Najnowsze wpisy, strona 61


kwi 13 2004 listy z netu
Komentarze: 6

Dzisiaj zajęłam się liczeniem pitów. No cóż, czas podatków się zbliża nieuchronnie. Na szczęście jako samotna matka mogę różne dziwne rzeczy sobie odliczyć. Okazało się, że po pierwsze nie mogę funduszu remontowego odliczyć bo ...zabrakło mi jakichś 20 zł do dolnego limitu 560 zł, Niby kwota odliczenia niewielka, ale jakby nie było spora część osób na tym dostaje w tyłek, bo spółdzielnie tak kalkulują aby roczny fundusz remontowy był właśnie taki, aby nie można go było odliczyć.... Do tego mogę przekazać na użytek organizacji użyteczności publicznej maksymalną kwotę 9 zł 71 gr. Ciekawe co taka organizacja zrobi z taką kwotą- może pójdzie na papier toaletowy...lub inne rzeczy. To śmieszne, przekazywać np. hospicjom kwotę niecałych 10 złotych od takiego łba jak mój....

 

Szukając stare pity znalazłam stare listy od B. Były bardzo śmieszne i w życiu nie przypuszczałam, że B okaże się takim szalonym cholerykiem...to do Myszki na temat wirtualnych miłości .Listy od wirtualnych facetów były zawsze w totalnej sprzeczności od ich realnych właścicieli. To pierwsza zasada znajomości wirtualnych – brak korelacji pomiędzy prawdziwym obliczem piszącego a tym co pisze.

 

Ja swoje mniej lub bardziej miłosne listy archiwizuję na kompaktach. Są to potem przyjemne chwile kiedy sobie je otwieram i przypominam sobie od kogo były. Czasem te znajomości były bardzo krótkie, przy jednak moich skłonnościach grafomańskich to pisałam dość soczyste i sążniste listy, które niektórych wprawiały w zdumienie. W pewnym momencie mogłam z nawet dość dużym prawdopodobieństwem określić, czy z danym facetem warto się zadawać a nawet pójść do łóżka.....a z którym będzie sprawa krótka. Wcale to nie zależało od tego czy facet pisał mi dusery, bardziej od tego o czym pisał.

 

I następny problem- wyobrażenie o danej osobie....ja pisałam w latach 1999-2000 wtedy kiedy aparaty cyfrowe były prawdziwą rzadkością natomiast nie każdy miał skaner. Wówczas prośba o zdjęcie nie zawsze mogła spotkać się z odzewem. Czasem korespondowałam przez pół roku i nie wiedziałam z kim. Praktycznie niewiele razy spotkałam się z tym, że z powodu zdjęcia korespondencja zostawała przerywana, ale i tak się zdarzało. Ja natomiast nigdy tego nie robiłam. Oczywiście wizualnie nie każdy mi się podobał, w końcu nie z każdej korespondencji rodził się związek, lecz sądziłam i sądzę nadal, że takie zerwanie korespondencji jest niegrzeczne.

 

Mam do tej pory wiele zdjęć i archiwizuję je też na płytach. Ale moich najbliższych przyjaciół poznałam w realu i bez zdjęcia.....zresztą w ciekawych nadzwyczaj konfiguracjach....ale o tym kiedy indziej. I to jest zadziwiające, że najbardziej wartościowe kontakty wykuwały się z czasem, kilka tygodni lub miesięcy korespondencji a dopiero potem spotkanie w realu. Szybkie akcje zazwyczaj szybko się kończyły. Dlatego jestem wrogiem zbyt szybkiego dawania zdjęć i pospiesznego poznawania się.

 

W jakimś sensie umiejętność pisania listów odzwierciedla charakter i inteligencję człowieka. Poznałam zarówno technokratów piszących wspaniale o swoich doznaniach muzycznych jak i np. wdowca co pisał mi co ugotował swojej trójce dzieci, które sam wychowywał po śmierci żony. Trafiali się również nudziarze...i co tu dużo mówić...w realu również okazywali się nudziarzami....

 

No i byli ci co pisali zaraz o miłości. Wówczas listy takie traktowałam jako przejaw jednak pewnej nieszczerości i pozerstwa...bo o miłości nie powinno mówić się za dużo.

Listy mogą uwodzić, znam faceta, którego listy są tak doskonałe, że są one inspiracją dla wielu romansów.

