Najnowsze wpisy, strona 17


gru 05 2005 etos magazyniera
Komentarze: 2

Gryzę się od tygodnia z tą sprawą, nie daje mi to spokojnie żyć. Nie potrafię się pogodzić z tym, że jestem świadkiem takiego marnotrawstwa. Dotyczy to z jednej strony mojej pracy a z drugiej sporych zmarnowanych pieniędzy – co prawda nie moich ale unijnych. Takiego marnotrawstwa jeszcze nie widziałam na oczy. Bo osobiście dla mnie aparatura za 60 tysięcy euro to jest bardzo droga aparatura. Gdy w Polsce aplikowałam o coś znacznie tańszego to zawsze była odpowiedź odmowna. Forsy nigdy nie było. Nawet z grantów. Próbowałam więc często przeprowadzać eksperymenty trzymając się lewą ręką za prawe ucho czyli stosować do pewnych rzeczy ustrojstwa, które często się do tego nie nadają tak do końca. Gdy przyjechałam tutaj to właśnie mieli zamiar kupić TO czyli aparat moich marzeń. Wzleciałam na skrzydłach, bowiem zaczęłam myśleć dość intensywnie o możliwości dodatkowej całkiem sensownej pracy badawczej. Więc gdy zaproponowano mi, że widzieliby mój, jako znawcy tematu, udział w zakupie aparatury i możliwość testowania próbek, przystałam z radością. Od ponad pół roku wałkowaliśmy wszelkich producentów i to co ich sprzęt potrafi i korelowaliśmy z naszymi potrzebami. Co prawda w pewnym momencie pojęcie „nasze potrzeby” stawało się dla mnie niejasne. Zwłaszcza zakup pewnych bajerów, w gruncie rzeczy nieistotnych wydawał mi się przesadzony. Jegomość kierujący sprawą nalegał, więc w końcu ustępowałam dla świętego spokoju. No coz, unijna firma jest bogata…Któregoś dnia powiedział, że będziemy przerabiać około 500 próbek rocznie. Zaskoczyło mnie to. Skąd je weźmiesz w takiej ilości? - spytałam. To ja, robiąc tego typu pomiary non stop w kraju nie przerabiam nawet połowy a może nawet mniej. To co- powiedział z lekka skonfundowany- to może tego aparatu w ogóle nie kupować- spytał z lekką złością. Pamiętam, że wtedy byłam świeżo po wizycie u jednego z producentów. Nieopodal nas mają siedzibę i laboratorium aplikacyjne, gdzie za całkiem niewielkie pieniądze można rzeczone pomiary wykonać i mieć fachową obsługę. Firma łaknie zleceń jak kania dżdżu, bo tu jest prawdziwy kapitalizm. Jeśli jest próbek niewiele to jest to całkiem optymalne rozwiązanie. Jak 500, ok. Nie trzeba kupować browaru, aby napić się piwa. Wtedy sama nie wiedziałam ile ich naprawdę będzie. Teraz wiem. Co nieco będzie, część to będą badania rutynowe ale część rzeczy jest zagadnieniami badawczymi. I tu nie będzie się to liczyło na sztuki.

Ale z gościem jakoś się dogadałam i współpraca stała się całkiem miła. Wpisał mnie na listę adresową i upoważnił do kontaktów z innymi firmami. Całkiem mi odpowiadał taki układ. Wiele się dowiedziałam, poznałam ludzi z firm. W końcu posiedzieliśmy raz i drugi i poszły dokumenty do przetargu. Rzetelnie przygotowanego przetargu, bo przeciez Unia jest przezroczysta…..Aparat który razem mieliśmy zakupić był podstawą przyszłej pracowni, która mielismy wspólnie stworzyc.

Sprowadziłam drugi aparat- uzgadniając z nim- trochę inny aparat z sąsiedniego zakładu, który stał sobie spokojnie pod płachtą od lat. Ten drugi aparat występuje w Polsce w ilości około 2-3 egzemplarzy, bo jest za drogi jak na nasze finansowe możliwości placowek badawczych. Tutaj stał sobie spokojnie od przynajmniej 5 lat, w stanie niezakłóconym, pod plachta, odkąd odszedł ostatni pracujący na nim operator. Bo miał tylko czasowy kontrakt….Te dwa aparaty to już był filar i podwalina przyszłego labu- nowa aparatura, nowe możliwości. Co poniektórzy zaczęli nas chwalić za inicjatywę.

