Najnowsze wpisy, strona 64


mar 11 2004 nostalgia wiosenna
Komentarze: 2

Wczoraj rozmawiałam z W i okazało się, że cierpi na zatoki. W ogóle odnoszę takie wrażenie, że W jednak powinien mieć jakąś babę na codzień. Na co dzień i na stałe, taką, która zadba i dopieści. Mężczyźni słabo się nadają do życia w samotności, kobietom to przychodzi łatwiej. Pewnie, że lepiej już kogoś mieć, ale jak takiego kogoś nie ma to kobiety nie popadają w abnegację i na ogół nie sprawiają wrażenia opuszczonych i zapuszczonych.

 

Dziwna sprawa, ale w przypadku takich facetów jak W fatalne wydarzenia z przeszłości położyły się cieniem na całym jego życiu, choć minęło już tak wiele lat. Może i chciałby wyrwać się z nich, ale nie potrafi zacząć życia od nowa odkreślając to co było stare od tego nowego i przełamując pewne konwenanse i schematy. Popadł w rutynę myślenia, z żalem obserwuje swoją niedoskonałość, która przychodzi z wiekiem. Może nawet by i pobrykał....Nie jest pesymistą, ale w ogólnym bilansie widzi wiele spraw na nie....

 

Tkwi w nim potencjał działania, ma wiele pomysłów. To w nim lubię, że chce być kreatywny i bywa pomocny. Czasem jednak przystaje, brakuje mu czasu lub zapału. Jednak nic nie zmienia w ogólnym schemacie swojego życia i rutynie, codziennej oraz co weekendowej.

 

Zastanawiam się, jaką rolę pełnię w jego życiu. Mieszkamy od siebie za daleko, aby na co dzień się widywać, telefony są drogie, choć i tak czasem sobie gadamy, oboje musimy utrzymywać przecież swoje dzieci, dom z jednej pensji i niedużej renty. Myślę nad tym co by się działo, gdybym nagle przestała dzwonić albo też oświadczyła, że jestem z kimś na poważnie związana. Czy nasza znajomość wówczas zdechłaby śmiercią naturalną? Wiem, że to ja ją podtrzymuję przy życiu. Póki co mamy wiele spraw innej natury, które nas łączy i kontakt jest sprawą naturalną. Nie wiążą się one z relacjami męsko-damskimi. Oboje jesteśmy zainteresowani ich kontynuacją.

 

Mam do niego słabość, która trwa od kilku lat. On chyba też mnie darzy sympatią. Potrafimy rozmawiać bardzo długo i nigdy nam się to nie nudzi. Mamy wiele wspólnych spraw, zawodowych, interesujemy się sobą na tyle, na ile taka przyjaźń pozwala.

 

Jednak jakoś nie mogę oczekiwać żadnego przełomu. Co jakiś czas mam złudzenia, że przy jego następnej wizycie może coś się zmieni. Zawsze jak przyjeżdża to jest znakomicie, cały czas spędzamy razem, robimy wszystko wspólnie. Ale ciągle mam odczucie, że on jednak czuje się obco i stara się zachować dystans. Jest człowiekiem dobrze wychowanym i taktownym i gdy już jest u mnie stara się nie naruszyć zwyczajów i stylu mojego domu. Lecz wiem, że nie czuje się tam wyluzowany. Ma teraz przyjechać niebawem i już cieszę się na jego wizytę. Zawsze gdy odjeżdża to natychmiast robi mi się smutno. I idiotyczne uczucie, że martwię się, że gdy przyjedzie to zaraz przecież mnie opuści...

 

Wielokrotnie zadawała sobie pytanie na co ja jeszcze liczę. Czy po takim dość ustabilizowanym emocjonalnie i wieloletnim układzie może nastąpić nagle  blask i olśnienie? Planujemy wspólne wyjazdy, co i rusz mamy jakieś plany a część z nich staje się ciałem...i wtedy jest naprawdę fajnie. Ale takie wypady się kończą i wraca tutejsza i aktualna  rzeczywistość, w końcu nie najweselsza......

