Najnowsze wpisy, strona 65


mar 04 2004 Starsi Panowie dwaj.......
Komentarze: 3

Jak to ten czas leci....dziś dowiedziałam się o śmierci Jeremiego Przybory. To jest pokolenie młodości moich rodziców. Pamiętam jak dziś na skrzypiącym magnetofonie Grundig tata nagrywał melodie i kolejne odcinki Kabaretu Starszych Panów, które to były bardzo często słuchane u nas. Nie chcę pisać peanów, bo w najbliższym czasie media i tak będą się rozpływały nad Kabaretem, klasycznymi już, wręcz kultowymi piosenkami i zrobią to lepsi i bieglejsi w piórze niż ja.

 

Nurt mojego życia imprezowego w czasach dzieciństwa i młodości wyznaczała piosenka „Rodzina” a zwłaszcza jej refren :”rodzina- ach rodzina, rodzina nie cieszy, nie cieszy gdy jest, lecz kiedy jej nie ma samotnyś jak pies.....tudududu...tudududu....i.t.d.”. Teraz kojarzy mi się z tym, że tata już na rauszu dojrzewał do pójścia spać, co było nieuchronnym sygnałem, że imprezka rodzinna została zakończona....zwlekał się zazwyczaj na najbliższy tapczan i zaczynał chrapać przeraźliwie.....Szczególnej wymowy nabierała ona, gdy pojawiali się w naszym domu nielubiani luzyni, brat mamy, zawsze przemądrzały, który irytował ojca w stopniu maksymalnym...

 

„Na ryby”- brzmi do dziś dzień : jak dobrze jest wiosną podumać nad Prosną lub snuć myśli w kółko nad jakąś rzeczułką.....te słowa z kolei mają bardzo wakacyjny wydźwięk i kojarzą mi się z wypadami na ryby i grzyby z rodzicami w tereny dziewicze i wówczas dzikie  takie jak Zalew Koronowski czy też Lubniewice- dziś wielki kurort. Sama sobie się dziwię, że w epoce bezsamochodowej i koszmarnych połaczeń kolejowo- pks-owych docieraliśmy do totalnych zadupi i odkrywaliśmy je... mieszkało się w jakichś kwaterach, w chałupach chłopskich, łaziliśmy nad dzikie jeziora, zbieraliśmy tony grzybów...mania zbieractwa została mi do dziś.....

 

Szuja, kawał martymonialnego zbója......nieudana galareta z ryb...te słowa zrozumiałam później, gdy przyszło mi się zmagać z różnymi problemami sercowymi. Kwiatkowską kochałam nie tylko za tą piosenkę, niezrównana hrabina Tyłbaczewska grająca Ramonę....ten odcinek pt. Nieznani Sprawcy podobał się także mojej wtedy maleńkiej córeczce....i to pytanie w dobie szalejącego stanu wojennego i octu...gdzie szampan i ostrygi?? Rzucili na rynek, ale za mocno i stłukł się....

 

Pytanie ‘Co to może być????...palec panie docencie...” docenta erotologii porównawczej....weszło również do repertuaru odzywek mojej uczonej rodziny, wtedy funkcjonowało pojęcie docentów, nie było jak to się teraz mówi – profesorów podwórkowych, był docent marcowy i nie tylko....mój ojciec był docentem i tą przymówką mama często mu dokuczała.....

 

Chyba nie ma ani autora ani dzieła, które w równie znacznym stopniu miałoby wpływ na moje konwersacje rodzinne jak Kabarety.

Potem jedynie kabaret „Tey” i „Z tyłu sklepu” wszedł również do repertuaru rodzinnych idiomów, lecz to było coś całkiem innego, inna epoka......Teraz już nic takiego nie ma.....

 

Wiele się pisze, że w dobie wolności słowa nie powstało nic podobnego, program nie dla prostactwa i buractwa, który zrozumie każdy czerstwy ryj, lecz coś niebywale subtelnego i dowcipnego, coś co nie doczekało się podróbek...chyba na szczęście. Dziwne, że wszelkie nowe wykonania tych perełek nie dorównywały oryginałom, mimo, że były wykonywane przez niejednokrotnie świetnych aktorów i piosenkarzy. Było klasą samą w sobie.

Choć epoka Starszych  Panów minęła bezpowrotnie dla mnie zawsze będzie czymś, co było bardzo bliskie mnie i mojemu domowi z czasów dzieciństwa....szkoda, coraz więcej osób i wydarzeń z tej epoki odchodzi i przemija.....

