Najnowsze wpisy, strona 62


kwi 02 2004 wschód-zachód
Komentarze: 1

Unia mnie prześladuje i będzie tak chyba na razie przez dłuższy czas. Pojechałam na spęd szkoleniowo- unijny na dwa dni i z wielką radością wlazłam z powrotem na blogi. Zawsze po takich warsztatach unijnych wstępuje we mnie duch walki-pisać projekty, forsa leży na ulicy, tylko wystarczy się schylić, cała masa kasy do wzięcie, słowem jest dobrze. Nie mówią tylko, że jak się próbujesz schylić to zawsze znajdzie się ktoś, kto podejdzie i kopnie w tyłek.....

 

Spęd odbywał się we wschodniej Polsce, pięć stopni ciepła mniej niż w stolicy. Ogólnie tempo życia wolniejsze, lumpeksy tańsze obsługa hotelowa niemrawa i w pretensjach a recepcjonistka każdemu myliła się przy wypisywaniu rachunku. Nawet bankomat pożarł mi kartę, którą wypluł, pieniędzy nie wypłacił po czym oddał je z powrotem. W międzyczasie odbyła się moja pyskówa z nad wyraz cierpliwą urzędniczką i do tego sympatyczną a ja objawiałam kipiącą furię, kiedy się dowiedziałam, ze „bankomat wypłaca tylko setki bo mniejsze nominały już ludzie wybrali”

 

Nasz euroregion ma się rozwijać w kierunku integracji ze wschodem, co jest o tyle dziwne, ze praktycznie tam zamarł handel bazarkowy i zlikwidowano bezpośrednie połączenie z Moskwą. W bezrobotnym regionie handel przygraniczny był znacznym źródłem utrzymania dla sporej rzeszy ludzi. Najpierw to skasowali a teraz chcą organizować współpracę finansowaną przez Unię.

 

Spotkałam wielu rosyjskich naukowców, zadziwiający ludzie robiący kawał bardzo dobrej roboty za darmo, bo im nie płacą prawie pensji. Chcą do nas przyjeżdzać aby moc popracować w krajach bardziej cywilizowanych. Może to i dobrze, że można ich zapraszać na koszt Unii, bo są naprawdę sympatycznymi ludźmi i wiele umieją.

 

Jestem w trakcie rozważań nad za i przeciw koncepcji wyjazdu z Wawy. Złożyłam ofertę na południ Polski i południową Europę. Myślę, że dojrzałam do mieszkania w jakimś małym i spokojnym miejscu, Warszawa jest straszliwie hałaśliwa. Nie boję się wyjazdu za granicę. Jeśli znalazłabym zatrudnienie to jestem gotowa pojechać gdziekolwiek, choć są to na razie rozważania teoretyczne. Może taka opcja odmieniłaby mój los na lepsze a przynajmniej na ciekawsze......

 

kaas : :
mar 27 2004 moja praca
Komentarze: 6

Pracuję w laboratorium...moje smętne refleksję o Europie się biorą z faktu, że przez kilka lat pracowałam aby w późniejszym wieku zrobić doktorat, w zamiarze tym wytrwałam, dopięłam swego i teraz....wróciłam do punktu wyjścia. Moją podwyżkę zeżarły wzrastające obciążenia, składki, zmniejszona wielkość tzw „autorskiego” ogólnie wzrost cen i świadczeń. Całą moją ideologię szlag trafił, że sięgając po stopnie poprawię sobie w minimalny choć sposób egzystencję.

 

Jeśli ktoś oglądał 40 latka to właśnie pracuję w takim laboratorium. Niestety moim szefem nie jest docent Gajny w której to roli Pokora był znakomity, lecz kobita z podwyższonym poziomem adrenaliny. Kiedyś o niej pisałam, rywalizuje z każdym w każdej chwili i momentami jest to męczące. Ile razy mam jakiś pomysł albo coś mi się uda to z całą pewnością obrobi mi tyłek lub nagada aby popsuć krew.