Przetarg wygrała firma pod każdym względem optymalna- cenowo, jakościowo. W Unii procedury są długie, więc jeszcze aparat nie dotarł. I już dostałam propozycję prowadzenia szkoleń. Coś mnie tknęło. Zaczęłam węszyć podstęp. Aparat pewnie będzie w styczniu a w połowie lutym mój kontrakt się kończy.

Ok., powiedziałam. Mogę szkolić twojego technika- powiedziałam do mojego wspolpracownika, ale ja na swoją wiedzę pracowałam prawie 15 lat. I pomyślałam, że nie zamierzam jej tak ot oddawać za darmo w biegu przez 2 tygodnie. Zaproponowałam układ- ok., opracuję dokumentację, popracuję na aparacie i nauczę Twojego facia co z tym się robi i do czego to sluzy, ale obiecaj mi, że wystąpisz o przedłużenie mojego kontraktu. Ja też coś muszę z tego mieć. To ja tutaj zostałam zaproszona, bo to podobno Unia może nas, mieszkańców kraju w którym lataja biale niedzwiedzie czegos nauczyc w ramach akcji dostosowywania do wymogów a nie ja Unię. To już są całkiem inne układy.

Zgodził się chętnie. Wiedział, że nie da rady sam. I wtedy zaczęło się.

Okazało się, że jest bardzo fajnie, jak kasa na mój pobyt idzie z funduszu na akcesję. Natomiast gdy za usługę trzeba zapłacić z własnej kieszeni to już jest gorzej. I nagle okazało się, że może wcale ta technika nie jest tutaj tak bardzo potrzebna. Może to laboratorium wcale nie musi istnieć. Może się bez tego można obyć....Tak w ogole psu na bude te cale badania. Lepiej pisac o perspektywach dynamicznego rozwoju niż brudzic sobie lapy.

 

A co ze sprzętem? Okazuje się, że został zakontraktowany do zakupu w zeszłym roku bo dwa zakłady miały nadwyżki finansowe i by im te pieniądze przepadły gdyby nie kupili aparatury. Nie mogli przeżreć tych pieniędzy inaczej jak kupując sprzęt, który będzie teraz stał. Bo na dzien dzisiejszy nie bardzo wiedza do czego ta maszyneria sluzy, cos im się obilo o uszy….Nie mogli wydać na konferencje bo i tak obskakują wszelkie imprezy. To nie ten fundusz, poza tym tutaj nie trzeba przygotowywać wystąpienia, aby wyjechać. Oni mają na to kasę i tak.

 

Teraz sprawy się toczą żwawiej - mam zwolenników, którzy uważają, że można mieć z aparatu pożytek, są to ludzie, którzy rzeczywiście coś robią i są też biurokraci, przeciwni wydawaniu pieniędzy na taki nikomu niepotrzebny według nich research, którzy uważają że jeden pracownik naukowy równa się dwóm magazynierom. I kto wie czy magazynier nie przyda się bardziej.... Jaki będzie finał sprawy, nie wiem, choć nie obiecuję sobie za wiele. Niemniej jednak już wiem, że nie będzie żadnej pracy, trzeba brać kasę co dają i szukac czegos innego. Ale szkoda mi aparatu, który będzie stał, jak wiele innych. A te 60 000 euro pójdą psu w d... bo i tak miały pójść....magazynier nawet najzdolniejszy go nie uruchomi, choć znacznie tańszy w utrzymaniu niż ja.....

 

 

 

kaas : :
gru 02 2005 polak-niemiec
Komentarze: 5
Nie moge o tym pisac co tu sie dzieje. To wola o pomste do nieba. Jeśli ktos twierdzi, ze Unia się rozwali to teraz z cal pewnością mu uwierze, bo sama tak twierdze. Kiedys bulwersowałam się naszym nieróbstwem i brakiem kompetencji. To co tutaj się dzieje jest zwielokrotnione.

Wiele się nauczyłam. Miedzy innymi tego, ze doktorat na Zachodzie mogą mieć ludzie całkowicie nieinteligentni, nie wiedzacy podstawowych rzeczy. Ze o projektach decyduja ludzie, którzy nawet nie maja świadomości, czego ten projekt dotyczy. Ze za ciezkie tysiące euro kupuje się aparature, która od początku istnienia jest skazana na to aby stac pod plachta.