 

kaas : :
mar 04 2004 bida z nędzą.....
Komentarze: 4

Ściągam dla potrzeb B muzykę country i przyznam, że słucham ją bez wstrętu, nawet z przyjemnością.....od kilku dni nie potrafię pracować przy kompie, albo włażę w jakieś strony rozrywkowe, albo czytam blogi . Chyba się przetrenowałam, bo jakiekolwiek prace koncepcyjne budzą we mnie odrazę. Zresztą mam jakieś przeczucie, że robię ostatnio za jelenia. Ciągle ktoś mnie szarpie w firmie a jak przychodzi do płacenia to...lepiej nie mówić....ale o tym dość, bo nawet moja Młoda mówi, że jestem monotematyczna.

 

Dziś zadzwoniła wieczorem szefowa z kolejnym planem reformatorskim. Powiedziałam jej, że kiedyś walnie w kalendarz albo dostanie wylewu jak będzie notorycznie korygować dyrekcję. Ale to chore i wybujałe ambicje, nic na nią nie działa....kobieta po przejściach, ale o ile mi adrenalina przeszła to ona ciągle chce komuś coś udowadniać, że jest najlepsza. Ja widzę, jak to wszystko działa, że każdy próbuje się nachapać i g... robić ale za to wyleźć na świecznik. Staram się, choć nie zawsze mi wychodzi próbować trochę się od tego wszystkiego odcinać.....Najgorsze to, że brak jest teraz dobrych i intratnych pomysłów. A kto je ma to po łbie.....polskie piekło , lepiej być miernym....

 

Trochę zmartwił mnie wczoraj mój przyjaciel, o nim jeszcze nie pisałam, ale jest to najlepszy człowiek, jakiego spotkałam w swoim życiu. Poznałam go w sieci w całkiem idiotycznych okolicznościach ale okazało się, że jesteśmy sobie potrzebni. I codziennie dzwonimy do siebie....

 

On nawymyślał mi, że nie potrafię pracować dla siebie i uzyskiwać z tego powodu realnych korzyści. Że marnuję czas na reformy niereformowalnej struktury, która jak purchawka powinna upaść, zamiast pomyśleć o czymś konkretnym i wymiernym finansowo. Że robię na innych. I ma racje, większość planów mi się zawala. Co sobie zaplanuję to mi wychodzi na odwrót. W ogóle mnie wkurza ostatnio coroczny przednówek..około marca mam kupę świadczeń i marne dochody.

 

Mój drogi przyjaciel związał się z niezwykle zamożną kobietą i powoli traci realizm. Pamiętam jak bał się i wysyłał maile do różnych instytucji, bo groziło mu zwolnienie. Trzeba przyznać, że jest osobą o wyjątkowo stalowych nerwach, nawet jak mu się cos wali to nie traci zimnej krwi. I wydaje mi się, że naprawdę ma racje, mimo iż się z nim nie do końca zgadzam....no cóż najłatwiej jest radzić. Chyba jednak zacznę powoli szukać pracy, choć wiem, że okres jest nie najlepszy.....

 

kaas : :
mar 01 2004 epoka wczesnowirtualna
Komentarze: 8

Jeśli w tygodniu czegokolwiek żałuję to tego, że prowadzę ogłupiający tryb życia w pracy i nie mam czasu sobie popisać. Wczoraj roześmiałam się, gdy mój przyjaciel B nagle gwałtownie poprosił mnie o kartkę i zaczął jakieś branżowe kawałki wypisywać czyli to, co zostanie umieszczone w jego publikacji. Ja z kolei nie mam takich szans, jako przedstawicielka dyscypliny ścisłej dzisiaj siedziałam w Corelu i „usprawniałam” wykres wypluty z aparatury, który zostanie załączony do publikacji. Zero fantazji i polotu a pisze się nie z potrzeby serca lecz z powodu punktów do KBN.

 

Dlatego lubię mojego bloga. Pewnie jest wiele szczegółów, które zidentyfikowałyby mnie w moim środowisku. Mam tam przyjaciół, ale i wrogów, bo środowisko zwłaszcza naukawe bywa zawistne i paskudne. Niemniej jednak w większości wypadków technokraci nie wchodzą w coś takiego jak blogi i dlatego mogę póki co hulać sobie tutaj spokojnie.

 

Dziś będzie o anonimowości w sieci....tak mi do głowy przyszło przed północą.....Pewnie w sieci można sobie szaleć ile wlezie..ale należy ciągle pamiętać, że dopóki człowiek się nie zmaterializuje to pozostaję plikiem. Szanuję bardzo sieć, bo dzięki niej mam nowych znajomych a co poniektórych nawet przyjaciół. Gdyby nie sieć to zapewne tkwiłabym do dziś w układach kilku zaprzyjaźnionych małżeństw, z którymi się spotykałam za życia mojego męża. Są to ludzie o dość ustabilizowanym życiu rodzinno-towarzysko-emocjonalnym w których problemy rosły wraz z dziećmi, najpierw które z potomków szybciej mówi i chodzi, potem jakie zbiera stopnie a obecnie jaką ma narzeczoną czy narzeczonego. W kilku wypadkach po drodze następowały zdrady, wykryte lub nie...do tego od czasu do czasu bywam na pogrzebach rodziców, na imprezach wymienia się przepisy na odchudzanie lub ciasto „cycki Murzynki” a faceci gadają o psujących się samochodach.