 

Reszta ludzi w dużej mierze przypomina babki z tego serialu, mają rutynową robotę, ględzą czasem głupoty, w gruncie rzeczy są miłe i życzliwe, zgrzeszyłabym odsądzając od czci i wiary....ale stanowią bezwolną masę, czekającą na to co kto da im do roboty. Tu rozważa się, kto którą godzinę sobie wpisze, co ma dziś na obiad i jak czuje się mąż. Czasem trafiają się kłótnie i szczególnie gdy trzeba coś ekstra zrobić. I nie jest to problem nieuctwa czy lenistwa ale raczej panicznego strachu przed nowością, przed innością. Wiele osób okopało się w takich twierdzach i nie daj Bóg kazać im się za coś nowego wziąć.

 

Ja tak naprawdę prywatnie się Unii nie boję, bo trochę wiem, że w tamtym systemie trzeba dbać o własne interesy i o własny rozwój, aby nie wypaść z obiegu. Toteż staram się być na bieżąco, jestem biegła w angielskim, bywam, wiem co w trawie piszczy....

W systemie kapitalistycznym jeśli coś jest nieefektywne to się likwiduje...i co tu dużo ukrywać, powoli i z pewnym przerażeniem obserwuję, że te struktury są już schyłkowe. Brak jest operatywnych ludzi, którzy potrafią kręcić się w gąszczu przepisów, zdobywać fundusze...widzę też, że z jednej strony ludzi jest zbyt dużo a z drugiej są to ludzie, którzy całe życie zawodowe tu przeżyli.

 

Gdy człowiek jest młody to „bez nikakich” by wszystkich pozwalniał. Ale po jakimś czasie zaczyna się cenić to, że przez wiele lat rutynowej pracy ludzie nauczyli się pracować rzetelnie. Nowa aparatura jest dla ludzi nie będących głąbami komputerowymi prosta w obsłudze. Młode dziewczyny po studiach sobie świetnie z tym radzą, ale potrafią robić skandaliczne błędy wynikające z chaotyczności. Nie potrafią właściwie zinterpretować wyników bo to dla nich nowość. I jak utrzymać taki skład 15 osób w których prawie wszyscy niezależnie od tego co robią zarabiają właściwie tyle samo, bo pensje są spłaszczone? Kogo wywalić najpierw....

 

Niestety w tym kraju kiedyś też nauczyli ludzi zawodów, które teraz w realiach TEGO KRAJU, kraju – rynku zbytu, kraju-potencjalnego konsumenta są niepotrzebne. Wrzucam w jakieś jobnety czy jobsy „technolog” i zero odpowiedzi. W analogicznej bazie amerykańskiej jakimś monster. Jobs- kilkanaście ofert od zaraz......pewnie wiele nieaktualnych, ale są.....Wiesz, zastanawiam się, czy można wymagać od 40-kilku letniej dr aby została na stare lata web designerem czy account managerem...

 

kaas : :
mar 27 2004 unia
Komentarze: 1

Spokojny wieczór po niespokojnym dniu, ogarnął mnie szał robienia porządków. Bardzo rzadko mnie to napada bo z natury jestem chomikiem. Do tego jestem sentymentalna i niechętnie rozstaję się z rzeczami, które na mnie ewidentnie nie włażą. Do tego człowiek ma idiotyczną nadzieję, że weźmie się za siebie i schudnie. I co roku pozostaje to w sferze pobożnych życzeń....Wywaliłam do schowka pięć worów z ciuchami i pomyślałam, że człowiek narzeka, że kiepsko ale chyba jeszcze nie jest tak źle.

 

Gadałam dziś z W. Po ostatniej jego wizycie jakoś jest weselej, chyba jest bardziej wyluzowany. Najgorsze jest to, że po dłuższym czasie jego niebytności z powrotem zamyka się w sobie i następne spotkanie jest rekonstrukcją wszystkiego od nowa, z powrotem przełamuje się i tak da capo al fine.

 

Ustaliliśmy w przybliżeniu termin następnej wizyty, byłoby miło, jakby wreszcie zapanowała wiosna, bo pogoda popsuła się szkaradnie. Psy znów mają lenia a B zapadł w sen zimowy i dzwoni z rzadka.

