Najnowsze wpisy, strona 63


mar 20 2004 potrzeby ludzkie.....
Komentarze: 6

Zastanawiam się nad tym, czy mój przyjaciel ma rację twierdząc, że w całej populacji ludzkiej generują się osobnicy o nadmiernej agresji, którym po prostu należy albo wojnę wywołać albo ich wysłać na front na jakąś wojnę istniejącą. Popatrz- dowodził, na przykład taki Gołota, jak łazi na wolności to zaraz jakiegoś taksówkarza pobije. Aby dać ludziom upust dla naładowanej adrenaliny to najlepiej jest stworzyć jakiś batalion. Według jego stwierdzenia istnienie kontyngentu wojskowego z naszych wojsk w Iraku jest uzasadnione dla co poniektórych awanturników, którzy tam piją czy strzelają sobie w lewo i w prawo. Czasem tam ktoś zginie....

 

Tak nie wiedzieć czemu przypomniało mi się to podczas lektury dziennika Klemensa a ściślej mówiąc wywiadu na temat celibatu i jego skutków. Argumentacja Ojca Leona czasem wydaje mi się być nieco pokrętna, jakkolwiek decyzja o celibacie w imię służby Chrystusowi wydaje się być oczywista. Ale już z tym brakiem czasu dla rodziny to pewnie nie do końca tak jest.

 

Każdy, kto zdecydował się czemuś poświęcić to robi to jakimś kosztem i jest to jego wybór. Znam młodego doktora po habilitacji, ma ładną i fajną żonę, udaną córeczkę i świetny dorobek naukowy. Jednocześnie w nauce funkcjonuje wielu oszołomów na granicy zdrowego rozsądku, starych rozmamłanych kawalerów, który również mają imponujący dorobek. To kwestia wyboru, co kto woli. Ale nie jest dowodem, że starokawalerstwo gwarantuje lepszy poziom naukowy.....

 

Żona tego doktora jest znakomitą organizatorką życia domowego, podtrzymuje kontakty, opiekuje się dzieckiem i chodzi do pracy. I dziecko ma przykazane, nie włazić do taty i zawracać mu d..... . Ona nie labidzi, że mąż ją zaniedbuje, sama rezygnuje z własnej kariery na rzecz rodziny. Oboje są fajni i sympatyczni i mają wielu znajomych. I zapewne mogłabym również przeczytać wywiad, który dałby prasie ten stary zatwardzialec, mówiąc, że nauka wymaga poświęcenia bo z rodziną nie dałoby się dojść do takich rezultatów....

 

W telewizji kiedyś funkcjonował serial o rodzinie pastora z piątką dzieci. Pastor ten znał swoich parafian dobrze, pochodził z małej społeczności a dzieci co i raz sprawiały mu różne niespodzianki. Również żona pastora była fajną kobietą. Oprócz własnych problemów uczestniczyli w życiu parafian w sposób aktywny i pozytywny pod każdym względem. Taka rodzina pastora była czymś, co wtopiło się w społeczeństwo i w nim żyło. Pewnie jak to w filmie fabularnym to było to tendencyjnie przedstawione, ale przyznam, że nie znam osobiście księży zaangażowanych tak w pojedyncze problemy ludzkie w mikrospołecznościach. W gruncie rzeczy funkcjonuje nasz serial „Plebania”, który pozytywnie przedstawia rolę proboszcza i jego postawę wobec problemów wiernych, ale znam z autopsji nieco inne postawy niektórych wiejskich proboszczów, którzy stwarzają ogromny dystans między sobą a wiernymi.

 

Co do problemów seksualnych to jest to również kwestia dyskusyjna. Każdy człowiek ma pod tym względem wolną wolę i różny temperament i nie musi w żadnym razie uzasadniać, że te potrzeby ma w takim czy innym wymiarze. Oczywiście lepiej, żeby człowiek o nadpobudliwym temperamencie seksualnym nie wybierał drogi celibatu, ale skoro się tak zdarzy to powinien raczej z tego zrezygnować dla dobra własnego i publicznego. Po co psuć obraz i reputację innym duchownym, po co żyć nie w zgodzie z samym sobą? Natomiast człowiek o temperamencie średnim lub małym nie ma potrzeby uzasadniać, że prowadzi ze sobą walkę. Tak jak aktor musi mieć talent i poprawnie się wysławiać a balerina być szczupła i zgrabna tak ksiądz powinien mieć na tyle silną wolę aby powstrzymać swoje seksualne zapędy, jeśli chce być księdzem katolickim.