Tu nie ma etosu pracy, tu jest dupa przyrosnieta do stolka, wyjazd na wczasy do Nowej Zelandii czy na Wyspy Dziewicze, nowe Volvo i nieustające konferencje i wytyczne z Brukseli od urzedasow z DG z Brukseli, niekoniecznie madre. To taka ogolna frustracja.

 

Prezentacja wypadla nader pozytywnie. Nawet moja Niemra była zadowolona, bo wstawilam jej kawałki, które policzyla i jeszcze do tego podziękowałam jej serdecznie. Troche się denerwowałam, bo wiadomo, tutaj mogą zdruzgotac komentarzami i nie oszczędzają nikogo. To nie jest tak jak na naszych seminariach, gdzie każdy przysypia, tu każdy sledzi jak sflekowac przeciwnika. Dyskusje, często beznadziejne trwaja godzinami nie prowadzac zreszta do niczego. Tutaj szczesliwie moja prezentacja dotyczyla rzeczy, które sa im kompletnie nieznane. Wiec nie mieli szans mnie udupic. No i okazalo się, ze aparat, który nie wiadomo kto zamówił może służyć do naprawde wielu rzeczy. Zdobylam kilku rzecznikow rozwoju tej techniki wśród niemieckojęzycznych. Co będzie dalej los pokaze. Miałam stresujący tydzień.

 

I zwalila mnie z nog propozycja z kraju. Spory awans. Tutaj jestem na kontrakcie czasowym i raczej nie zanosi się na to, aby był znacznie przedłużony. Kasa lepsza to fakt. Stosunki takie sobie, bo jak nie jestes Niemcem czy Francuzem to jestes co najwyżej do czarnej roboty i zawsze ci to sa w stanie udowodnic, gdzie jest Twoje miejsce.

 

W Warszawie zgnila i zatechla atmosfera, berety, ale swoi, B i Mat, tutaj dziwolągi gadające narzeczem nieskore do kontaktow. Zero facetow, do czasu jest to nawet zabawne, ale forever????. Celibat absolutny. Forsy sporo. Tam możesz wywalic co masz na wątrobie a tutaj zawalaja idiotycznymi rozrywkami i kaza ci być szczesliwym. Teraz jest sezon Sinterklass, nie cierpie tego coraz bardziej. Rzygam Mikołajami czy z Coca Coli czy tutejszym, dmuchanym czy obecnym w każdym sklepie. Przy zerowym zyciu duchowym tego narodu jest to esencja konsumpcji, tylko i wyłącznie.

 

Widac mam znow patriotyczne loty. W żywności jakos przeszlo, znow jadam malze i surimi. Dziewczyny zaopatrzyly mnie w zapas białego sera i kapusty kiszonej a nie zuurkola. To teraz mentalnie. Ostatnio powiedziałam B, ze za nim tesknie. To już szczyt wszystkiego…….

kaas : :
lis 28 2005 dlugi
Komentarze: 4

Moja szefowa zapowiedziala weryfikacje obliczen, nad ktorymi pracowalam cala niedziele na popoludnie. Czyli po lunchu. Wiec na razie można troche pofolgowac i napisac cos do bloga, bo wczoraj nie miałam na to kompletnie czasu. Liczyłam analize wariancyjna a nie jest to to, co tygrysy lubia najbardziej. Dzien był ohydny i ponury, jakkolwiek mi się nie bardzo chcialo wyłazić z domu to poszlam do mojego ulubionego flamandzkiego kościoła. Nadal niewiele rozumiem, ale co i raz udaje mi się wyłowić znane slowa. Poza tym maja calkiem fajny chor, jak na niewielka prowincjonalna parafie. Zaczal się adwent i tutaj, choc może inaczej niż w Polsce się to odbywa.

 

I wreszcie odetchnęłam. Spłaciłam moje wszystkie dlugi. Dokonałam bilansu i jestem teraz ok. Przeczytałam w nawiązaniu do tego faktu notke Fanaberki jak swoje dlugi darowala kobiecie, która jej była winna pieniadze. Wyraziłam opinie, ze ta kobieta powinna zamiast uciekac, skoro nie ma pieniedzy zaproponowac jakas forme rekompensaty, może je na przykład odpracowac. Moj punkt widzenia Fanaberce się nie spodobal. No coz, każdy ma prawo mieć swoje poglady…..Pewnie tez punkt widzenia zalezy od wielkości sumy…..

