Najnowsze wpisy, strona 59


maj 04 2004 zdjęcia
Komentarze: 2

Dzisiaj będę troszkę świniowata. Sprowokował mnie do tego facet z Sympatii. Jakkolwiek jestem obecnie w pełni usatysfakcjonowana moimi kontaktami w realu i mam dość wrażeń natury emocjonalnej to siedzi we mnie duch przekory i jeszcze nie wywaliłam swojego konta z Sympatii, choć przyznam, powinnam. Ta baza jest zresztą, jak cały Onet w dużej mierze zorientowana na małolatów, ich gusta i upodobania, sama konwencja Sympatii temu sprzyja. Nie poznałam nikogo sensownego w tej bazie. Nie umieściłam tam również mojego zdjęcia. Mój netowy kolega umieścić chciał zamiast swojego zdjęcia zdjęcie puszki z piwem to go zabanowali. Może mieli rację, ale nie do końca. To piwo go w jakiś sposób charakteryzuje…..

 

Zawsze uważam, że dobrych znajomych nigdy za wiele. Jednocześnie wiem, że poznanie kogoś i zakochanie się przez Internet jest trafione w niewielkim procencie. Ale uważam, że w dzisiejszych czasach jest praktycznie niemożliwe poznanie człowieka spoza branży lub wolnego, z którym dałoby się jakoś miło spędzać czas. I to niekoniecznie w łóżku a przynajmniej nie od razu.

 

I któregoś dnia dostałam taki liścik, cytuję go w całości, facet ma 55 lat. :

Przepraszam Cię moja (i tu są kropki-przypis mój) ..., nie mogłem nie zareagować:-(Pokażę się, tzn. powiem coś więcej o sobie, jeśli zechcesz:-) - i ujawnisz swoje oblicze:-)Andrzej S.as_pl@op.pl

 

Zastanawiam się też na co jegomość nie mógł nie zareagować….Nie pisałam n ic takiego aby prowokować reakcje… Czy zechcę coś więcej się dowiedzieć, ależ oczywiście, że tak , po coś tam siedzę……Ale na propozycję wysłania zdjęcia zaprotestowałam, nie wysyłam zdjęć tak ad hoc, musi to być decyzja przemyślana bo istotną jest rzeczą jest czy na pewno chcemy się poznać. Nie zawsze jest to oczywiste….

 

Przeczytałam więc życiorys tego faceta :

 

Wieczny optymista, wykształcony i aktywny zawodowo nauczyciel akademicki (tzw. humanista zresztą:-)); kulturalny, oczytany, teatroman i meloman (barok!); zainteresowania filozoficzne (Daleki Wschód) i artystyczne (sztuka), lingwistyczne; turysta (muzea!), luzak i włóczęga (pieszy), używa na co dzień roweru; uprawia wewnętrzne sztuki walki, a poza tym tańczy:-); lubi pływać + narty + łyżwy, itp...Mało wrażliwy na kwestie materialne i bywa leniwy; potrafi zadbać o bliskich (np. gotować i piec) i zwierzaki; do tego czasem zabawny, a czasem ironiczny, nieznośny i uparty, zawsze zajęty. Prawicowiec, przekonany do swych racji, unikający kontaktu z banałem ... Pozdrawiam !

 

Czy na pewno chcę poznać zadufanego w sobie rozwodnika z Warmii??? Jeśli byłby taki naprawdę to czemu na litość boską jest sam? A może impotent….Super samiec, wysportowany, inteligentny, do tego „nie mieć a być”…do tego ciasto umie upiec….cholera, jak to się dzieje, że nie lecą na niego tabuny bab. A może lecą, ale zaraz odlatują????? Bo to najprawdopodobniej typowy przykład abnegata, powierzchownego i zarozumiałego a do tego bez pieniędzy.

