachnący piasek we wszystkich kolorach.

 

Choinkę można było kupić w GB, takim spożywczaku za chyba 4 euro. Co prawda była lekko drapakowata, ale za rok jak znalazł. Nie kupiłam bo takie cudo już mam. Ale za to jak tanio! Tam leżą całe masy kwadratowych talerzy z czegoś co przypomina szkło okienne, przed Świętami drogie jak diabli a teraz za pół ceny. Teraz szykiem jest – co zauważyłam na imprezkach oficjalnych- postawić taki gigantyczny kwadratowy talerz i na środek nasypać rzeżuchy, rąbnąć plaster szynki takiej suszonej i doładować kawałkiem cykorii. To dopiero wyżerka....

 

Wymusiłam na Młodej, obiecując zakup kolejnego świecznika, ona ma ostatnio na tym punkcie lekkiego zajoba- wypad do mojego ulubionego sklepu ze starociami. Zakupem dnia okazał się komplet talerzyków i filiżanek z brakującą jedną filiżanką. Ale super był motyw na talerzykach, przedstawiający otwarte wino, budzik, lampę, wentylator i kieliszek, zarne na białym tle- na 5 osobowa imprezke w sam raz. I to za 3 euro.

Ale coś co doprowadziło mnie do łez radości to był zakup za 10 centów. W moim sklepie ogrodniczym Hobbyland w ramach promocji nabyłam łapkę na muchy. Złozona jest ona z  plastikowej łapki z napisem- run for your life- i łapka jest zakończona – przyklejonym dziecinnym japonkiem. Czegos podobnego nie widziałam. Jak zyje.....

 

 

 

 

kaas : :
sty 06 2006 15 minut
Komentarze: 2

Mam jeszcze 15 minut na napisanie notki, zycie znow nabralo tempa. Robota mnie przywalila.  Okazalo się ze aby porzadnie zrobic roczne sprawozdanie musze wykonac wielka kompilacje. I jak zwykle doszlam do konkluzji, ze mój temat tak naprawde jest już zrobiony, tylko trzeba dobrze pogrzebac w sieci. A wiec grzebie i coraz wiecej ciekawych informacji znajduje.

 

Rozmawiałam z bossem.  Po 4 godzinach spania z powodu korka. Przyszlam wiec srednio przytomna. Ale i wyluzowana Przyjal mnie niezmiernie życzliwie, co wcale nie oznacza laskawego podejścia przy przedłużeniu kontraktu. Trzymam się tego, ze koncze go w lutym, po powrocie do kraju uznałam, ze kasa kasa, ale zatęskniłam za normalnością, za B, za przyjaciółmi, z których wielu nawet nie miałam kiedy odwiedzic. Jak nie przedluzy to kij mu w plecy. Boss powiedział, ze sie rozejrzy za funduszami, ze poczatek roku i takie rozne gadki-szmatki. Już się przyzwyczaiłam, ze z milym uśmiechem można zaliczyc urocza odmowe. Powiedziałam mu, ze wiem jak to jest, bo sama pracuje w zblizonej firmie i ze srodkami na etety bywa roznie. Pozytywem było to, ze mnie nie pogonil w cholere od razu co mogl zrobic grzecznie ale stanowczo. Ale jedna rzecz mnie zaskoczyla na plus. Zaproponowal abyśmy się spotkali w kilka szefow i pogadali o współpracy. On chce nawiązać kontakt z polskimi instytucjami z branzy. Bardzo mi to pochlebilo. Tym bardziej, ze przewidywałam, ze Helga robi mi krecia robote i obrabia mi tylek, bo czuje, ze mnie wewnętrznie nie lubi. Totez zaskoczona bylam niezmiernie, ze zadnych śladów intrygi nie zaobserwowałam. Czlowiek się sugeruje pewna specyfika naszej mentalnosci.

 

Rozradowana napisałam zaraz do szefowej aby się podzielic z nia wiescia o planach wspolpracy i skonczylo się to dyskusja o podziale strefy wplywow. Jestem zdania, ze niezaleznie od wszystkiego warto wejsc w tematy unijne i korzystac z tego, ze aby zyc to na razie nas chca. Oczywiście nas chca bo na tym zarobia, ale może i nam cos z tego skapnie. Coraz bardziej kurcza się fundusze na rozszerzenie, aby istniec musimy z nimi trzymac. W ogole jakos ostatnio bardzo się poprawily nasze  relacje. Może to efekt, ze dluzszy czas mnie tam nie było?