 

Odnosze wrazenie, ze obecnie w Polsce modne jest olewanie obowiązku placenia za cokolwiek, oddawania jakichkolwiek długów i jakiejkolwiek solidności. Sama mam okazje o tym się przekonac wynajmując mieszkanie. Jest one zawsze oplacane z opóźnieniem, bo jegomość nie kwapi się z placeniem w terminie. Kazde pieniadze sa mu wyrywane z gardla. Kiedys było to robione w sposób taktowny i delikatny. W pewnym momencie poczulam się kompletnie bezsilna i chciałam jegomościa wywalic. Ale nie majac gwarancji, ze będzie dobrze skoro mnie tam nie ma- pozostawilam tak jak jest. I wkalkulowałam w koszty comiesięczne gadki: jego obietnice, fakty, awantury i straszenie. I tak powolutku udalo mi się odzyskac wszelkie pieniadze jakie był mi winien. Moja przyjaciolka pożyczyła mu znaczna sume i do dzis jej nie odzyskala. Bo jest grzeczna i taktowna. Malo asertywna, moznaby rzec.

 

Ale ryba psuje się od glowy- firmy nie placa zaległych faktur, każdy jak może to zwleka. Do dobrego tonu należy nie placenie abonamentu TV. A nuz ujdzie to na sucho. Niektóre firmy, te co mogą to odcinaja świadczenia dłużnikom. Prad, kablowke, Internet. Tutaj w Belgii zawiera się z operatorem sieci umowe na konkretny termin, uiszcza pewna kwote i ma się sygnal TV, Internet czy telefon. Jak jest zapłacone, dziala. Jak nie- nie ma sygnalu. Proste jak konstrukcja cepa. Nikt nie placi nie wiadomo za co.

 

Fakt, jest biednie i nie wiadomo czasem z czego ten dług oddac. Niektórzy ludzie maja dar wzbudzania litości i zeruja na uczuciach innych. I tak było ze mna i z moim nieszczesnym lokatorem. Początkowo sadzilam, ze faktycznie jego firma cienko przedzie a on mieszka z dala od rodziny na południu Polski. Ale gdy okazalo się, ze ma pieniadze na balowanie i imprezki, stalam się bezwzgledna.

 

Wiele się mowi o ludziach biednych i wielu wokół siebie się widzi. I wielu nie, bo nie wychodza z ukrycia. I czasem trudno jest odróżnić biedaka od cwaniaka lub człowieka, który taki a nie inny system zycia sobie wybral. Trzeba ludziom pomagac- mnie tez kiedys ludzie pomogli i będę zawsze o tym pamiętać. Nie zawsze jest możliwość natychmiastowego rewanżu. Ale w dłuższej perspektywie czasu zawsze taka okoliczność się znajdzie. Przekonalam się o tym.

 

Ale stanowczo jestem przeciwna sponsorowaniu nieudacznictwa. Wiele takich ludzi, którym się niby to zle wiedzie, jest doskonale zorientowana jak dziala system zasiłków, rent i jak się do tego dorwac. Sa to ludzie, którzy cala swoja energie koncentruja na tym jak nie pracowac. Bo nie będą pracowac za 1000 zl. Moja przyjaciolka, wlascicielka sklepu od wielu miesięcy poszukuje uczciwego pracownika, nie placac wcale tak malo. Biorac pod uwage, ze praca nie jest specjalnie skomplikowana. Wczesniej czy pozniej jest okradziona, pracownik idzie w cug i w tango albo siedzi na zapleczu i się obija i sama musi pogonic mu kota.

 

Doświadczenie dłużnika jakie zdobylam pozwala mi na zrozumienie wierzyciela, jakim czasem bywam ostatnio. Wiem, ze zawsze można splate negocjowac, nawet w banku czy u komornika, można rozłożyć dlug na raty, wiem, ze sa ludzie dla których dług jest rzecza swieta i takim warto pomagac, nawet jeśli na zwrot tego długu przyjdzie poczekac. Ale i znam jegomościa, który jest winien mojemu przyjacielowi spore sumy pieniędzy i bezczelnie w twarz mowi mu- nie mam…..Tamten jest bezsilny, jegomość mieszka w domku pod Warszawa…..razem pracuja. Co z takim robic?