 

I nie da się ukryć, że takie kontakty są sakramencko nudne. Nigdy dziecko nie było projekcją moich marzeń, był okres, że Młoda miała pały a teraz jest świetną studentką, nie lubię się odchudzać bo mam zero silnej woli, owszem przepisy zbieram a gadania facetów o samochodach i kompach są nudne.

 

Sieć  pozwoliła mi zerwać ze sztampą praca-dom-starzy znajomi. Poznałam ludzi przy których moje przejścia to betka, ludzi, którzy mogą w środku wyjechać nad morze po to by następnego dnia wrócić, kąpać się w nocy na golasa w jeziorze i ryczeć ze śmiechu, którzy umieją  i zabrać w trzytygodniową podróż zagraniczną bez zobowiązań, z którymi można kochać się w samochodzie i pisać wspólne projekty badawcze, z którymi można spędzić wakacje na żaglach po 20 latach. I dlatego cenię sobie sieć. I wcale nie uważam, że sieć jest miejscem dla psycholi i frustratów, oni są wszędzie a ja staram się w sieci poznać ludzi i  próbować dostrzegać w nich radość, dobro i serce. Wcale nie jest to miejsce upustu żółci...choć zdarza się też i tak. Nie zawsze dobrze jest gadać otwartym tekstem...

 

Oczywiście są pułapki- trafiają się nieudacznicy, którzy kreują swoją osobowość a w „praniu” to wygląda całkiem inaczej, smutasy i erotomani. Poławiacze lasek i okazji za darmo. Ludzie nudni, tak nudni, że poza siecią nie mają innych znajomych. Statystyka ma swoje prawa.....

 

Związki miedzyludzkie zawarte w sieci są również łatwe to interpretacji...często widać to po pierwszych kilku listach na czym człowiekowi zależy. Sieciowa szczerość jest dobra bo łamie bariery, na szczęście pamięć ludzka jest na tyle zawodna, że nieistotne znajomości są z premedytacja zapominane. Ja swoje listy archiwizuję na kompaktach, pewnie zrobię to samo kiedys z notkami z blogów po to, aby za sto lat moje wnuki (oby były, jak Młoda się postara), mogły poczytać sobie opis obyczajów i życia swojej praprababki z epoki wczesnowirtualnej.

 

kaas : :
lut 29 2004 rodzinna imprezka
Komentarze: 2

Wróciłam wczoraj zdegustowana z imprezki rodzinnej. Moja bratowa lubuje się w zapraszaniu swojej rodziny czyli mamy  i siostry , mojego ojca ze swoją żoną  oraz dziewczyny syna pod hasłem urodziny czy też coś takiego. Jedna rzecz, która mnie tam poraża to potworna nuda. Political correctness, mało powiedziane, powiedzenie czegokolowiek nosi znamiona prowokacji...lepiej więc paplać tak ot sobie i od rzeczy....Młoda czuje w sobie duszę buntownika i skandalisty więc zaraz wali teksty, które bulwersują starsze i samotne panie czyli siostrę i matkę bratowej....Ojciec na stare lata nie uznaje nic innego niż gadanie o rybach i grzybach, owszem znośne..... ale nie do obrzydzenia.....w dodatku zaczyna wygłaszać tezy jak to było dobrze za komuny. Oczywiście przez jakiś czas miałam na końcu języka ripostę, że zapomniał chyba jak miał wtedy dostęp do dolarów, dzięki pracy mamy stąd życie w komuniźmie miał słodkie jak w bajce...ale teraz bacząc na jego wiek zaniechałam polemik, to doprawdy nie ma sensu, bo po co go denerwować dyskusjami. W pewnym wieku nikogo do niczego się nie przekona....

 

Najgorsza jest nuda.....a jest to objaw, że ludziom na sobie nie zależy....pozują na kogoś kim nie są  i chcą zrobić wrażenie. Jest mi smutno, że po śmierci mamy moja rodzina tak się rozpadła. Bo przecież nie chodzi o to, żeby  komuś siedzieć oraz bałaganić w życiorysie, ale po prostu o życzliwe zainteresowanie. A tego nie ma kompletnie. 

 

Z kolei teściowa mojego brata jest właściwie dość fajna, bo ona niczym stare wino im starsza tym bardziej kontaktowa. Ale ma jedną wadę, marudzi przeraźliwie i wszystkim wszystko ma za złe. Owdowiała wiele lat temu i nie ułożyła sobie życia, początkowo popadła w stan chorobowy, było z nią nie najlepiej i swoim zdrowiem szantażowała rodzinę. Przyzwyczajona do bywania „na poziomie” nie umiała przez wiele lat się odnaleźć... i niespodziewanie teraz jakoś ten system postrzega realistycznie, krytykuje ale bez euforii, bez piania z zachwytu nad komuną.