 

szystkic oto jego oczekiwania:  cytuję dosłownie:

 

Rzecz jasna – IDEAŁJ A więc m.in.: POMARZĘ sobie chwilę – partnerska, [b. chętnie] wybitnie inteligentna i kreatywna, wrażliwa i uczciwa; [jeszcze chętniejJ] intelektualistka lub/i artystka; [koniecznie] wolna, [odrobinę] zadbana i [raczejJ]szczupła! Ach – gdybyż jeszcze – uśmiechnięta…:-))) na dodatek! Pozdrawiam szystkich i życzę powodzenia, AS.

AAA więc tak , też potrzebuje takiego ideału jak on w swoim mniemaniu……

Oczywiście olałam następny list do mnie, który był tylko jednym słowem…obiecałaaaaśśśś. W gruncie rzeczy wiedziałam już na 100%, że mam do czynienia z bufonem. Więc nie odpisałam. Więc przysłał mi pozdrowienia z jakiejś strony, bodajże wp z życzeniami. Aby nie być niegrzeczna wyjaśniłam uprzejmie, że nie wysyłam zdjęć dopóki nie będę przekonana do końca a pozo tym jestem XL i może w ogóle nie będzie trzeba tego zdjęcia wysłać. Po kilku dniach odpowiedział, że rzeczywiście waży tylko 74 kg i przy 180 nie będzie pasowało. W sumie razem miał rację, bo niezależnie od tego ile on waży a ile ja, to nie pasowałby mi przy boku zarozumialca totalnie nadętego, któremu się zdaje, że czas stoi w miejscu.

 

Faceci z baz towarzyskich po 50 są na ogół żałośni. To, że nie znaleźli partnerki jest raczej wyłączną ich winą i ich charakteru. Jeśli mają zamiar polować na laski to jakiego grzyba zawracają na przykład mi głowę, wiek podaję przecież zawsze zgodny z prawdą. Wydaje im się, że pisząc, że jeżdżą na nartach czy łyżwach postrzegani są jako supermani i nie widać ich obwisłego ciałka????

 

Dlaczego nie wywieszam zdjęcia w żadnej z tego typu instytucji? Po pierwsze jestem osobą poważną i byłoby lekko irytujące, aby z tego powodu pastwił się nad nimi jakiś np. młodszy personel techniczny z mojej firmy buszujący w sieci. Po drugie, wszelkie wartościowe i do dziś trwające znajomości, niektóre nawet bardzo przyjacielskie zostały zawarte na ogół bez wysyłania zdjęć. B poznałam korespondując dość długo, potem wysyłaliśmy sobie śmieszne SMS-y a na końcu zaprosiłam go na moje rancho, nawet nie widząc jak wygląda. Znamy się już prawie dwa lata .A W zobaczyłam w realu dopiero po roku.

 

Cóż , każdy wiek ma swoje prawa i młode dziewczyny wysyłają zdjęcia natychmiast i nieomalże bez majtek. Mój netowy kumpel pokazał mi kiedyś swojego maila ze zdjęciem jakiejś młodej siksy z biustem na wierzchu. Ale ja jednak mam inne zdanie

kaas : :
maj 02 2004 Mazury w Unii
Komentarze: 4

Co można powiedzieć o moim wypadzie na jeziora był mi bardzo potrzebny. B jest człowiekiem, który w zimie praktycznie nie istnieje, natomiast latem zaczyna żyć. Robi się bardzo kontaktowy. Zabrał mnie na Mazury. On jest prawdziwym pasjonatem żeglarstwa natomiast ja z nim pływam od trzech lat jako załoga. Gdy zobaczyłam znów jeziora to odżyły wspomnienia letnich wojaży, przybijania do portów, smak smażonych ryb. Jakoś miałam szczęście, że dotychczas miałam zawsze w czasie rejsów ładną pogodę. Deszcz na łajbie to prawdziwa tragedia, za chwile wszystko robi się mokre i cuchnie stęchlizną. Mogę znieść komary, zwały papieru toaletowego na brzegach natomiast zimno przyprawia mnie o dreszcze.

 

Ruciane przed sezonem było pełne ludzi. Wszystkie sklepiki otwarte, knajpy też. Z pewnym niepokojem zauważyłam podwyżki cen wędzonych ryb, węgorzy i troci, zrezygnowałam z kupna, 80 zł za kilo wędzonego węgorza to jednak trochę drogo.Troć była po 50, w zeszłym roku kupowałam po 35.

