Najnowsze wpisy, strona 29


sie 17 2005 uwaga zły kot
Komentarze: 4

Nie cierpię tego cholernego kota- ta jędza budzi moje najgorsze instynkty. Nie dość, że się duszę to gryzie i drapie bezustannie nie tylko mnie ale i psy. One też uciekają gdzie pieprz rośnie. Może jej to z czasem przejdzie, ale na razie muszę się przed nią chować. Mam całe łapy podrapane. Do tego potwornie rzuca się na żarcie, z miaukiem a jak nie dostaje to wrzeszczy w niebogłosy i wbija pazury w łydkę. Nie zrobię nigdy krzywdy zwierzakowi, nie bardzo wiem co mam z nią zrobić- w Polsce na pewno ją sprzedam ojcu, bo w małym mieszkaniu nie wyrobię. Tu jej szczęście polega na tym, że ma gdzie ganiać.

 

Do tego nie wiem w jaki sposób nauczyła się załatwiać dokładnie wtedy, gdy gadam z ludźmi na Skype. Kilka razy zdarzało mi się wyłączać rozmowę, bo czuć było tak koszmarnie, że nie dało się wysiedzieć. Młodej nie ma więc wszystko spada na mnie. Ale jak Młoda wróci.....

 

Do tego te gówna ze żwirkiem musze trzymać na balkonie w specjalnym worku. O belgijskim systemie wywożenia śmieci już pisałam. Lato nie lato, wywożą śmiecie tzw szare dwa razy w miesiącu. I tak mam na balkonie gnijące śmiecie biologiczne, na których lęgną się z lubością muchy plujki, szare śmiecie obejmujące wszystko i puste pojemniki po psim, kocim żarciu, które również śmierdzą. Smród everywhere.....

 

Belgijska służba zdrowia jest równie fajna jak mechanicy samochodowi. Ci pracują tak aby robota, niezależnie jaka trwała godzinę albo jej wielokrotność. A więc łażą, kręcą się i marudzą tak aby oddać samochód po co najmniej godzinie. Wczoraj byłam z koleżanką- Polką u dentysty. Ma dość skomplikowany przypadek wrastających wewnątrz zębów mądrości. To trzeba ciąć chirurgicznie. A tu ważne jest aby się załapać na konsultacje. Ona ma to już nie pierwszy raz, więc tłumaczyła dentyście, że chce tylko się spytać, czy się podejmie zabiegu, bo zdaje sobie sprawę, że to raczej sprawa dla chirurga szczękowego. On na to, że musi się z nią umówić na konsultacje. Wczoraj wiozłam całą przerażoną ale nic z tego nie wyszło. Facet oczywiście nie był w stanie nic zrobić. Ale założył jej kartę, poględził, że to musi być zadanie dla chirurga szczękowego i zainkasował 30€. Z tego ubezpieczalnia jej zwróci 15€. Do tego za pół roku prześle zaproszenie na wizytę, domyślam się, że będzie również wysyłał kartki świąteczne i informował o promocjach.....

 

Jedyną zaletą, że facet był ogromnie przyjemny, miał świetnie wyposażony gabinet a rozmowa odbywała się- jak zeznała koleżanka- w postaci leżącej. Oni tu wszystko robią na leżąco, nawet pobierają krew. Do borowania na życzenie znieczulają lub podają narkozę. Nie jestem zwolennikiem operacji na żywca, ale bardziej boję się zastrzyku niż tego borowania.....

 

Jednak trafiają się również rzeczy miłe w tym życiu. Dostałam długo oczekiwany list od Mata, jak zwykle długi, ciepły i przemiły. Był teraz za granicą, więc się nie odzywał. Teraz wraca po urlopie do pracy. Odpisałam natychmiast, tak bardzo mnie on rozradował. Jego listy uświadamiają mi, że są jeszcze fajni faceci i to do wzięcia, ale mam pewne obawy, że z uwagi na odległość załatwi go jakaś jego sąsiadka z góry czy też koleżanka z rejsu. Wiadomo, że nieobecni nie mają racji...co zrobić, żeby go tutaj ściągnąć, choć na trochę....muszę o tym pomyśleć......

 

Z B sytuacja wróciła do normy. Jak zwykle jak jesteśmy z dala od siebie to jest można by rzec poprawnie. Sama zastanawiam się, na ile muszę jeszcze popracować nad sobą aby uznać, że on mi nie jest do niczego potrzebny, może być miłym przerywnikiem w codziennej egzystencji, ale nie mogę go traktować jak wsparcie. Bo chyba to mnie najbardziej dołuje. Wydaje się mi, że jest on na tyle wrażliwy, że rozumie moje stany ducha...i to jest prawda, czasem przesyła takie teksty, jakby czytał we mnie jak w otwartej księdze. A jednocześnie jest co tu dużo ukrywać, zwyczajnie niewierny, nikomu. Nawet chyba tej babce. Ciagle przecież jesteśmy w bliskim kontakcie, co prawda słownym tylko.

Wredna kocica chyba wreszcie zrozumiała, że ze mną się nie da gwałtem. Wlazła mi na kolana i mruczy. Mam nadzieje, że z wiekiem się na tyle ucywilizuje, ze nie będę marzyła aby z własnej i nieprzymuszonej woli wyskoczyła przez okno lub utopiła się w sraczu....