 

Każdy nadawał o sobie.....naprawdę znudziło mnie to po godzinie...czy to nie jest absurdalne, że wolałam wrócić w sieć? Pogadać, innych pogonić, kogoś tam zabanować.....czy ludzie w realu muszą być tak potwornie niestrawni????

 

Może bredzę, ale ostatnio to nawet wolę życie wirtualne...mimo wzajemnych animozji, które daje się zauważyć nawet na blogu, jakoś bliższe mi jest to niż takie totalne zakłamanie w czasie wizyt rodzinnych i ogólna nieszczerość.

 

Przypomina mi się to, co opowiada W o swojej rodzinie, ma dwoje bardzo chyba już leciwych rodziców, nie widziałam ich... Wpada do nich raz w tygodniu, mieszkają w innym mieście. On organizuje im wypady na święta, zabiera ich, żeby mama nie przemęczała się gotowaniem. Kiedyś mówił, że po prostu lubi ich posłuchać, ich historii życia, nie są agresywni i natrętni......pamiętam kiedyś byłam z nim za granicą, miał zapasy żywności, które przygowała  mu jego mama, ciasto z rodzynkami, tak jakoś mi utkwiło mi ono w pamięci. Popijając je mlekiem i słuchając tego co on mówi myślałam o tej jego mamie, która w jakiś sposób troszczyła się o swojego syna, którego tak dotknął los, nienatrętnie i nie ingerując w jego życie. Kiedy żyła moja mama, choć była osobą z natury despotyczną, też zawsze mogłam na nią liczyć, przynajmniej na możliwość szczerego pogadania. A i na wiele innych rzeczy też.

 

A teraz mogę co najwyżej uczestniczyć w drętwych i nikomu niepotrzebnych imprezach, manifestacji obłudy....szkoda mi na to czasu........

 

 

kaas : :
lut 27 2004 pensja
Komentarze: 4

Dlaczego wieczorem w piątek czuję się jak przepuszczona przez wyżymaczkę? Chyba za dużo chciałabym, czasem napisałabym wiele notek, mam tematy, lecz oczy wysiadają przy monitorze.
Za dużo tej roboty, pisania, poprawiania, żeby jeszcze były efekty......jakoś ostatnio doszłam do wniosku, że wiele osób mnie wykorzystuje. Od dwóch dni robię różne rzeczy dla innych i za darmo, aż mnie to wpienia. Również dla B.

Chciałam wykorzystać B, aby pojechał ze mną do jakiegoś supermarketu i obejrzał półki a on walnął, że półki w mojej kuchni nie na wiele mi się zdadzą, bo jestem i tak bałaganiarzem i bałagan pozostanie. We mnie zawrzało. Tak, jestem bałaganiarzem bo za bezdurno robię różne badziewne roboty zamiast rżnąć damę, siąść przed TV, oglądać seriale i dziargać sweterki, popijając kawusię. Albo latać z kogucim ogonem i wycierać kurze. Odpaliłam stosownego maila i zaskoczeniem był niezwykle uroczy telefon jaki wkrótce miał miejsce. Dlaczego zawsze musi z nim kończyć w taki sposób? Czemu nie potrafi być po prostu normalnie sympatyczny, dlaczego jest takim zakompleksionym oszołomem, który swoje kompleksy leczy dowalając mi w tak idiotyczny sposób? Tak marzę o jakimś równym nastroju, przyjaznym i miłym a nie wiecznej szarpaninie.

Do tego dziś Młoda sprosiła swojego kumpla, aby u nas nocował. Będzie spał w jej łóżku a ja z nią i z dwoma psami. Jakoś ostatnio życie towarzyskie Młodej ma miejsce o dziwnych porach, przedwczoraj celebrowałam wizytę kilku młodocianych samców około północy. Jeden z nich przyszedł do mojego pokoju pogadać, młode lubią sobie czasem ze mną pokonwersować. A ja siedziałam w moim nocnym t-shircie i gaciach i miałam ochotę tylko i wyłącznie iść spać.

Obejrzałam sobie mój wyciąg z konta i to chyba jest przyczyna mojego wybitnie podłego nastroju. W marcu zawsze jest dennie, przednówek i odkąd pamiętam szkoda mi jest wydawać pieniędzy na doniczki bo zaczyna się sezon przesadzania kwiatków.....Z coraz większym obrzydzeniem oglądam moje stuletnie firanki, które corocznie obiecuję sobie ze wywiozę na działkę. Nie ma to jak pracować w nauce.......

kaas : :