 

Wczoraj pojechalam z Mloda po zakupy. W kolejce do kasy żarly się ze soba dwie baby, które kupowaly w promocji Coca cole. Okazalo się, ze kasa wybila cene wyzsza niż na promocji i roznica była około 50 centow albo i mniej. Nie przeszkadzalo to im, ze utworzyla się już spora kolejka, do kasjerki dolaczyla jej kolezanka i tak narabialy we trzy na okraglo. Zrobilo się swojsko.......

 

kaas : :
sty 04 2006 sikanie na A2
Komentarze: 2

Wrocilam do krainy Eurokracji. Dzis dzien jest i tak na straty z punktu widzenia bo spalam wszystkiego 4 godziny a to przez wczorajszy korek. Jakies 46 ton oleju albo innego syfa rozlalo sie po autostradzie A2 w kierunku Dortmundu. To fatalne miasto oprocz tego, ze kojarzy mi sie z miejscem urodzenia i zamieszkania Helgi to do tego teraz bedzie mi sie kojarzylo z sakramenckim pieciogodzinnym korkiem.

 

Zazwyczaj rozbijam sobie jazde na dwa dni, bo moj samochod to nie Porsche a ja nie jestem kierowca formuly pierwszej i po jakichs 9 godzinach prowadzenia pojazdu padam na morde. Zatrzymuje sie zazwyczaj w takim uroczym hoteliku i badzo milo mnie tam przyjmuja jak rowniez mam tam bonifikate jako staly klient. Potem niespiesznie rano wstaje, zabieram bety i wyjezdzam kolo 8-9 nie spieszac sie. Tak bylo i tym razem.

 

Poczatkowo do Berlina jechalo sie calkiem niezle. Fakt, psy czasem chcialy sie wysikac. Cos trzeba bylo rowniez przetracic a i gaz zatankowac bo Niemiaszki nie wszedzie go maja. Potem byla prosta autostrada, musze zawsze walczyc z sennoscia bo droga rowna i zadnych wrazen nie odnowotwalam.

W pewnym momencie zaobserwowalam korek. No coz, zdarza sie, czasem udawalo mi sie taki korek przezyc. Ale po drugiej godzinie stania zaczelam odczuwac pewien niepokoj co do tego, czy nie stalo sie jednak cos powazniejszego. Na ogol stluczki sa dosc szybko rozladowywane i do tego policja zaraz przyjezdza. A wiec nie to…..

 

Mloda wyszla i zapytala sie kierowcow, co to moze byc. W koncu maja CB radia i sie chyba w tirach informuja. Jeden facet powiedzial, ze myja autostrade. Jaja sobie chyba robia- pomyslalam. Wyslalam szybko sms, ze autostrada A2 jest myta i chyba Ludwikiem. Ale potem mi nie bylo do smiechu.

 

Korek trwal jakies 5 godzin. O 22 wypompowana opuscilam autostrade i wjechalam w drugi korek, tym razem w miescie Bielefield. Punktem newralgicznym byl skret w lewo. Zielone swiatlo trwalo 8 sekund, liczylam ze stoperem.

 

Bylam wykonczona nerwowo i straszliwie sikac mi sie chcialo. Nie udalo mi sie tego zrobic na autostradzie, wial zimny wiatr, Mloda i psy sie wysikaly a ja jakos sie krepowalam. Tiry swiecily swiatlami…Ale w pewnym momencie nerwy puscily. Po zjezdzie z autostrady stanelam bezczelnie na poboczu, zdjelam spodnie i wysikalam, sie, wypinajac tylek na kierowcow. A macie Niemiaszki, nie potraficie rozladowac korka, leje na was, pocalujcie mnie wszyscy w d….. Wiedzialam, ze jeszcze przede mna kawal Niemiec, no i cala Holandia. Mialam totalnie dosc wszystkiego. Wpuscili mnie po wysikaniu sie do korka bez szemrania…..