Zawsze mam na końcu języka to, żeby mu powiedzieć, że przecież jego dziecko się w końcu usamodzielni, jest już prawie dorosła i studiuje. U mnie sytuacja jest podobna. Odległość jest duża a czas leci też szybko. Może któregoś dnia dojdzie do wniosku, że może by spróbować....Niby przecież taki układ też ma swoje zalety,  mnie nie krępuje, mogę robić to co mi się podoba....umarłabym z samotności i zgorzknienia, gdybym nie spotykała się z nikim w międzyczasie, czekając na Godota..... Ale ciągle czuję, że z nikim nie potrafię być tak blisko i tak doskonale się rozumieć jak z nim. Bardzo mnie to dręczy, nie mogę się od tego uwolnić, bo wiem, jak byłoby nam razem dobrze i nie bardzo widzę kogokolwiek innego. On też nie jest idealny i wiem o tym....Niby jesteśmy na odległość, ale przecież bywamy wspólnie w różnych miejscach sami, we dwoje przez wiele dni......wiem, że on jest trochę marudny, bywa czasem zamknięty w sobie i też potrafi mnie czasem nieźle zezłościć.

Zadaję sobie pytanie, co nam w zasadzie szykuje przysżłość? On jakoś nie ma chyba impulsu, aby cokolwiek zmieniać w swoim życiu. Przynajmniej teraz. Jest między nami coraz lepszy kontakt, poznajemy się bliżej, ale istnieje bariera czasu, wieku, odległości... to co w naszych relacjach zyskuje się podczas spotkania to traci się podczas okresu niewidzenia....i tak jest na okrągło....za każdym razem poznajemy się na nowo.

Nie cierpię bardzo z powodu samotności, jak mówiłam jestem dość towarzyską istotą, więc jego nieobecność nie powoduje, że się nudzę, tęsknię i zadręczam. Czasem myślę, że nadejdzie dzień, gdy on oświadczy mi, że kogoś ma- a wtedy będzie mi co prawda przykro ale nie będę rozpaczać bo przecież jego życie toczy się tam a nie tu....Poza tym myślę, że nie będzie to pierwszy przypadek, moje rozstania zazwyczaj kończą się przyjaźnią, nie jestem pamiętliwa i napastliwa. Ale czy może w moim życiu raz coś pójść po mojej myśli? Good question........

 

kaas : :
mar 10 2004 Jak Aster City nabiera naiwniaków
Komentarze: 23

Telewizja Kablowa Aster City Cable. Ten kto nie jest z Wawki to nie wie co to jest. Otóż jest to jedna z najpopularniejszych firm telewizji kablowej, która ostatnio doprowadziła mnie do takiego skoku adrenaliny, że mało nie padłam na zawał z wściekłości. A wszystko przez głupie 10 złotych.

 

Dotychczas była to chyba dość poważna firma, bo oferowała usługi na pewnym poziomie, nie nabierała i nie robiła wody z mózgu. Od pewnego czasu firma zmieniła logo, ponoć wykupiła ją jakaś firma amerykańska. Jestem od ponad roku podłączona przez nich do internetu. Płacę za to plus kablówka 151 złotych i 99 groszy. Dość drogo, ale biorąc pod uwagę to oferta jest zbliżona do firm typu chello czy neostrady to nie wybrzydzam. Co prawda zaczynają się pojawiać się wokół małe firmy, które oferują internet za pól tej ceny i pewnie wcześniej czy później spróbuję się do nich podłączyć, jak potwierdzą swoją wiarygodność i nie okażą się firmami krzak....