 

Przecież w samym kościele jest wiele miejsca dla świeckiej działalności służącej Panu. Są różne formacje i wspólnoty, po co zaraz wyświęcać się. Jest wiele form działalności w ramach parafii dostępnych dla ojców rodzin.

 

No i pozostaje niewątpliwie drażliwy temat- pieniądze. Gdy istnieje rodzina to ta potrzebuje środków na życie i rozwój. Dochodzą sprawy majątków i dziedziczenia. Majątki kościelne są znaczne. Wielu księży idąc drogą duszpasterstwa często po prostu uważa, że jest to stosunkowo łatwa i przyjemna metoda na dostatnie życie, dobry samochód, podróże po świecie. Brak konieczności wiązania się z kobietą na stałe jest również rzeczą ponętną. Tacy księża chyba nie widzą korelacji pomiędzy służbą Chrystusowi a koniecznością wdrażania innego modelu, tego pozbawionego życia seksualnego.

 

Reasumując- bo notka się robi za długa- uważam, że celibat nie jest ani czymś dobrym ani złym, ani godzien polecenia ani potępienia. Szanuję wypowiedź Ojca Leona, że jednak również dla niego dojrzałość do celibatu była przedmiotem rozważań i efekt był rezultatem głęboko przemyślanej decyzji. Ale wcale nie jestem przekonana, czy gdyby księża katoliccy mieli rodziny to byliby gorszymi duszpasterzami. Pod jednym warunkiem- że sprawy majątkowe byłyby właściwie ustawione i posługa duszpasterska nie sprowadzałaby się jedynie do „strzyżenia owieczek”......

 

kaas : :
mar 17 2004 edukacja c.d.......
Komentarze: 4

Poczytałam sobie opinie Kruka9 i Solei, nie, nie chciałam nikogo dotknąć. Wszędzie są dobrzy i pilni studenci, kiepscy wykładowcy i odwrotnie. Ja pisałam o moich własnych obserwacjach z najbliższego otoczenia, nie pretendują one do statystycznych uogólnień.

 

Mam co nieco do czynienia z ludźmi zajmującymi się na co dzień edukacją młodzieży i to w różnych placówkach naukowych w Polsce, nie tylko w Wawce. Obserwuję znajomych mojego dziecka, dzieci moich znajomych, ale jak mówię, nie są to uwagi o charakterze ogólnym. Nie ma reguły, że student wieczorowy czy zaoczny to be a dzienny cacy....

 

Pracując w tej branży widać jej niedoinwestowanie na każdym kroku. Brak jakiegoś sensownego laboratorium owocuje grupą niedouczonych absolwentów wydziałów ścisłych. Brak lektorów na tzw prowincji- proszę się tylko nie obrażać, ludzie spoza Wawy, bardzo sobię cenię ludzi spoza 100licy, są to fajni ludzie i bez zadęcia-powoduje często analfabetyzm językowy. Brak samodzielnych pracowników naukowych powoduje tworzenie kadry przyjezdnej, nie identyfikującej się z uczelnią. A uczelnie powinny stworzyć jakieś środowisko, jakąś kulturę promieniującą na okolicę, bycie studentem to powinien być powód do dumy.

Wędrująca kadra wiąże się z trudnościami złapania wykładowcy, odwoływaniem zajęć, tłumami na zajęciach, wiem jak to wygląda czasem u Młodej.

Bez chałtur pensje wykładowców są marne, więc nic dziwnego, że chałturzą, mają po kilka etatów, tym bardziej, że są konieczni aby dany wydział miał akredytację, więc roboty w niektórych specjalnościach nie brakuje.

 

A teraz druga strona medalu, rekrutacja i periodyczne mody powodują, że na niektóre kierunki nie sposób się normalnie dostać. Testy przypominają pytania z „milionerów” zwłaszcza na kierunki humanistyczne. Nic więc dziwnego, że chętni do zostania psychologiem (czasem zadaję sobie pytanie po jaką cholerę nam tylu psychologów..) musza iść na studia zaoczne lub na prywatne studia.