Dlatego uważam, że takie dzisiejsze formy na skróty typu znajomości z gadu czy z czatów są dalece uboższe aniżeli taka korespondencja. Nie lubię też Sympatii...może to jakieś uprzedzenie, to raczej formacja dla młodzieży. Bo widzę jak moi młodzi to przeglądają, jak żurnal z biura matrymonialnego lub katalog sprzedaży wysyłkowej.

 

Czy można znaleźć miłość przez net? Wiele osób zadaje sobie takie pytanie. Widząc różne randkowe strony wydaje się, że tak, lecz wbrew pozorom takie bazy wcale nie dają gwarancji, że ludzie którzy tam siedzą są zainteresowani związkiem. Spotkałam całą masę kalek emocjonalnych siedzących w sieci latami, którym nikogo nie udało się spotkać....całą masę playboyów, chłopczyków szukających sponsorki........i innej maści oszołomów.....więc jednak nie jest to takie łatwe.......

 

kaas : :
kwi 10 2004 tradycja
Komentarze: 4

Do Wielkiego Czwartku się leniłam i do głowy mi nie przyszło organizować Świąt mając świadomość, że jadę w niedzielę do ojca. Jednak w Wielki Piątek atawistyczny duch Świąt wstąpił we mnie z całą siłą. Aż do granic absurdu ; zabrałam się za pieczenie, wyszło tego z 6 makowców, dwa mazurki z kaimakiem, sernik na zimno do tego pasztet, dwie sałatki oraz dwa zestawy jajek- jedne faszerowane drugie wypełniane pieczarkami, do tego schabik i biała kiełbasa. Piszę to dla potomności, aby kiedyś moje wnuki tudzież inni czytelnicy widzieli jaka babka była zdolna. Całość skończyłam dziś około 12, poszłam poświęcić jajka a Młoda rzuciła się na żarcie z apetytem.

 

Po czym nastąpiła duchowa część Świąt, poszłam dziś z moimi przyjaciółmi do kościołów na groby na Starówkę. Zadziwiające jest tak tłumne chodzenie na groby w Wielką Sobotę. Stoi się w długich kolejkach. Kiedyś groby miały wydźwięk polityczny i w związku z tym była to jakaś forma demonstracji. Pozostało w wersji szeroko komentowanej w sławnym kościele św Brygidy w Gdańsku. Również w Warszawie były zasadniczo dwa groby nawiązujące do zbliżającej się akcesji.

 

Choć może przesadzam, wymowa grobu w kościele św Anny była raczej związana z dewaluacją pojęć Bóg, Honor i Ojczyzna, połamane drzewce, ale i kiełkująca nadzieja.....Zaczęliśmy z przyjaciółmi dyskusję dlaczego tych sformułowań się teraz nie używa? Czy winna jest globalizacja? Czy dążenie do unifikacji narodów? Czy młodzieży, która dorasta w świecie ogromnego przepływu informacji, internetu a angielski jest po prostu jednym z systemów komunikowania się, warto wpajać te pojęcia? Czy stacjonowanie polskich wojsk w Iraku jest naszym patriotycznym obowiązkiem? Kto ma być autorytetem w dziedzinie honoru. Ojczyzna...hmmm można żyć wszędzie, aby dało się zarobić i z tego wyżyć a u nas się nie daje. Brak odpowiedzi i dyskusja spełzła na niczym....

 

Budująca jest siła tradycji, ale są to często puste gesty. Moi przyjaciele, ludzie z epoki solidarnościowej, przemycający ongiś ulotki, którzy mimo to się nie załapali do władz, bo są zbyt porządnymi ludźmi, wspominają jak istniały idee, które kazały im się narażać. I jak te idee obróciły się wniwecz. Pozostało poczucie rozgoryczenia i antysemityzm, którego kiedyś nie było....przynajmniej nie w ich wypadku.....Są około 60 latkami, mają się dobrze, może bez luksusów, ale nie grozi im bieda. Ale przestali wierzyć w cokolwiek, w jakąkolwiek ideologię.