Ale pomoglo. Nie potrzebny byl Red Bull bo skrzydla mialam napedzane wsciekloscia.Zajechalam okolo 3 nad ranem do mojej rezydencji belgijskiej i padlam na twarz.

Reszte jutro

 

kaas : :
gru 20 2005 Jade.....
Komentarze: 2

Nic mi sie nie chce robic a musze siedziec w pracy. Jutro jade na Swieta do Polski i czuje jakbym wracala. A przeciez jeszcze pracuje do polowy lutego….Na dobra sprawe juz mi sie odechcialo.

 

Wczoraj prowadzilam dosc dluga rozmowe z B. Nie zmienisz balwanow w aniolki, oni tutaj tacy sa –skomentowal moje kolejne rewelacje, ktore dla mnie rewelacjami juz powoli byc przestaly. To raczej smutna konkluzja na temat dalszych obserwacji co sie tutaj dzieje. Dalszy pobyt tutaj to udreka, mozesz starac sie zostac i trzepac kase, ale wybij sobie z glowy jakiekolwiek plany zawodowe. Zobacz na ludzi tu pracujacych….Tu nie ma na to miejsca, oni sa tak skonstruowani aby dzialac tak jak dzialaja i nie zamierzaja tego zmieniac. Wszelkie ruchy, ktore robia sa pozorne. Dobieraja sobie ludzi podobnych do siebie- na koncu dodal. A kto nie pasuje popada w obled. Jak Amalia…jest taka jedna Hiszpanka, od wielu miesiecy chora……

 

Warto zrobic bilans- mialas rok bonusy, bylo siedem lat chudych, teraz byl rok tlusty. Nie narzekaj. Masz z czego dokladac. Co bedzie dalej-nic nie wiadomo- ciagnal. Zrob to co da sie jeszcze tutaj zrobic i wyluzuj. A latem znow poplyniemy….

 

Musze przyznac, ze po prostu chcialam aby mi to powiedzial. Wlasnie on. Dla niego ciesze sie na powrot. Pierwsze po wielu latach Swieta na ktore sie ciesze. Przez wiele, ponad 8 lat ze wstretem i zloscia myslalam o komercyjnych Swietach z Mikolajem z Coca Coli w tle. A teraz wracam do siebie. Ubiore choinke, moze nie bede pierogow w tym roku robila choc kto wie- maszyne zabiore…..kupie kapuste kiszona prawdziwa a nie z folii o przedluzonej trwalosci, kupie na Marymoncie na bazarku od baby od ktorej kupuje co roku….wezme grzyby…..

 

Mysle ze w jakims sensie pokochalam Belgie. Byla moim domem przez ten rok i bedzie jeszcze troszeczke. Przyzwyczailam sie do tego szorstkiego jezyka, Aldiego. Kringla, kanalku i nawet tego wszechobecnego zapachu nawozu. Ale nie moge i nie przyzwyczaje sie do eurourzedasow. Nigdy. Do ich pozernosci, tchorzostwa, asekuracji i nieszczerosci. Do marnotrawstwa rowniez naszych pieniedzy. Wiem, ze na pewno bede z nimi robila interesy. Bo wiem jak ten mlyn dziala i moze tez bede lepiej potrafila udarzyc w ich ton, gdy bede aplikowac po jakies eurofundusze. Bo pieniadze sa. Warto po nie siegnac ale na tyle sprytnie azeby nikt nie zdazyl kopnac w tylek.

 

Od szefa przyszedl mail przed chwila  ;

 

Dear All,

 

I wish you, your families and friends a Merry Christmas and a Happy New Year.

 

I am confidened that 2006 will be at least as successful for us as it was in 2005!

 

A i tak to naprawde g…. znaczy. Kolejna kurtuazja, ktora nic nie kosztuje….

 

Bede jechala od jutra. Moze bedzie pogoda dobra a moze zla. Mysle, ze uda mi sie dorwac do sieci i pisac podroz…..

 

A jesli nie to najlepszego………ale tak z serca, a nie bo tak wypada…..aby Ci co szukaja, znalezli, prace,szczescie, radosc, spokoj wewnetrzny……rozwiazanie problemow. I wiele dobrego………..