 

Otóż ci z Aster zrobili mnie w bambuko i to w całej rozciągłości. Któregoś dnia przylazł akwizytor, który poinformował mnie, że instaluje dekodery do odbioru cyfrowego. Nieco wcześniej dostałam pismo, że Aster będzie przechodził całkowicie na odbiór sygnału cyfrowy. Wydawało się, że to będzie po prostu normalna kolej rzeczy i rozwój techniki. Zaproponował facet więc ten dekoder za cenę 19 złotych a następnie poinformował, że będę miała możliwość odbioru sygnału radiowego  z dobrą jakością oraz programów w wersji cyfrowej, stopniowo będzie ich coraz więcej . Przez rok dodatek do abonamentu będzie 15 złotych a ilość programów będzie rosła. Młoda chciała faceta od razu wywalić na zbity pysk, lecz stwierdziłam, że skoro Aster przechodzi na system cyfrowy to i tak dekoder będzie trzeba kupić. A facet obiecał, że jak nie będzie mi się podobało to bez konsekwencji będę mogła wypowiedzieć umowę w ciągu 2 miesięcy.

 

Nic bardziej mylnego. Dekoder służy i służyć będzie jedynie do odbioru telewizji HBO. Telewizję tę wciska mi średnio jakiś palant raz na dwa tygodnie z różnych sieci kablowych. Żadne radia satelitarne, żadne inne programy cyfrowe. Mam dwa durne programy w których powtarzają się w kółko jakieś filmy fabularne, które albo już widziałam, albo nie widziałam bo nie chciałam...Mam bajery typu lektor polski lub wersja oryginalna i podobno jest coś takiego jak filtr rodzinny co mi potrzebne jak plaster na tyłku.

 

Ale najlepsze przyszło wczoraj. Dostałam rachunek w którym oprócz umawianej kwoty 15,01 zł figurowała stała kwota dodatkowo 10 zł za tzw. obsługę sygnału cyfrowego. I to mnie po prostu wyprowadziło z równowagi ostatecznie. O tym mowy nie było. Więc zadzwoniłam wściekła do infolinii, chcąc im oświadczyć, że nie jestem idiotką, żeby za te dwa kanały płacić dodatkowo 25 złotych co miesiąc a dekoder cyfrowy mogą sobie wsadzić w ....Baba na to, że zawarłam umowę promocyjną na 12 miesięcy i aby ją wypowiedzieć to muszę zgłosić to w biurze, płacić jeszcze miesiąc a potem zapłacić 130 zł...kary za niedotrzymanie umowy. O tym mowy nie było......ten bałwan po prostu kłamał, że mogę rozwiązać umowę w ciągu 2 miesięcy bezkarnie.

 

Zdecydowałam się na wojenną ścieżkę. Być może nie wybronię się ze 130 zł. Bo jednak umowę podpisałam. Lecz to i tak będzie mniej niż płacenie przez cały rok co miesiąc po 25 złotych. Po prostu zasiliłam szereg naiwnych, których oszukał wyszkolony szmaciarz z Aster City Cable (patrz strona www.aster.pl)

 

Zamierzam napisać reklamację oraz list do Federacji Konsumentów, że zostałam oszukana. W umowie nie było tego wszystkiego co mnie spotkało....I bardzo jestem rozżalona, że firma której byłam klientem od 10 lat tak ohydnie zrobiła mnie w konia.....I chyba założę sobie internet w małej firmie za 70 zł miesięcznie....pocałujcie mnie panowe amerykańce serdecznie w ......

 

Nienawidzę Amwaya, wszelkiej maści akwizytorów, wieszaczy ulotek na klamkach, wałęsających się żebraków z kartkami i przedstawicieli handlowych oraz pomagających przez łażenie po domach i zbieranie kasy. Nie znoszę akwizytorów wiary czyli Jehowych. Ten debilny system wygenerował istnienie takich istot, którzy łażąc po domach dręczą i nie dają spokojnie żyć, bo żyją z zatruwania d..... Do tego to, co oferują to pachnie oszustwem na kilometr. Będę ich teraz szczuła moimi dwoma psami, są one łagodne, ale je przyuczę, żeby to towarzystwo rozpędzało na cztery wiatry.....