 

I różnie to bywa, z jednej strony są ludzie zdeterminowani, którzy pracują, aby na te studia zarobić i leserzy, którym rodzice te studia fundują. Ci pierwsi czasem tyrają do upadłego, cały tydzień na etacie a soboty i niedziele na uczelni. Z jednej strony podziwiam tych ludzi, ich determinację a z drugiej.....jaki wpływ ma cały tydzień harówy w firmie na ich wydajność intelektualną? Co są oni w stanie jeszcze kojarzyć....A z drugiej strony inni, drobni leserzy, mimo, że mają czas wcale nie poświęcają go na naukę, mają poczucie ogromnego luzu. Potem piszą podania i zdają przedmioty po  sto razy. Nikt nie jest zainteresowany aby takiemu udowodnić, że nie powinien zawracać sobie głowy studiowaniem...

 

Na dziennych też bywa różnie- ludzie zakładają sobie firmy, składają komputery, dorabiają. Jest to szlachetne, ale pamiętam wściekłość mojego promotora, ze niektórych „łaskawców” nie widzi miesiącami i jakoś im się nie kwapi, aby pracę magisterską obronić.

 

I nadal będę bronić tezy, że absolwent studiów to człowiek, który powinien mieć wiedzę ponadprzeciętną, Naprodukowanie absolwentów sławetnego marketingu i zarządzania pochodzących z setek różnych szkół i szkółek mści się w postaci tłumu bezrobotnych dziewczyn, które mogą być nieledwie sekretarkami, bo na takie „zarządzanie” nie ma zapotrzebowania.

 

A problem Świrusów.....cóż, byli hippisi, dzieci kwiaty, git ludzie, skejci, punki metale i diabli wiedzą jeszcze co. Można mieć lub nie mieć do nich sympatię, ale dla mnie to jest tylko folklor. Mnie się po prostu nie podobają ludzie, którzy mają mało poważny stosunek do życia, żerują po dwudziestce na rodzicach, ciągną na komóry, w wielkim procencie z nich wyrasta klan pasożytów i nieudaczników.....

 

 

kaas : :
mar 16 2004 ideolo....
Komentarze: 2

Czuję się wywołana do tablicy notką Kruka9 na temat studiów i ogólnie młodych ludzi. Czy tych fajnych i rozsądnych jest więcej czy też świrusów. Nie wiem jakie proporcje są w ogólności, ja widzę jedno, jak duże spustoszenie w umysłach młodych ludzi robią media i lansowana ideologia „wystarczy być”.

To prawda, że często młodzi ludzie dziś wyszkoleni umieją bardzo dużo i ich kwalifikacje są niewątpliwe, do wielu rzeczy mój umysł nie nadaje już się. Może mają więcej wyobraźni, może przez obcowanie z internetem lub innymi źródłami informacji wiedzą więcej. Są przygotowani do walki i wyścigu szczurów. Ale też prawdą jest, że zostało wychowane pokolenie konsumpcjonistów, na ogół bezideowych, którzy w życiu preferują mieć i tym zakażają swoje dzieci.

 Te wzmiankowane przeze mnie świrusy to typowy produkt z na ogół dość zamożnych rodzin, mają oni to, co chcą, niczego im nie brakuje, wszystko mogą sobie kupić. I moim zdaniem te studia zaoczne to też takie kupione umiejętności, bez wysiłku, ale za kasę.

W końcu wiadomo, że aby zostać baletnicą  czy modelką trzeba mieć ładne nogi, stukilowy osobnik nie zostanie skoczkiem narciarskim więc dlaczego niby ćwierćinteligent musi zostać magistrem? Nie można wrzucać wszystkich do jednego wora, czasem uczelnia robi płatne studia wieczorowe, bo ma za mało miejsc na studiach dziennych a kandydatów jest nadmiar. Często ludzie się zarzynają bo chcą studiować np. japonistykę a miejsc jest jak na lekarstwo.

 

Ale generalnie utrzymywanie kierunków zaocznych, z zajęciami raz na dwa tygodnie prowadzi do wyprodukowania pseudofachowca, nie znam ludzi na tyle zmobilizowanych  aby byli w stanie przez okresy pomiędzy sesjami się sami uczyć, nauka jest pozorowana, ludzie ci a zwłaszcza niepracujący obijają się, śpią do południa i zajmują się głupotami. W końcu za którymś razem dany przedmiot zaliczają, bo jak zrezygnują to przestaną płacić, więc dziekan ciągnie ich za uszy...