 

Jestem rowniez  przeciwnikiem podejścia faryzejskiego do długów czy pomocy finansowej. Otoz często ludzie robia takie akcje pomocy gwoli poprawy swojego samopoczucia. Nie cierpie zbiorek pieniędzy tam gdzie sa konieczne rozwiązania systemowe a brak ich wynika ze zlego zarzadzania. Nie daje ich tam, gdzie wpadna w „czarna dziure”. Nawet pomagając psom ze schroniska w ramach wirtualnych adopcji place na konkretne psy a nie na konto TOZ. Dostaje niestrawności na widok akcji charytatywnych, które lada moment rusza cala para na czele z balami „elyty”. I znow setki „dobrych pan” będę kwestowac na dzieci w sierocińcach. Gwoli prawdy wiele sierot można by wysłać z powodzeniem za granice gdzie czekaja na nie rodziny bezdzietne, zapewniające dobre warunki - gdyby udalo się bardziej sprawnie odbierac sadownie prawa rodzicielskie ludziom nieopowiedzialnym i menelom.

 

A jeszcze nie tak dawno kwitly sobie kolo mnie wrzosy. Na pohybel zimie i ciemnościom….

kaas : :
lis 26 2005 a w onecie......
Komentarze: 4

Dzień bez Onetu to dzień stracony. Jak zwykle śledzę w którym to mieście będzie dziś rozpędzana parada równości. Co z becikowym, jak mają się moherowe berety. Do steku bzdur doszedł jeszcze inny bzdet- dziś Dzień Bez Kupowania.

 

Z perspektywy 1260 km od tego kraju takie wiadomości, iście egzotyczne są całkiem zabawne. Wydawać by się mogło, że najważniejszym punktem programu w tym skołatanym całkiem kraju są przemarsze pedałów ( ciekawe, czy teraz jakiś kochający inaczej puści na mnie stek wyzwisk????). Na pedałków i lesby czeka horda Młodzieży Wszechpolskiej, zamiast sobie w weekend turystycznie pojeździć na rowerkach jak młodzież wszechbelgijska, albo pograć w kręgle, nie przymierzając.....

 

Z kolei patrząc na tutejsze dzieci, których kolor skóry jest na ogół śniady, coraz bardziej jestem za becikowym a przeciw importowi obcego kulturowo społeczeństwa, które wyrośnie i będzie nosiło chusty. Obawa jest całkiem uzasadniona, bo w gazetach holenderskich pojawił się dowcip, który ostatnio tłumaczyliśmy na lekcji. Tam jest takich dwóch facecików, komentujących najważniejsze wydarzenia i Hokke mówi do Sukkego- kupiłem sobie nowy samochód a Sukke odpowiada- jak to dobrze, że koło ciebie nie mieszkają Francuzi.....

I jestem za becikowym, co by nie powiedzieć. Nie jest to kolosalna suma, ale na wyprawkę starczy. Fakt, może się zdarzyć że te pieniądze dostanie żona milionera, przestępcy, ojciec, który zaraz przepije, matka, która potajemnie wyśle swoje dziecko za granicę. Zawsze jest margines anomalii w każdym działaniu. Ale jestem za wyprawkami dla dzieci. W większości przypadków dzieci rodzą się w młodych rodzinach na dorobku i jest to pokaźna pozycja w budżecie. A stare panny, pseudowyzwolone feminiski, czy bezdzietne bizneswoman  a już na pewno faceci powinni siedzieć cicho, bo to nie ich sprawa. Na tejże lekcji przerabialiśmy artykuł o pewnym Belgu, który został ojcem 30 dzieci a 31 w drodze. Ma on 3 baby z którymi mieszka i wszyscy stanowią zgraną gromadkę. Facet dostaje na nich od państwa 4000€, kwota może nie za wielka ale jak 3 baby rządzą w domu- podobno są w wielkiej przyjaźni, to i ugotują oszczędnie. Przy okazji dowiedziałam się, że po holendersku sperma to zood.