 

Ponieważ właśnie weszliśmy do Unii chciałam zapłacić w sklepie kartą kredytową. Nic z tego, zbyt wysoka prowizja i małe sklepiki rezygnują. Bankomatów jak na lekarstwo. Flagi unijne powiewały w Mikołajkach ale i Nowej Ukcie Paliwo zdrożało nieprzyzwoicie, gaz do 1,51-1,60 natomiast benzyna 95 bezołowiowa do 3,89 za litr średnio. I teraz nikt mi nie wmówi, że ceny wszystkiego nie wzrosną. Już rosną.

 

Coraz więcej ludzi zaczyna zajmować się turystyką. Mazury rzeczywiście są krainą unikalną, lecz mają parszywy klimat. Często więc ci ludzie z jednej strony mają kokosy i zero wolnych miejsc gdy jest ciepło a w innych latach klientów w ogóle brak. Nie sposób przewidzieć jak będzie w tym roku. Natomiast nocowaliśmy w bardzo miłym i czystym mieszkanku. Widać, że ludzie się starają.

 

Widać też jak rosną fortuny niektórych przedsiębiorców. Można było kilka lat temu zrobić sporą kasę na obsłudze żeglarzy, więc powstały świetne nabrzeża i zaplecze. Ale niestety jest ono obliczone nie na takich dłubków jak B, lecz na posiadaczy plastikowych wydmuszek, w których niewiele da się samemu naprawiać tylko trzeba to i owo wymienić. Żeglarstwo to sport dla bogatych lub bardzo pracowitych, którzy sami potrafią zadbać o sprzęt.

 

Ogólnie można rzec, że wejście do Unii nawet w szpanerskich Mikołajkach obeszło się bez echa, jak zwykle mnóstwo Niemców, niezależnie czy byliśmy w Unii czy nie. Bezrobocie na Mazurach sięga ponoć 40%. Czy ludzie potrafią się utrzymać tylko z tego co urodzi las i z turystyki? Aby ją uprawiać mieszczuchy powinni również mieć trochę gotówki, która im umożliwi wyjazdy. Do Niemiec jedzie ich sporo, wielu z nich ma tam rodzinę i pewnie gdyby nie te wyjazdy to wyzdychaliby z nędzy.

 

Spadł jednak deszcz i udało się przed nim wiele zrobić. Toteż wracaliśmy do Wawy w świetnych humorach...pozostaje czekać na lato......

 

kaas : :
kwi 27 2004 uczelnia
Komentarze: 5

Warszawa oblężona- i w tej oblężonej Warszawie pojechałam na moją uczelnię, nie tą na której studiowałam, lecz tą, gdzie robiłam doktorat. Z moim promotorem mam dość sympatyczny kontakt, jakkolwiek mamy nieco różne wizje pracy badawczej. Jestem osobą dość energiczną i nie potrafię trawić czasu na rozważania, natomiast wiele spraw organizacyjnych potrafię załatwić nieźle. W tym porobić różne badania, znaleźć dojście oraz fundusze, ściągnąć nowy program itp. On z kolei jest „od myślenia”, mnie koryguje, pomimo moich lat podeszłych nadal pozostaje dla mnie mistrzem.

 

Sceneria naszego dzisiejszego spotkania była dość niecodzienna. Wielkie okna zabite dechami i dyktą. Na wydziale poruszenie i dużo biegania. Internet wołowaty, chciałam dodatkowo pościągać sobie publikacje, niedostępne bez logowania i z mojego IP.

Udało nam się załapać na publikację w dość renomowanym czasopiśmie z dość dużym impact factorem. Są pewne uwagi redakcyjne i to należało omówić.

 

Oglądałam nowe sale, wspaniale wyposażone, choć za moich czasów sypał się tynk z sufitów. Młode ongi studentki, które robią teraz doktorat a które pamiętam z moich czasów są poważne i ganiają młodszych kolegów. I tylko nie było Bartka....