Ja sama mam bardzo dobry układ z młodymi, często przychodzą do mojej Młodej i co by nie powiedzieć to są dość otwarci. Ale gdy przeglądam często blogi młodych to z nich  wyziera nuda, zrezygnowanie, myśli samobójcze i frustracje. Może jest takie „drugie dno” ich duszy....Gdy naoglądają się i nasłuchają  pseudofilozofii rodem z Baru to faktycznie nie ma się z czego cieszyć. Medialnymi idolami zostają kretyni.

 

Mam wiele sympatii dla ludzi z „Oazy” sama popieram różne ruchy religijne i ich dobry wpływ na młodzież, ale zauważyłam, że ludzie ci są dość bierni i zahamowani. Znam stamtąd ludzi, którzy zarzucili myśl o dalszym doskonaleniu i uczeniu się, bo najważniejsze aby być szczęśliwym w swoim małym światku. Naturalne w młodym wieku zainteresowanie sprawami seksu jest przytłumione. Stąd często rezygnacja, niemożność pogodzenia ograniczeń kościoła katolickiego i radości płynącej z fizycznych stron miłości...

 

Myślę, że zdefiniowany przeze mnie przypadek człowieka wiedzącego czego chce nie jest zjawiskiem popularnym. Ten chłopak nie pochodzi z Wawki, ma dość bogatych rodziców, ale kran z gotówką ma zakręcony. Dostaje z domu tylko tyle, aby przeżyć, resztę musi dorobić. Nie ma ochoty na powrót w strony rodzinne, marzy mu się wielki świat. Rodzina wolałaby aby wrócił. Uczy się języka, bo w gminnej wiejskiej szkółce tego nie uczyli, ubiega się o stypendia, ma wiele pomysłów na życie, pracę, myśli o życiu w sposób odpowiedzialny....Jest wierzący, ale nie jest fanatykiem. Różni się od paniczyków z miasta rzetelnością, nie opowiada głupot. Bohater dziewiętnastowieczny?

 

Czasem spotykam się z różnymi ludźmi z mojej klasy. Niektórzy z nich kiedyś byli nieodpowiedzialni, życie teraz ich zmusiło do piastowania różnych stanowisk, pozakładali rodziny. Żyliśmy  jednak w czasach, gdy warto było się o cos ubiegać i walczyć. Czegoś się nauczyć. Szkoda, że to poszło na zatracenie, dziś umiejętności nie są w ogóle w cenie. Młodzież teraz demoralizuje się bezrobociem zaraz po szkole, co generuje lenistwo lub cwaniactwo, pseudoedukacją, lansowaniem idiotów w mediach, epatowaniem bandytyzmu i chamstwa na kanałach TV i  wiele rozsądnych osób jest doprawdy zagubionych w tej rzeczywistości.

Uczelnia kiedyś jednak stwarzała pewne wzorce, pamiętam kilku mniej lub bardziej wyrazistych profesorów o wspaniałym dorobku. Dziś w szkołach typu „Wyższa Szkoła Gotowania na Gazie” można spotkać zupełnie innych ludzi a absolwenci sadzą horrendalne byki ortograficzne- wystarczy poczytać Onet.

 

 

 

kaas : :
mar 15 2004 spanie z kurami
Komentarze: 1

Chodzę ostatnio spać z kurami, jest dopiero 9.30 a ja już padam.....chyba najbardziej są winne psy, które bezceremonialnie wraz ze zbliżającą się wiosną wstają coraz wcześniej i domagają się porannych spacerków. Ten tydzień z kolei szykuje mi się pełen wrażeń, w tym przyjazd W, potencjalna randka z Pawusiem- mam nadzieję, że jednak sobie odpuści oraz różne inne  spotkania mniej lub bardziej prawdopodobne.