 

kaas : :
mar 09 2004 konflikt pokoleń
Komentarze: 4

„Baby niedorżnięte”...jakoś ten temat był poruszany często w mojej sfeminizowanej firmie ostatnimi czasy. Ta definicja nie ma nic wspólnego z ilością odbytych stosunków seksualnych w ostatnim czasie, ale raczej z pewnym stanem ducha, pewną formą histerii i niezrównoważenia, jakimś zadęciem a może nawet obsesjami a nade wszystko niesamowitą wręcz żądzą władzy u niektórych.....

 

W mojej firmie płacą źle, co niejednokrotnie podkreślałam w swoich wypowiedziach, więc istnieją przesłanki do notorycznego żarcia się między sobą dosłownie o sto złotych prawie wszystkich. Czasami nawet nie ma o co się żreć, bo premie różnią się o 30-50 złotych brutto. Więc zaczyna się walka o władzę, o przekonania o strefy wpływów. Dominującą rolę odgrywają starszawe kierowniczki wszelakiej maści. Lata świetności mają już za sobą i sprawności intelektualnej również ubywa. Ale pozostały im kontakty z dawnych lat, kiedy jeszcze coś im się chciało, kiedy niektóre z nich kiedyś robiły tytuły. Obracały się w środowisku, brylowały i miały coś do powiedzenia. Dalej chcą być bardzo ważne. Nie potrafią zejść ze sceny......

 

Jeśli się rozwijają to nie ma sprawy, gdy opanowały komputer i internet i radzą sobie z wyszukiwaniem literatury to i czasem nawet stać je na wymyślenie czegoś nowego. Gorzej, że wiele z nich chce jechać na blasku sławy minionej, zaprzestając jakiegokolwiek rozwoju umysłowego. Równocześnie przychodzą do nas do pracy młode osoby, bez doświadczenia, ale ze znacznie lepszym angielskim, arkuszami kalkulacyjnymi w głowie oraz chęciami do pracy. No i są młodsze i ładniejsze, jakoś się ubierają. Staje się to niektórym solą w oku.....

 

Zdroworozsądkowe podejście do życia polega na tym, aby sobie z nimi stosunki ułożyć. Przecież są to nasi następcy. Ale z ubolewaniem stwierdzam, że rozpoczyna się wówczas proces szykanowania, walki i rywalizacji w której na dłuższą metę brak wygranych. Nie dopuszczania do udziału w realizacji tematów, ogólnie popularne jest trzymanie ich w ciemnocie. Nie na w ogóle relacji uczeń-mistrz a pojawia się niezdrowa rywalizacja i chęć udowodnienia młodym gdzie jest ich miejsce.

 

Oni też są sprytni. Potrafią wykorzystać luki w badaniach i wynajdywać nisze i czasem niedoróbki, zaczynają traktować starsze koleżanki jako nieudaczne prukwy, porozumiewają się między sobą i chichoczą, dając do zrozumienia, że te ostatnie powinny już wymrzeć jak dinozaury, bo nie są w stanie pojąć nowinek, nowych metod liczenia czy komputera jako takiego a ogólnie chrzanią robotę......

 

Wiele osób z tak zwanego środowiska mi zarzuca, że dzielę się z młodymi moimi rezultatami, informacjami oraz rozmawiam na temat kierunku dalszych działań. Kiedyś wypaliłam, że naprawdę to wolę pracować z nimi, czasem przyznać się, że pewnych operacji na kompie nie rozumiem, równocześnie uświadamiając, że doświadczenie zawodowe i profesjonalizm również jest w cenie, czasem wyższej niż znajomość powierzchownych nowinek. Nie znoszę natomiast fatalnych i przemądrzałych przekwitek, którym się wydaje, że zjadły wszelkie mądrości życiowe, których jedynym celem jest rządzić za wszelką cenę i trzymać bractwo za pysk, zwłaszcza młodociane, być w pretensjach....

 

Może dlatego otaczam się facetami, którzy mają coś wspólnego z edukacją młodzieży....zarówno B jak i W pracują w tej branży....

Nie lubię natomiast cwaniactwa, część młodzieży karmi się ideologią rodem z Bar-u, Wielkiego Brata i tym podobnych, typu wystarczy być...są aroganccy, wydaje się, że świat należy do nich. Olewają i lekceważą starszą generację...konflikt pokoleń?