 

Bartek jest również doktorantem. Ale jego doktorat ma charakter szczególny bo jest walką z Panem Bogiem. Bartek ma groźną postać nowotworu i żyje na kredyt. Dzieli życie między chemioterapie a pracę. Ma bronić się jeszcze w tym roku jak zdrowie pozwoli. Teraz znów jest w szpitalu. Zawsze pytam o niego gdy tam przychodzę. On sam ma świadomość choroby i zagrożenia, ale znosi los pogodnie i z optymizmem. Chyba się już przyzwyczaił. Ma dziewczynę, która go wspiera. Nie znam jej, ale to musi być wspaniała osoba. Jeśli on da radę znieść stres egzaminów i przygotowania do obrony to zaiste będzie to godne podziwu.

 

Mój pobyt na uczelni zawsze dodaje mi wiary w sens tego co robię i mogłabym dalej robić. Siedząc w moim kurniku widzę dość daleko posuniętą atrofię ambicji i chęci poznania. Irytuje mnie zaściankowość wielu moich koleżanek. Zapewne było by mi trudno pracować na uczelni, bo zarobki mniej więcej normalne zaczynają się tam właściwie od profesora wzwyż. Reszta musi łatać chałturami. W mojej firmie zarobki może są lepsze, ale klimat pracy gorszy. Dlatego gdy zdarza mi się bywać na moim dawnym wydziale to powraca tęsknota za chęcią zrobienia jeszcze czegoś w życiu.

 

Nie wiem jak długo będzie się układała moja współpraca z Profesorem, może to będzie jeszcze tylko jeden artykuł, może więcej. Jego też ogarnia chandra i poczucie bezsensu. Co prawda trzyma ich przy życiu dydaktyka, dla tego celu istnieją i są powołani. U nas ciągle stawia się to pytanie, czy jesteśmy komuś do czegoś potrzebni i czy świat by bez nas się mógł obejść? Fundamentalne pytanie w kryzysie takim jak nasz.......

 

kaas : :
kwi 25 2004 endorfiny
Komentarze: 5

Dobór naturalny, wracam do mojej przedostatniej notki. Chyba teraz wiem, jakie stanowisko próbują zająć moi dyskutanci. Miłość- ależ to udowodnione mniej lub bardziej naukowo (może raczej naukawo!!!), że ten nagły przypływ akceptacji powodują związki zwane endorfinami. Sama spotkałam się z kilkoma artykułami na ten temat. Ich działanie trwa przez dwa lata. Podobno czekolada również zawiera pewne ilości endorfin...stąd może ta reklama o długo trwającej przyjemności.....Endorfiny zakłócają prawidłowe postrzeganie drugiej osoby. Jeśli dwie osoby się skojarzą, które były właściwie ukształtowane i wychowane to ok. dadzą sobie radę....A jeśli nie......

Tu nie chodzi o to czy któraś ze stron skończyła Oxford czy MIT.....

 

Potem działają również inne związki, ale dalibóg nie jestem sobie w stanie ich przypomnieć. Po jakimś czasie działanie tych związków również ustaje...niewierność w sensie chemicznym jest więc jak najbardziej uzasadniona.

 

Człowiek jest również podatny na uwarunkowania jakie dyktuje mu instynkt. I tylko argumentom związanym z reprodukcją należy wyjaśnić, że powodzenie mają określone typy urody czyli duży zbudowany facet oraz zgrabna laska. Natura nie jest sprawiedliwa, wielu niskich facetów cierpi kompleksy , robią się zgorzkniali i złośliwi, nie na darmo mówi się, że kurduple są złośliwi.....Również wiadomo jakie kobiety się podobają mężczyznom. Owszem faceci żenią się czasem z najbardziej burą i ponurą myszą (no cóz, endorfiny zakłócają postrzeganie....) z klasy ale to nie oznacza, że będą się rozglądać za powłóczystą panną z nogami i włosami do samej ziemi. Jak już dostrzegą tę burość......