 

Ale mają coś, co jest dla mnie motorem, że w okolicach każdych świąt z nimi się z radościa kontaktuję. To ich wielkie poczucie wspólnoty z ludźmi i istnienie u nich prawdziwego domu-twierdzy, który znosi wszelkie burze i zawieruchy dziejowe. Można się u nich zawsze ogrzać ciepłem prawdziwej i szczerej dobroci i troski. Jako rodzice oboje są troskliwi, ale nie nadopiekuńczy. Ich dzieci mogą zawsze liczyć na wsparcie, ale w gary im nie zaglądają. Ona jako babcia opowiada różne rzeczy dzieciom, ale ma swoje życie i nie kolęduje u nich godzinami.

 

I co jeszcze u nich lubię- masa symboli świątecznych, jaja w koszu ze słomą, porozkładane palemki i bukieciki żonkili. Fantastyczne żarcie, baby drożdżowe z kopy jaj pasztet, że palce lizać (od razu odcięli mi połeć na wynos), no i nóżki w galarecie, niebo w gębie. Dom, przyjazny, otwarty dla wszystkich. Może taki dom to relikt patriotyzmu, w którym jest miejsce i dla Boga, honoru i Ojczyzny?

 

Znów zaczęłam o żarciu....hmmm widać Święta idą....może jutro psy mnie zbudzą i pójdę na rezurekcję...

Teraz czas na składanie życzeń moim współblogowiczom. Tym, którzy mnie czytają i komentują przede wszystkim, dziękuję Wam za to, że istniejecie i wyrażacie swoje opinie, bo pisanie w próżnie może wydać się przykre. Nawet złośliwości są cenne. Człowiek bywa często zadufany w sobie i odrobina krytycyzmu może tylko pomóc.

Oraz pozostałym.....aby wydarzenia, które czasem są dziś dla nich tragedia, niech za czas jakiś zostaną pokryte mgłą niepamięci. Aby mieli więcej optymizmu i nauczyli się radować każdą chwilą, bo jest niepowtarzalna. Aby ufali swojej intuicji i wierzyli w siebie....I wiele wiele zdrowia. Tylko ono się naprawdę liczy, na wszystko inne w jakiś sposób mamy wpływ....

 

kaas : :
kwi 09 2004 refleksje wielkanocne
Komentarze: 4

Święta jednak postanowiłam zrobić, choć wczoraj nic na to się nie zanosiło. Dziś w obłędnym tempie robię pasztet, makowca, upiekłam schabik będę robiła sernik a kruche ciasto na mazurki mam już ugniecione. Jaja ugotowane. Jutro będą sałatki.

 

Życie duchowe w stanie zerowym, słuchałam przez okno Drogi Krzyżowej, która odbywała się na naszym osiedlu. W mojej parafii są na tych mszach w okresie triduum, straszliwe tłumy, msze są długie i nie mam siły stać w tym ścisku. Dzisiejsza adoracja pewnie będzie trwała co najmniej 3 godziny. Młoda poszła do kościoła na Stare Miasto-mam nadzieję, że pomodli się i za mnie.

 

Zastanawiam się skąd się bierze taki atawistyczny pęd, który mnie zmusza co roku do robienia żarcia. W gruncie rzeczy nie są to jakieś rarytasy, raczej rzeczy, których nie robię w ciągu roku. Ale to jest cały rytuał.....

 

Zastanawiam się jednak, co wart byłby dla Młodej dom, w którym nie byłoby choć szczątkowych przygotowań do Świąt i to zarówno Bożego Narodzenia jak i Wielkanocy. Przecież ona nie jest temu winna, że szanowny tatuś zrobił to co zrobił. Dlaczego ma być pozbawiona tego, co w innych domach jest normalne, zakupy, różne pyszne rzeczy, zapachy pełzające po domu, świąteczne wspólne lenistwo.....

 

Mamy z Młodą zwyczaj spotykać się z ludźmi. Owszem celebrujemy różne rodzinne imprezy, ale nie przez całe Święta. Śniadanko jemy z moim ojcem, ale potem już z reguły spędzamy Święta we własnym gronie, znajomych i przyjaciół. Rodzinne obiadki w następnych dniach są w gruncie rzeczy już nudne a mamy zamiar zawsze w tym czasie naprawdę odpocząć.