 

Wydaje mi się, że jednym z przyczyn zapaści w mojej firmie jest brak jakiejś logicznej kontynuacji pokoleń. Młodzi musza wyważać drzwi otwarte, nie są wciągani w zagadnienia intratne. Czasem są w stanie być lepsi bo więcej czytają, myślą, pracują....po jakimś czasie gdy stają się dobrzy zawodowo to bez żalu stąd odchodzą, bo nie wytrzymują presji, zakłamania  i istniejących koterii. Ci co byli kiedyś dobrzy to pewnego dnia popadają w lenistwo, zasiadają odcinać kupony od swoich bywszych osiągnięć.... często ponoszą też klęskę w życiu prywatnym, wyobcowując się, rozwodząc.....Muszą to odreagować.......pokazać swoją ważność i wielkość, wykrzyczeć, oto ja.....

Po jakimś czasie ktoś im przyklei etykietkę, ta baba to taka ważna, przemądrzała, chyba jakaś niedorżnięta.....

Nie mam siły już tam pracować........

 

 

kaas : :
mar 08 2004 kino z Młodą....
Komentarze: 2

Prosiłam moją Młodą, aby mi nie przeszkadzała bo chcę napisać notkę do bloga. Ma ona już adres- ciekawa jestem czy go czyta???? Pogadałam z nią, kłócąc się co nieco na temat naszych wzajemnych relacji. Ma do mnie żal, że uważam, że ona najbardziej wchodzi mi na głowę...twierdzi, że tak nie jest.....

 

To prawda, jest dzieckiem wyjątkowo rozsądnym, rozważnym i potrafi cenić wartości rodziny, domu, jest odpowiedzialna. Ale czasem dostaje głupawki, która w jakimś stopniu nie jest wynikiem jej charakteru, ale jest elementem nabytym. To bierze się z obcowania z pewnymi ludźmi z jej kręgu towarzyskiego, ludzi beztroskich, płytkich, młodych egocentryków i pochodzących z zamożnych domów.

 

Za komuny nie było- przynajmniej w takim stopniu jak teraz- takiego zróżnicowania społecznego. Mnie jako młodej dziewczynie wiodło się daleko lepiej niż jej. Mając oboje rodziców, studiowałam sobie spokojnie, bez problemów finansowych i bytowych a moim jedynym problemem było się zakochać w miarę skutecznie....Młoda musi myśleć również o życiu jako takim i problemach, wyrobiło to w niej pewien cynizm i podejście racjonalne nawet do związków uczuciowych. Jest dojrzalsza dużo bardziej niż niejeden z jej znajomych  i rówieśników. Ale też bardziej krytyczna, nie wszystkim się to podoba.....

 

Widocznie i może powinnam spojrzeć na to inaczej, takie czasem nieracjonalne jej zachowania biorą się z tej tęsknoty za beztroską, której nie dane jej było zażyć. Ja chyba straciłam umiejętność wyluzowania się ot tak do końca, czasem jest mi tego żal, Młoda uważa, że przejmuję się rzeczami nie wartymi uwagi. Więc wkurza mnie czasem jej internetowe gadulstwo z ludźmi, którzy naprawdę mają nadmiar wolnego czasu i trwonią go przynudzając. Potem łapię się na tym, że jestem starym zgredem i że powinnam jednak przymknąć oko na paplaninę, która pewnie dla niej jest ważna.

 

Wiem, że gdy wsiadamy do samochodu to często mam zwyczaj narzekać, to odruch bezwarunkowy......widzę jak Młodą to wpienia, często bierze książkę...wtedy mnie to złości, że ona mnie ignoruje....więc staram się kontrolować i nie nadawać, że ciężko jest i goło żyć jak tylko pojazd rusza....

 

Dzisiaj wybrałyśmy się razem do kina. Ostatnio nawet się takie wyjścia zdarzają...i bardzo to jest dla mnie cenne, że Młoda jednak nie traktuje mnie jak rozpadającej się starej ropuchy, która najlepiej aby się nie wtrącała, lecz póki co chce spędzać wolny czas też ze mną...to dla mnie jest naprawdę budujące....