 

A miłość...oczywiście istnieje i daje chwile radości człowiekowi, który doświadczył jej działania. Nie jestem jakąś starą i zgorzkniałą panną, kiedyś byłam bardzo szczęśliwą mężatką, miałam całkiem udaną rodzinę. Chyba była to miłość z wzajemnością, stworzyliśmy dom i wychowaliśmy udaną córkę. Po wielu latach dostaliśmy mieszkanie. Żyło się nam nieźle. Rozumieliśmy się.

Ale po 17 latach nagle przyszło ogłupienie. Przestał się liczyć dom i córka i to, co stworzyliśmy a zaczęła się liczyć koleżanka z pracy. Ona zostawiła nagle pięcioletniego synka a mężowi przyprawiła rogi. Moja historia została opisana wcześniej, w kawałkach, nie będę się powtarzać. Oni nazwali, że to miłość....

 

Ta druga „miłość” mojego męża trwała niecały rok po czym nagle zgasła i skończyło się to źle. Nie było mowy o odpowiedzialności, ani za naszą córkę ani za dziecko, które miało przyjść na świat. Dlatego nie wierzę, że samym tylko uczuciem można pokonać wszelkie przeszkody.

 

Teraz po kilku latach wiem, ze nie powinnam była się wiązać z człowiekiem, który żył w rodzinie w której jego ojciec permanentnie zdradzał swoją żonę. A ich wzajemne relacje polegały na tym, że moja teściowa znosiła to wszystko bo miała dzięki temu kasę i nigdy nie pracowała. Jej rola polegała na pichceniu. Może ktoś się teraz na mnie oburzyć, ale wcale nie uważam, że matka siedząca całe życie w domu lepiej wychowa dzieci niż pracująca. Moja teściowa była zawistna, nie miała własnych zainteresowań. To prawda, ich dom lśnił ale było pusto w środku. Zawsze wyręczała mojego męża we wszystkim i potem jakże się to smętnie odbiło na moim małżeństwie. W życie wprowadziła człowieka bez woli życia i walki, totalnie niezaradnego. Miał on wybitny umysł i był człowiekiem zdolnym , lecz co z tego....W tym domu nigdy nie było miłości. A właściwie wzajemnej troski i odpowiedzialności za siebie i innych. Zwłaszcza w chwilach trudnych.

 

Oni wszyscy już nie żyją więc nie ma co kontynuować tematu. O zmarłych nie powinno mówić się źle.

Sądzę, że wiele osób młodszych ode mnie wierzy w jakieś idealistyczne uczucie i gotowe dać się za to pokroić. Kiedyś myślałam, że ateizm męża- pochodził z rodziny wojskowej- powodował to, że nie okazywał spontanicznie czułości mi i dziecku, jakkolwiek był dobrym człowiekiem. A on mnie kochał tak jak umiał, kulawo i nie do końca. Tak jak wyniósł to z domu.

 

Co chcę dla mojego dziecka.....tego aby spotkała partnera odpowiednio mądrego i troskliwego oraz odpowiedzialnego....aby wtedy gdy wyparują feromony byłby zdolny do godnego życia i zaopiekowania się nią. I na tyle mądrego aby nie umarła z nudów jak będą siedzieli w domu. W miłość niech bawi się teraz. I gada o niej farmazony chłopakom. A swój rozum niech ma......

A ja...spotykam się z facetem niższym o głowę. Nie planujemy prokreacji i nie mówimy o miłości.......

 

kaas : :
kwi 24 2004 dziś dla odmiany o żarciu
Komentarze: 3

Zmęczona jestem tym dniem. Leje ciągle a zaplanowałam sobie, że będę robiła ogródek japoński na swoim rancho. Siedzę i piszę cały dzień zaległe prace. Zmieniam dziś temat z obyczajowego na społeczny. Może mnie wspólblogowicze nie zjadąJ)).