 

Teraz po pięciu latach odkąd zostałam sama, pogodziłam się, że najważniejszymi osobami dla siebie jesteśmy tylko my we dwie. Przez kilka lat było mi bardzo ciężko, tym bardziej, że właśnie w Wielkanoc 98 mój mąż oświadczył, że tamta jest w ciąży. W tamtą Wielkanoc skończyła mu się ochota na romans. Wielkanoc miała być jego powrotem. Mieliśmy być znów razem. Odżywa zawsze we mnie ten ból, te wspomnienia, gdy tradycyjnie idę w drugi dzień Świąt na jego grób na mszę. Wymowa tej odprawianej mszy to nadzieja życia wiecznego i zmartwychwstania. Ja mu wybaczyłam. Ale czy Bóg mu wybaczy....

 

kaas : :
kwi 07 2004 służbista
Komentarze: 4

Pracowy „Kurnik” dzisiaj zniosłam dość dobrze, nawet bardzo dobrze. Co by nie powiedzieć moje dziewczyny, stare gospodynie porobiły dobre sałatki, jajeczka faszerowane oraz śledziki. Było smacznie. Jedna rzecz mnie dziś wyprowadziła z równowagi i to do tego stopnia, że klęłam jak szewc a mianowicie sprawdzanie przepustek na bramie.

 

Otóż od pewnego czasu jest u nas firma ochroniarska, której zajęcie główne stanowi sprawdzanie przepustek przy wejściu do pracy. Siedzą dostatecznie u nas długo, na tyle długo, że chyba nas poznają po twarzach. I z reguły my ich też i mówimy sobie dzień dobry. Przepustki na ogół pokazujemy ale czasem są momenty, że coś dźwigamy i z reguły na naszą prośbę ochroniarze odstępują od tego rytuału.

 

Dziś dźwigałam w jednym ręku teczkę a w drugiej akcesoria na jajeczko w drugiej torbie. Na ramieniu wisiała mi torebka. W torbie z wałówką były słoiki z ogórkami kiszonymi, jakieś pudła i duperele, dość ciężkie i niewygodne. Ochroniarz poprosił o przepustkę. Grzecznie wyjaśniłam, że ją mam, ale doprawdy jest mi ciężko dźwigać i proszę niech mnie tym razem wpuści bez kontroli, kolega zresztą potwierdził, przecież ta pani u nas pracuje.

 

Facet jednak nalegał i to w sposób niegrzeczny i niewybredny a następnie zaczął mi grozić i straszyć. Podziałało to na mnie jak płachta na byka. Poniosło mnie....Wściekła zaczęłam bluzgać jak furman. Trwało to krótko, on zaczął wrzeszczeć. Co jeszcze bardziej mnie rozjuszało. Kawał buca i służbisty. Postraszył mnie jakimś swoim szefem-palantem, który kazał mi się zatrzymać a ja powiedziałam, że może mi skoczyć. Drżałam z wściekłości. Przepustkę rzecz jasna wyjęłam i pokazałam, sącząc przekleństwa. Potem odeszłam. Nie chodziło mi o fakt kontroli, przecież ten bałwan znał mnie doskonale, nie pracuję tu od wczoraj, on co dwa trzy dni ma tu dyżur. Poszło po prostu o jego małpią służbistość, demonstrację swojej władzy.

 

Okazało się, że nie jestem dzisiaj pierwsza a moja awantura nie jest jedyna. Moje dziewczyny się uśmiały, bo prawie każda dziś w związku z jajeczkiem coś dźwigała i miała ciężko. I bałwan ten każdej kazał grzebać w torebce i szukać przepustki.

 

Z całą pewnością można od nas wynieść wszystko. W domu mam służbową drukarkę, którą wyniosłam bez nawet najmniejszego zapytania ze strony ochroniarzy. Mogłabym wynieść cokolwiek.

 

Tacy są również niekiedy kanary. Ja zazwyczaj miewam bilet, bo jeżdżę codziennie do pracy autobusem i kupno karty miejskiej jest wpisane w comiesięczne czynności. Ale obserwuję jak czasem pastwią się nad kobieciną, która zapomniała skasować biletu lub wziąć miesięcznego z domu.

 

Jest to oczywiście banał i nic odkrywczego, że taki człowieczek, który się dorwie do odrobiny władzy potrafi być nieobliczalnie paskudnym służbistą. Chyba nie jest problemem odróżnienie kanciarza, oszusta i złodzieja od porządnego obywatela. Nienawidzę takich ludzi, spośród takich typów rekrutują się donosiciele, kapusie i tacy co „w imieniu prawa” są gotowi strzelić w łeb.......