 

 

kaas : :
mar 06 2004 wirtualne piwko
Komentarze: 5

Pogoda dzisiaj śliczna, choć trzeba  przyznać, że jest mroźno. Moje psy harcowały jak oszalałe, ale po jakimś czasie jamnior zaczął się trząść i mimo, że dopadł suczkę cieczkową swoich gabarytów, nawet chętną to z powrotem musiał uciekać pod kołderkę bo zmarzły mu łapki.....

 

Prowadzę ostatnio dość intensywne życie wirtualne. Spotkałam się ostatnio z ludźmi z czata. Paradoks polega na tym, że znam tam kilkoro ludzi a na czatach nie siedzę wcale,  bo nie mam kiedy. Ale oni między sobą nawijają chyba na okrągło, znają się jak łyse konie, choć nie częściej się widują ze sobą w realu  niż ze mną. Zastanawiające jest w tej grupie, że ludzie ci na tych spotkaniach autentycznie się cieszą z możliwości spotkania  i bycia ze sobą. Każdy oczywiście ma swoje życie, czasem dość uciążliwe, czasem trudne a spotykając się w tym gronie nastawiają się na totalne wyluzowanie. Było nawet kilka imprez wyjazdowych, w jednej z nich brałam też udział i było to przeżycie niezwykłe i zaskakujące.

 

Mają problemy, bo któż ich nie ma....w sieci siedzi multum ludzi z problemami. Stąd może ta chęć radości, choć na godzinę lub trzy, kilka piw, czasem jak kasa pozwala to i tequilla.

Pewnie mają i swoje animozje, czasem czegoś się dowiem, czasem mi coś doniosą lub przeczytam między wierszami. Ale są zdecydowanie mniej nudni niż moje pracowe koleżanki. Zaskakujące są ich relacje z dziećmi. Większość tych dzieci jest traktowana po kumpelsku, część z nich wychowuje się bez ojca, czasem ich zadaniem jest ratowanie matki, która sobie już nie daje rady ze sobą, z depresji....

 

Jest tam nieformalnym przywódcą dziewczyna posiadająca prawdziwą charyzmę i dar obcowania z ludźmi, umiejętność akceptacji, ale jednak nie pozwalająca sobie wejść na głowę. Garną się do niej ludzie z różnych pokoleń, spotkanie było wielopokoleniowe, zadziwiła mnie ta umiejętność wspólistnienia.

 

Wróciłam dość późno, mimo iż nie chciałam za bardzo wychodzić z domu to wróciłam ukontentowana i nie żałowałam, że tam poszłam.....są jeszcze na ty świecie ludzie, którzy ze sobą nie rywalizują, nie znają się za bardzo, ale chcą sobie jakoś uprzyjemnić trochę to fatalne, codzienne  życie w naszej przaśnej rzeczywistości.....

 

Ta struktura ma dziwną cechę, że z jednej strony nie jest czymś trwałym i zobowiązującym, nie ma żadnych reguł przynależności ale ludzie jednak tam ciągną....kontaktują się i spotykają. Pretekstem jest piwsko.... Zastanawiałam się, co jest ,że tam wszyscy są tak naprawdę mile widziani, niezależnie od płci, wieku i umiejętności...sądzę, że w tym kręgu panuje ogromny duch tolerancji. Ten, kto nie jest tolerancyjny wypada z gry i sam przestaje przychodzić.....Nikt nikogo nie poucza ani nie ocenia.....z taką samą radością przyjmuje się tam sukces naukowy i sukces w znalezieniu pracy herbaciarki......

 

Rzadko się spotykamy, na ogół jest tak niewiele czasu....z niektórymi z nich udaje się częściej....to nie jest społeczeństwo utopijne, ludzie mają też swoje za uszami.....a jednak udaje się wspólnie znakomicie pobawić.....

 

kaas : :