 

Dręczą mnie dwie rzeczy, z jednej strony coraz większy chaos w firmie, z drugiej coraz większy bajzel w kraju. Czarno widzę scenariusz unijny i coraz to nowe dokumenty przeglądam, które wprawiają mnie w przerażenie. Z różnych raportów wynika, że fundusze pomocowe nie zostały we właściwy sposób wykorzystane, że nie dostosowaliśmy naszego prawa do prawa Unii, że ciągle ogromne zaniedbania..... Zapomniałam nawet już o programie 6 ramowym, który kiedyś jawił mi się jako wspaniała szansa. Okazuje się, że aby wleźć w program ramowy i w struktury unijne to trzeba mieć ustabilizowaną współpracę z Zachodem, bo na nasze pomysły, niekoniecznie złe, po prostu brakuje kasy.....jeśli koordynator jest z Unii to ok., jeśli to Polacy są koordynatorami programu to dostaną wała, co najwyżej mogą być podwykonawcami. Nie zawsze udaje się wstrzelić w temat.

 

Owszem miałam kiedyś przyjemność prowadzić program unijny, ale na małą sumę. Papierów było od cholery i do tego trzeba było na dzień dobry wpłacić całą sumę a potem czekać na zwrot 60%. Program był na kilka miesięcy a sprawozdawczość taka jak przy kilkuletnim projekcie krajowym.

 

Dziś miałam krótką gadkę na gadu, że najlepiej mieć wiele hektarów, płacić na KRUS i hodować dżdżownice jako produkcję specjalną. Benzyna w BP jest po chyba 3,70, sądzę, że jedyne w czym dogonimy Unię na pewno to będą ceny. I zaadaptujemy niektóre idiotyczne proce-bzdury, które tam płodzą, aby w tych skądinąd dość bogatych krajach zatrudnić nadprogramowy element urzędniczy, których nasi odpowiednicy u nas będą lada moment zdychali z nędzy.

 

I wtedy odchudzona wrócę z radością do tych worów, które wywędrowały dziś do schowka i spojrzę na nie innym okiem......

 

kaas : :
mar 23 2004 kasa kościelna.....
Komentarze: 7

Kasa w kościele...temat frapujący ostatnio Klemensa, który jako dziennikarz rzetelny chciałby coś prawdziwego napisać. Może jako nie-dziennikarka lecz zdecydowanie parafianka nawiążę do jego komentarza na moim blogu. Od razu mówię, że nie jestem zazdrosna i nie czuję ukłucia zawiści, gdy widzę księdza w samochodzie.

 

Otóż nie mam i wiele osób z nas nie ma nic przeciwko temu, że księża posiadają samochody, nawet dobre i nowe. Zwłaszcza na wsi gdzie są parafie rozległe to jedyny środek komunikacji aby pojechać z Ostatnim Namaszczeniem czy odprawić mszę. To akurat nie jest strasznie bulwersujące. Jeśli są one środkiem do wzmożonej działalności duszpasterskiej to jest znakomicie. Oczywiście część parafian takiej wiochy często kupuje na krechę, czy proboszcz wobec tego ma rozbijać się renówką? Pytanie jest retoryczne.

 

Sama mieszkam w Wawie, jestem parafianką w świeżo zbudowanym i ogromnym kościele. Mój proboszcz praktycznie jest budowniczym tego kościoła od samego początku, przeżyłam msze w baraczku drewnianym, teraz chodzę do świątyni wybitej marmurami, z dębowymi drzwiami i blaszanym dachem. Jest pięknie, dom Boży ma świetny wystrój. Życie duchowe jest dość jednak ubogie, kolędy są ekspresowe, nie ma tam wspólnot, na szczęście niedawno pojawił się ksiądz, który próbuje zajmować się młodzieżą. Natomiast działalność komercyjna kwitnie i wcale nie budzi to mojego wzburzenia. Są organizowane od czasu do czasu koncerty, w kościele jest siedziba Caritasu, przychodnia. Jedna rzecz mnie trochę irytuje, proboszcz jest niesamowicie pazerny na forsę. Za każdym razem kategorycznie podkreśla, żeby nie kupować przypadkiem opłatka gdzie indziej niż w parafii, żeby nie kupować palemki od kogo innego jak od kółka różańcowego. Są to groszowe wpływy i zaskakująca jest irytacja proboszcza, gdy na każdej mszy o tym mówi. Raz w miesiącu jest niedziela kolatorska i idzie kasa na wystrój kościoła. Ludzie dają średnio, co jakiś czas 2 złotę, dychę czy dwie.