 

 

 

kaas : :
gru 18 2005 powrót na Święta do kraju
Komentarze: 0

A ja już zaczęłam tęsknić za Świętami. Pierwszy raz od wielu lat. Jadę do Polski z prawdziwą przyjemnością. Nakupowałam wiele prezentów, dziś będę je pakować i selekcjonować. Wreszcie zobaczę B, moich przyjaciół, rodzinę, co do której mam mniej lub bardziej wątpliwości co do ich rodzinnych uczuć –jednak to prawda, że po śmierci Mamy rodzina się w jakimś sensie rozpadła. Ale mimo to za nimi tęsknię. Czuję, że dojrzałam, że mogę już do kraju wrócić a najwłaściwszym momentem do takiej konkluzji jest fakt, że tutaj też jest swoiste piekło. I to wcale nie mniejsze niż u nas. Oni nie są spontaniczni i dopiero po jakimś czasie wychodzi drugie dno.....A niezaprzeczalnym walorem pobytu tutaj jest po prostu kasa.......Coraz częściej myślę, że dla nas jest fajnie tak sobie wyjechać, nawet na jakiś czas. Ale móc zawsze wrócić.

 

Z uwagi na znacznie większe pieniądze w tej firmie, formy zagrywek są  znacznie bardziej wyrafinowane i bezwzględne niż w Polsce. Sprawa zakupu aparatu jeszcze trwa- ale w międzyczasie wyszło na jaw wiele istotnych i zadziwiających aspektów tej sprawy. Odkryłam, że ludzie siedzący w pokoju obok i porozumiewający się za pomocą maili nie potrafią się dogadać ze sobą w realu. A możliwość wejścia do nich po prostu do biura i porozmawiania jest rzeczą niepojętą. Zaskoczeniem jest dla mnie też, że niby to wiodąca placówka europejska a celem działania jest robienie rzeczy możliwie najmniej skomplikowanych, tak aby mieć czas na wypoczynek i nie absorbować się jakimkolwiek myśleniem.

 

Przykładem niech będzie moja Włoszka. Dostała poważny projekt do realizacji i nie radzi sobie z nim, bo jest trudny. Nie potrafi radzić sobie też z nim szefowa. Szef piętro wyżej jest nieosiągalny. Teraz szefowa wyjechała na 6 tygodniowy urlop do Nowej Zelandii. I co poradziła Włoszce przed wyjazdem- aby napisała- do konkurencji, jak też można sobie z tym poradzić.....ot tak, aby spytała......

 

Po Świętach wracam tutaj. Jeszcze pociągnę co się da, a co się nie da - to nie pociągnę....ale też zaczęłam myśleć o tym, że to jest jednak kraj tranzytowy, w którym co prawda daje się żyć wygodnie, ale też ma to swoją cenę. Cenę braku normalnego życia, faceta, bo trudno tutejszych dziwolągów i sfrustrowanych mięczaków nazwać facetami- nie jestem zresztą odosobniona w swej opinii . Wczoraj spotkałyśmy w Carrefurze Polkę, która od 14 lat jest tutaj i zadziwiające jest jak bardzo się ucieszyła, że spotkała rodaków. Ma męża Holendra i dwójkę dzieci. Bardzo żałuje, że nie jedzie do kraju na święta, ale nie może. Dopiero na Nowy Rok, dodała tęsknie z zamglonymi oczami.....

 

Trzeba jednak obiektywnie przyznać, że nie jest już teraz daleko do Europy  i Europa jest blisko nas. Pierwszą jazdę do Belgii samochodem przeżywałam potwornie, teraz jadę jak do Kielc czy Krakowa. I to, że można w każdej chwili tu przyjechać jest niezmiernie pozytywne. Czy Europa da się lubić? Jest odmienna od nas, od naszego sposobu pojmowania rzeczywistości. Nie jest spontaniczna. Jest wyrachowana i na wszystko są ustalone granice. Ale można tutaj żyć całkiem wygodnie. Ale żyje się w stresie co dalej, bo nic tutaj nie jest pewne, może oprócz stanowisk urzedasów unijnych. Etaty są czasowe.

 

Niemniej jednak cały czas odnoszę wrażenie, że to w pewnym momencie pęknie. W naturze dążenie do całkowitego uporządkowania oznacza śmierć. Tu chce się uporządkować i zdefiniować wszystko. Entropia musi rosnąć a nie maleć......

 

 

kaas : :