 

O ile te dwie pierwsze informacje mają służyć robieniu propagandy w duchu komuny  to informacja o Dniu Bez Kupowania jest całkiem bez sensu. Zresztą ludzie też sobie robią z tego jaja. Kolejna zadyma jakichś grup anty, które nie wiadomo do czego mogą ludzi namawiać.

 

A w Belgii zaczął padać śnieg. Lecą wielkie płaty, śnieg jest mokry i pewnie zaraz się stopi. I co będę dziś robiła w taki piekny dzień? Otóż pojadę po zakupy, na pohybel wszelkiej maści antyglobalistom.

A wczoraj wieczorem moje podwórko wygladało tak:

 

kaas : :
lis 20 2005 różne sprawy
Komentarze: 2

Po tych dniach złowieszczych wpadłam na jednen pomysł- zaczęłam szydełkować beret. Kupiłam sobie wczoraj w Turnhout ładną wełnę. I kwestią zgadnięcia jest jaki to jest gatunek. Wszyscy wiedzą? Tak. Macie racje. Moher. Będzie jak przyjadę na święta do kraju jak znalazł....

Rozmyślałam nad komentarzami Bmp, jakkolwiek „ja pierdolę” jest dosadne, ale w tym wypadku wieloznaczne. Ale ogólnie trafne. Tak w ogóle Bmp fajnie  że udało Ci się znaleźć jakieś wyjście awaryjne. Pojedziesz sobie i pożyjesz. Opuścisz ten padół łez i niemocy. Oby kontrakt okazał się odpowiednio długi i aby dało się zarobić na przykład na rejs do Rio de Janeiro.

O tym rejsie do Rio wspomniała mi moja przyjaciółka z letniego rejsu na szkiery, która wpadła do mnie na weekend. Wiesz, mówiła- chciałabym dożyć czasów aby jeszcze tam popłynąć. W przyszłym roku będzie chyba już sternikiem morskim. Mija tydzień jako odjechała. Żal.

Ale dziś przyjeżdżają 3 inne dziewczyny. W ten sposób pomagam mojej warszawskiej firmie, bo nie musi płacić za hotel a moja firma tutejsza organizuje szkolenie. Dziewczyny płacą tylko za kurs, będą spały u mnie, mają przywieźć prawdziwą kaszankę, biały ser i hermetycznie zamkniętą kapustę kiszoną, bo tutejszy zuurkool w niewielkim stopniu ją przypomina. 16 grudnia jest Christmas Party i każdy z przedstawicieli z różnych krajów ma przygotować jakąś potrawę regionalną. Ja najprawdopodobniej zrobię pierogi z kapustą i grzybami. A może i makowca jak przywiozą mak w puszce? Barszczyk będą robili inni. Karpia nie będzie bo nie ma w sklepach a śledzie to żadna atrakcja. Ogólnie babki przyjeżdżające są dość równe więc myślę, że nie będzie problemu.

 

Czytałam dzisiaj znów na temat marszu równości. Onet jak zwykle podpuszcza....Kolejne robienie wody z mózgu i bicie piany. Tutaj ciągle coś takiego się kotłuje i nikt nic z tego sobie nie robi. Ostatnio jak z Młodą byłyśmy w Ostendzie...ta cholerna Ostenda, no tak , ale jak człowiek lubi pływać to nie będzie jezdził gdzie indziej..... i widziałyśmy dwóch facetów idących za rączki. Młode chłopaki, żadnego seksu, tak ot sobie szli. I naprawdę nikt na to nawet nie spojrzał. W telewizji pokazywali nie tak dawno jakiś film ze ślubów. Był ślub normalny a zaraz potem pobierały się dwie lesbijki, notabene jedna w garniturze, przebrana za faceta i krótko ostrzyżona. Druga w sukni. Nie wiem, jak to zostało rozstrzygnięte, może i mówili, ale za słabo znam jeszcze holenderski. Czy ustalały to drogą losowania?

 

Wczoraj zrobiła się zima, taka jednodniowa. Dziś jest już cieplej, ale i wilgotniej. Pracy mam huk, bo oprócz dziewczyn szykuję prezentację na seminarium. A więc do miłego. Zadnych polemik na razie. I tak każdy swoje wie. Tot ziens jak mówią Flamandowie.

A na dole Ostenda:

 

 

 

 

 

kaas : :