 

Ja po prostu nie wierzę, że te marmury są z datków parafian, ludzi w przeważającej mierze średnio zamożnych wielu z nich jest ubabranych w płacenie kredytów, ci najbogatsi w zasadzie nie chodzą do kościoła....To za całą pewnością są jakieś inne interesy, operacje finansowe, o czym parafianie nie mają zapewne pojęcia. Jestem daleka od węszenia jaką drogą te pieniądze są zdobywane.

 

Pracuję w branży naukowej i dość blisko siedzę w kwestii finansowania nauki. Wszędzie krzyczy się o oszczędnościach. Widzę kombinacje, jakie robi dawny KBN aby uwalić instytuty, zmniejszenie dotacji na działalność statutową, teraz „zgodnie z wymaganiami europejskimi” odsuwa się dochody z produkcji małotonażowej, zmniejsza się ilość środków na granty. Cały czas próbuje się wmawiać nam, że ludzie są kiepscy w branżowych instytutach, poziom opracowań niski itp. Do tego dochodzi nagonka prasowa. Trzeba zorientować społeczeństwo, że to normalka, że instytuty powinny byś skasowane itp I nagle się okazuje, że ci sami ludzie na Zachodzie sprawdzają się znakomicie.....Widzę jak skubie się pensje, zwiększa składki, próbuje oskubać uzyski z działalności twórczej i.t.d.

 

Efekt jest taki, że społeczeństwo jest zbiedniałe i zdezorientowane. Ludzie zabraliby teraz pieniądze każdemu, kto je ma.

 

Tymczasem jakoś w Kościele biedy i konieczności ograniczeń nie widać i o tym się nie mówi. Ciągle są zbiórki, zawsze zresztą były. Ludzie co mają to dają. Nie mam nic przeciwko dofinansowaniu biednych, misjonarzy czy sprzedawaniu świec Caritas. Ale to nie są środki wystarczające na budową bazyliki w Licheniu czy Świątyni Opatrzności Bożej. To są inne pieniądze.

Zachód wprowadził opodatkowanie kościoła, kościoły są sprzedawane i zamieniane na sale koncertowe....bo nie ma pieniędzy, wiernych, parafian. Czy nasz Kościół nie obawia się tego, że w pewnym momencie stanie u nas się to samo? Ze normalnie pracujący ludzie, których dochody są permanentnie zubażane- no bo przecież żeby ktoś był bogaty to ktoś inny musi gryźć piach- odsuną się od skostniałej i archaicznej organizacji żyjącej całkowicie w oderwaniu od społeczeństwa i jego sytuacji ekonomicznej?

 

 

kaas : :
mar 21 2004 Koty
Komentarze: 1

Weekend mija nadspodziewanie szybko, tyle sobie obiecywałam, że popiszę, ale niestety szara rzeczywistość zmusiła mnie do zwykłych prac kuchennych i porządkowych. Co gorsza Młoda nie miała czasu więc doszły mi spacery z psami. W taką pogodę one uwielbiają łazić po dworze bez końca i szkoda mi się ich zrobiło, że miałyby siedzieć w domu więc łaziłam z nimi do oporu,

W mi zrobił straszliwą frajdę zabrawszy na musical Koty . Byliśmy w piątek, nie zanosiło się, że będą bilety ,ale okazało się, że z tym nie było akurat problemów i dwa dostaliśmy. Spektakl był porywający, muzyka z czasów mojej młodości nic a nic się nie zestarzała. Zaraz z Kaazy ściągnęłam sobie kilka wersji Memory- w wykonaniu Barbry Streisand, Sary Brightman i paru innych. Wielką przyjemność sprawiało mi oglądanie wielu utalentowanych młodych ludzi, grających z pasją, również dwoje finalistów Idola. Cała część baletowa była zaaranżowana po prostu znakomicie. Spędziłam jak rzadko niezwykle udany wieczór trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno......

Zazwyczaj po wyjeździe W przeżywam rozterki, raz na ten temat już pisałam.....ciągle nie tracę nadziei, że kiedyś jednak nadejdzie ten dzień, gdy coś się odmieni....jest fantastycznie, lecz krótko....

Jutro znów idę do pracy i robię to z prawdziwym wstrętem...Nic już nie napiszę, bo mi wena twórcza opadła jak sobie o tym pomyślałam........

 

kaas : :