 

Dzisiaj byłam z Młodą w kinie, razem z jej kolegą ze studiów, żaden chłopak, raczej przyjaciel. Uważam go za bardzo pozytywną jednostkę, bo nie robi jej wody z mózgu. Normalnie studiuje co jest raczej rzadkością u jej kolegów robiących coś w rodzaju studiów czyli studia zaoczne, pracujących . Ten po prostu zamierza coś ze swoim życiem zrobić nie oglądając się na rodziców, którzy chyba go tak do końca nie rozumieją.

 

Nie wiem jak to jest, lecz odnoszę wrażenie, że moja Młoda ma dwoistą naturę, z jednej strony zadaje się ze skądinąd sympatycznymi i zrównoważonymi osobnikami jak dzisiejszy nasz towarzysz wypadu (niestety nie dotarliśmy do kina bo zabrakło biletów), z drugiej imponują jej ludzie-świrusy, od których dostaje rozmiękczenia mózgu, robi się konfliktogenna i kłóci się ze mną o byle co. Tamci w przeważającej większości siedzą na garnuszku u rodziców, bimbają sobie na wszystko, studiują tak jakby chcieli a nie mogli lub zaliczają panienki.

 

Nie wiem, jak to się dzieje, że staram się wtedy schodzić jej z drogi, lecz kłótnia i tak wisi w powietrzu a pretekst jest dowolny. Ja, mimo iż nie akceptuję poszczególnych osobników- intuicja, serce matki(?), staram się być jednak miła i uważam, że najgorszą rzeczą byłoby prowokować jakiekolwiek niesnaski, sama chcę mieć święty spokój i  nie lubię się z nią kłócić. Ona wtedy dostaje jakiejś podejrzliwej obsesji, że podglądam ją na gadu, że czytam jej listy. Nic takiego, przecież jest osobą dorosłą, sama odpowiada za słowa i czyny.....a ja doprawdy nie mam ochoty nakładać jej kagańca. Ma po 20, przecież nie zacznie ćpać czy robić inne głupoty, w znacznie gorszych sytuacjach tego nie robiła i na to nie poszła...więc teraz nie ma takiej opcji.....

 

Nie wiem, czy moja teoria jest słuszna, muszę to jeszcze zbadać- otóż odnoszę wrażenie, że  Młoda zdaje sobie sprawę, że te młodociane oszołomy są poniżej jej poziomu. Wie, że gdy przeczytam ich wypociny to po prostu ogarnie mnie śmiech pusty. Ale ich nie czytam, bo każdy ma prawo do swojej głupoty.....Ona chyba sama się tego wstydzi, sama jest osobą myślącą i realistką, do tego inteligentną. To nie jest onanizm zachwyconej mamusi, to fakt, ma opinię dziewczyny inteligentnej. Więc musi odczuwać zażenowanie gdy spotyka się z tymi typami...i pewnie tym, że sprawia jej to przyjemność...

 

Może i mam rację a może i nie..ale to nieważne...ostatnio chodzę spać z kurami....idę więc w objęcia Morfeusza a ona niech chodzi sobie na spacerki , najważniejsze, że jednak ma takich kolegów jak ten, z którym wybraliśmy się do kina,.....

 

kaas : :
mar 12 2004 szefowa
Komentarze: 1

Dlaczego w piątek wieczorem jedyną rzeczą jaką mi się chce to spać? Przecież wstaję codziennie o wpół do siódmej, nie jest to tak znowu wcześnie, wyprowadzam na poranny spacer moje psy, szykuję się do roboty i wychodzę za 15 ósma. Nie wiem, w piątek wieczór nawet nie chciało mi się pojechać do ojca bo jak pomyślałam sobie, że będę musiała tankować, jechać około 16 km, przejechać wawkę w poprzek to naprawdę odechciało mi się....

 

Doszłam do wniosku, że moje zmęczenie i niechęć powoduje permanentna dawka adrenaliny, jaka udziela mi się po codziennym kontakcie z moją w sumie dość toksyczną szefową. Pisałam w tym blogu o facetach, mniej lub bardziej udanych, Młodej, psach, innych przedstawicieli mojego grona ale nie pisałam o szefowej, której rola w moim życiu jest nie do pominięcia.