 

kaas : :
kwi 04 2004 naciągacze z kablówek
Komentarze: 4

Trzeba pisać- przekonałam się wczoraj gdy dostałam odpowiedź ze sławetnej Aster City na moją reklamację. Sprawa wkurzyła mnie mocno, została opisana w jednej z notek. Chodziło o podstępne i kłamliwe zachęcanie do instalacji dekodera cyfrowego, jako konieczności do dalszego odbioru programów telewizji kablowej z tej firmy podczas gdy dekoder służył tylko do odbioru HBO. Odpowiedź firmy była taka, że wyraża zgodę na rozwiązanie umowy ale jednocześnie odstępuje od wymierzania mi „kary za zerwanie umowy” w imię dalszych dobrych stosunków. Wydaje mi się, że jednak należy od czasu do czasu skorzystać z zasady nasz klient nasz pan i mam taką nadzieję, że wkrótce stanie się normą.....

 

Wskutek mizernych wynagrodzeń wiele osób nie płaci wielu rachunków, choć dla niektórych jest to trudne do przełknięcia. W gruncie rzeczy nie tak wielki odsetek ma przyjemność uprawiania pewnego rodzaju hazardu : będą ścigać czy też nie....Znam takich co nie płacą RTV latami i raz na trzy lata pewna suma jest umarzana. Oczywiście co jakiś czas straszą komornikiem, ślą pisma, które i tak są wyrzucane do kosza. Ale do takiej zabawy to trzeba mieć stalowe nerwy....

 

Sama gimnastykuję się, co należy w danym miesiącu płacić a co będzie można zapłacić później. Prawie każdy z moich znajomych dostał kiedyś pismo z firmy windykacyjnej za opłatę jakiejś wersji kablówki. Firmy te instalowały na okres próbny na dwa-trzy miesiące za darmo sieć kablową i w domu mówili, że po tych miesiącach jak człowiek nie chce dalej korzystać z ich usług to proszę nie zapłacić rachunku a my odłączymy. Nie odłączali bo „zapomnieli powiedzieć” , że należało się domagać ostro i kategorycznie odłączenia, w formie pisemnej. Rachunki szły dalej, ludzie nie płacili ich i potem była awantura. Takich przypadków musiało być wiele, gdyż skoro firmom opłacało się wynajmować firmę windykacyjną .

 

Kiedyś rozmawiałam z prawnikiem z Federacji Konsumentów i mówił mi jak ważne jest czytanie umowy. Ja umowy zawsze czytam, lecz w przypadku kablówek są one tak sprecyzowane, że w ciągu krótkiego czasu nie sposób doczytać się wszystkich kruczków. Stare metody zawierania umów z klientem wzorem Zeptera czy innych firm rolujące na przykład staruszków na pokazach stały się praktyką codzienną w kablówkach. Takie umowy do tego ZAWSZE pisane są bardzo małym drukiem, tak aby potencjalny klient miał poważne trudności z odczytaniem. Do tego na przykład 10 zdań jest na temat kto to jest abonent, czy połączenie czy sygnał, czyli sprawy oczywiste są wyjaśnianie metodą jak chłop krowie natomiast meritum jest ukryte i na pierwszy rzut oka niewidoczne.

 

Nie wiem, czy na dłuższą metę polityka naciągania i rolowania klientów telewizjom kablowym się opłaci. Już znaczna część osób – a po ostatnich wydarzeniach z Aster ja do nich dołączę- po prostu wyrzuca akwizytorów z domu traktując ich jako potencjalnych oszustów i naciągaczy. Teraz w hierarchii potrzeb nowy kanał telewizyjny plasuje się na jednym z ostatnich miejsc, faktycznie trudno jest to wcisnąć, bo pomijając wszystko jest olbrzymi szum informacyjny, ludzie pracują znacznie więcej, są zmęczeni i nie mają siły na przykład oglądać szeregu filmów fabularnych w ciągu dnia jeden po drugim a to właśnie kosztuje sporo. Sukces serialów-podglądaczy polega na tym, że nie angażują intelektualnie i pozwalają się oderwać na chwilę od zajęć. I są dostępne w telewizji ogólnej....

 

 

kaas : :