 

Jakkolwiek nie jestem dziennikarzem to dostałam propozycję napisania artykułu na temat szkodliwej żywności. Temat wzbudzający kontrowersje. Czasem odnoszę wrażenie, że badania naukowe na temat żywności istnieją same dla siebie. Człowiek to takie bydlę w sumie razem zaprogramowane na pewne nawyki żywieniowe i podatny na różnego typu dodatki smakowe. Są one w gruncie rzeczy na ogół z natury szkodliwe. Ale i tak będzie je jadł, bo lubi. Człowiek lubi to co mu szkodzi, wódę, papierosy, niektórzy trawkę. Taka jego natura.

 

Pewnych substancji jest tak mało, ze nie ma szans aby mu zaszkodziły. A nauka teraz lubuje się w wykrywaniu naprawdę śladowych ilości paskudztw i uzasadnianiu na przykład tego, że chipsy są szkodliwe. Idą na to ogromne środki w tym z unijnych funduszy.

 

Co ciekawsze z ostatnich badań wynika, że niektóre produkty jedzone od stu lat zawierają również szkodliwe substancje. Nawet pieczenie chleba nie jest do końca zdrowe w świetle odkryć szwedzkich badaczy z roku 2002.

Grill jako taki jest szczególnie szkodliwy bo cała masa tam rakotwórczych świństw, ale niech tylko zaczną się działki to zaraz zaczną się snuć nad nimi dymy. Bo nie ma to jak karkóweczka czy skrzydełka z grilla.....

 

Niewątpliwie prawdą jest, że naturalnie przyrządzane i fermentowane pokarmy nie zawierają trujących świństw. Ale też i w samych roślinach istnieją wewnątrz niejako takie rzeczy same z siebie szkodliwe jak kwas erukowy w rzepaku.

 

Również o genetycznie modyfikowanym żarciu czyli GMO dużo się pisze ostatnio. Niewątpliwie jego wpływ na zdrowie będzie oceniony w perspektywie następnych pokoleń. Podobnie jak wpływ komputera na wzrok. U mnie na przykład ten wpływ jest i do tego szkodliwy bo oczy mi wysiadają.

 

Istnieją doskonałe techniki wykrywania modyfikacji genetycznych, aczkolwiek drogie i niedostępne dla przeciętnego laboratorium. Amerykanie masowo modyfikują genetycznie kukurydzę i pewnie taka jest sprzedawana jako półprodukt na popcorn pewnie i u nas. Niemodyfikowana jest mała i gówniana, widziałam różnicę na slajdach na jednej z konferencji. Modyfikowany u nas ziemniak ma być bardziej odporny na wirusy. O ile się orientuje nie jest jeszcze produkowany do celów spożywczych, jest w stadium badawczym. Ale lada moment go opatentują. Sławny karp z genem ludzkim sprzed paru lat był na tyle głośny, że moja mama wpadła w popłoch i zapowiedziała Wigilię bez karpia, na szczęście ojciec był rozsądniejszy.....i dzwonka były w galarecie, pyszne jak zawsze.....

 

Nie jest problemem przejmowanie się mikroilościami dodatków smakowych, choć są one często przyczynami alergii. Kto wie, na ile populacja dzieci-alergików nie jest tego konsekwencją. Prawdziwym problemem jest celowe i programowe oszustwo człowieka przez człowieka, hodowanie kur piętrami, zbieranie ich łajna i jego recycling i późniejsze zjadanie ich modyfikowanych gówienek przez pobratymców. Podobnie jest też z indykami. Problemem są parówki i inne produkty kunsztu wędliniarskiego. Jogurty nawalone konserwantami od których dostaje się zgagi, nylonowe jaja o pomarańczowym żółtku. Drób faszerowany antybiotykami aby tył i przyrastała mu masa mięsna. Ogórki nawalone fungicydami, bo bez nich wskutek zarazy już nic się nie uchowa.

Człowiek jest w tym wszystkim bezradny .Nie wiadomo ile jest w tym szkodliwości a ile programowego uprawiania badań po to tylko aby zejść jeszcze poniżej niskich progów wykrywalności i popisać się coraz doskonalszą i droższą aparaturą. A dalej używać szkodliwej karmy i antybiotyków. Ale tak już jest......interes musi się kręcić.Tylko nie wiadomo czyj.....

 

 

 

kaas : :