 

Szefowa jest kobietą dzielną, przeżyła zdradę, potem śmierć pierwszego małżonka, drugie małżeństwo, wychowała dwójkę dzieci, obroniła pracę doktorską. Ma wiele w sobie pracowitości i doprawdy ze świecą szukać drugiej takiej zaradnej kobiety. Do tego rozpad jej pierwszego małżeństwa zmusił ją do zarabiania pieniędzy. Wtedy, gdy mi się nawet nie śniło, że będę świeciła kiedyś gołym tyłkiem to ona organizowała sobie tłumaczenia. Te kontakty procentują jej do dziś i w zasadzie fuchy ma ciągle. Ale też i zapracowała sobie na pewien luksus, piękny dom, udane w sumie razem dzieci. Ma wiele problemów rodzinnych, ale kto ich nie ma...jakoś sobie z tym radzi. W towarzystwie potrafi być urocza, zawsze ma coś do powiedzenia, jest osobą inteligentną i rzutką. Ma natomiast potężną wadę, nie wiem, czy jest to przypadłość wrodzona czy też nabyta. Jest to potworna wręcz chęć zaimponowania, bycia na świeczniku, jest to typ kobiety, która chce być panną młodą na każdym weselu...i nieboszczykiem na każdym pogrzebie. Jej opinie tylko się liczą, jej zdanie jest ważne, nie dopuszcza żadnego sprzeciwu i do tego chce sobie wszystkich podporządkować.

 

Oczywiście owocuje to konfliktami w naszym dość małym i hermetycznym środowisku. Jest ona w stanie permanentnej wojny z większością rządzących w firmie. Ponieważ jest przedsiębiorcza to czasami pozwalają się jej wykazać, Potknięcia są srodze wypunktowywane i wrogowie wówczas zacierają ręce....ona się nie poddaje, ale jest to koszem jej zdrowia i nerwów. Potem sobie odbija na personelu własnego zakładu. Ogólnie praca z nią jest stresująca i męcząca.

 

Zaniedbuje w życiu jedno a mianowicie relaks. Potrafi wyjechać i brać ze sobą chałturę i tyrać do upadłego. Siedzi w pracy do wieczora, bo przypuszczam, że nie potrafi się znaleźć w domu, do którego wszyscy wracają późno...czy to w ogóle można nazwać jeszcze domem....

I tego samego wymaga od innych, absolutnej dyspozycyjności, siedzenia w pracy do absurdalnych godzin, nieomalże nocnych. Problemy typowych kur domowych, jakimi jest jednak spora część żeńskiego personelu ją irytują. Facetami w większości przypadków gardzi....Zarabiać, zarabiać...być może znacznie lepiej sprawdziłaby się w jakiejś prywatnej fabryczce aniżeli w placówce naukowo-badawczej.

 

Ja jestem też w jakimś sensie ambitna, ale nie mam w sobie takiej woli walki jak ona...nie mam ochoty rozgrywać spraw międzyludzkich, ścigać się o palmę pierwszeństwa. Chciałabym móc czerpać z życia nieco radości i dostrzegać jego uroki. Pewnie, przydałoby się nieco chałtury- a mimo, że ona czasami ma pracę nie do przerobienia to się nie podzieli....ale w gruncie rzeczy wiem, jak kruche może być życie, jak w jednym momencie można stracić wszystko i jak bardzo się olewa starych despotów. Zauważyłam jak oni marnie kończą u nas w firmie, wygania się ich na emerytury, traktując jak wrzody na tyłku pomimo ich  niewątpliwych zasług w przeszłości. Nie cierpię wysiadywania w firmie, jak mam naprawdę wyczerpującą robotę to tak naprawdę robię ja w domu.....

 

Dlatego ona się ze mną kłóci, nie bardzo mi może nabruździć, bo mam swoją działkę roboty. Staram się nie mieć podejścia misjonarskiego, robotę trzeba wykonać, ale nie po to aby błyszczeć, lecz by była zrobiona. Z ludźmi trzeba się układać....

 

Nie mówię, że jestem idealna, czasem jestem w pracy zołzą. Nie wierzę, że zastraszanie ludzi przyniesie dobry skutek.

Połykam te awantury, zrobiłam się czasem nawet gruboskórna, ale to jedyny mechanizm obronny przed takim podejściem. Izoluję się, otaczam czasem rzeczywistością mniej lub bardziej wirtualną....ale w taki wieczór jak ten, oczy mi się same zamykają, odechciewa się wszystkiego.......

 

kaas : :