 

kaas : :
sie 14 2005 tu i teraz.....
Komentarze: 1

Trochę odpuściła mi chandra, bardzo wiele myślę nad sobą i nad swoją sytuacją życiową i co dalej z tego wyniknie. Jednak chodzenie na spacerek czy jeżdżenie rowerem przynosi mi relaks, robię to z przyjemnością a przy okazji psy mają jogging. Jak jamnior nie wyrabia to go wsadzam do sakwy i jedziemy dalej. I mam czas na myślenie.....

 

Tak, to prawda, że uczciwe postawienie sprawy na jakim etapie jest związek czyni cuda. Przypuszczam, że każda z dziewczyn niezależnie od wieku wolałaby być poinformowana w jakim stadium znajduje się związek w sposób uczciwy i możliwie rzetelny przez partnera. A już na pewno chciałaby wiedzieć, że związek jako taki się skończył i że nie ma sensu ani szans na rekonstrukcję. Bo to nie zawsze też jest oczywiste. I to niekoniecznie powinno się odbywać w atmosferze awantury.

 

Przyznam, że od czasów, gdy mam do czynienia z innymi facetami niż mój mąż tylko jeden zakończył związek uczciwie, powiedział mi że on się zakochał i szaleje za tą kobietą, którą poznał. To było w epoce przedblogowej. Przeżyłam to, choć raczej nie miałam specjalnych planów co do jego osoby, jakkolwiek był kimś dla mnie bliskim i wiele czasu spędzaliśmy razem. On był wtedy w separacji a ja raczej traktowałam tę znajomość dość ostrożnie, jak to w wypadku, gdy nie ma jeszcze rozwodu..... Ale tak czy owak zrobiło mi się przykro, szkopuł w tym, że bardzo podziękowałam mu za szczerość i do dziś dnia utrzymujemy stosunki przyjacielskie. On dalej jest ze swoją ówczesną faworytką, rozwiódł się ostatecznie, ale czy jest szczęśliwy....hmmmm to jest temat na oddzielne opowiadanie. Jest moim prawdziwym oparciem w wielu sprawach.

 

Reszta facetów nie potrafiła stanąć na poziomie i pokazać klasy. Na ogół rejterowali jak gówniarze, prowokowali takie sytuacje, że trzaskałam drzwiami, czy przeciwnie- płakałam w poduszkę. A już szczytem wszystkiego było zachowanie W, który dwa tygodnie przed własnym ślubem jak gdyby nigdy nic przyjechał do mnie a o ślubie dowiedziałam się przez telefon od jego nowej żony. Teraz to opowiadam jako anegdotę, ale wtedy nie było mi do śmiechu.

 

W związkach uczuciowych nie ma miejsca na twarde zasady i hardość, czasem lepiej jest nie próbować w nie wchodzić po to aby sobie oszczędzić tego co nieuniknione, konfrontacji z naturą faceta, jego tchórzostwem oraz nieumiejętnością podejmowania decyzji. Bo jak się w nie weszło to doprawdy trudno się z wielu rzeczy wycofać bez pokaleczenia się.....

  

Mój związek z B opierał się na wzajemnej współpracy i pomocy, co można było zrealizować, gdy byliśmy w stosunkowo niewielkiej odległości. To nie było porywające uczucie, ale coś w rodzaju starego koca moherowego – człowiek otulony czuł się ciepło, miło i przytulnie, ale gdzie niegdzie się poprzecierały już dziury. Osiągnął stan stacjonarny i pewnie gdybym dalej była w Warszawie niewiele by się zmieniło-ani na korzyść ani na niekorzyść. Może gdybym też była w Warszawie, miałby on konkurencje w postaci Mata- tego już nie potrafię powiedzieć.

Każdy z nas żyje tu i teraz. Są wakacje a ja miałam ograniczony urlop. Teraz czuję się podle bo jestem naprawdę osamotniona. W Warszawie nigdy nie było takich sytuacji, jechałam na działkę i czułam się tam świetnie. Miałam zawsze do kogo zadzwonić, wpaść i pogadać gdy mnie dopadała chandra. Mogłam odwiedzić ojca, zawsze za rzadko to robiłam.

A może przypisałam B jakąś rolę, której on nie był w stanie wypełnić? Mnie wystarczały pogaduchy i wydawało mi się, że może jemu też to wystarcza. A on żyje przecież TAM. Ale mimo to w sprawach ważnych nigdy nie nawalił, odkąd tu siedzę, co więcej, to on zrobił chyba najwięcej...To jednak dla mnie przykre, że nie mam wpływu na to co on zamierza zrobić dalej- chyba że mi powie, jakie ma plany......

 

Wczoraj wysłał mi pojednawczego sms w klimacie takim jak kiedyś. Wie, że się męczę, my się mimo wszystko dobrze rozumiemy. Nie mam więcej ruchów niestety, szaach i mat, on zrobi co będzie uznawał za stosowne, może nawet zechce się z kimś związać na innych zasadach niż ze mną....ile ja bym dała za szczerą rozmowę. Ale wiem, że do niej nie dojdzie bo to nie jest ten typ, który ma to w zwyczaju.......

 

 

kaas : :
sie 13 2005 trzy kobiety....
Komentarze: 1

Sobota to tradycyjny dzień wydawania pieniędzy czyli nieustające święto konsumpcji. Niestety zamknęli mój ukochany sklep z ciuchami w związku z urlopem więc nie poszalałam. Połaziłam kupując duperele takie jak taśma klejąca czy płyn do płukania zębów. Nienażartej kocicy kupiłam kolejne kilka puszek. Wczoraj szalałam w Kringlu- nabyłam ramkę do obrazów i będę robiła składankę zdjęć z rejsu na ścianę. Próbuję co jakiś czas wstawić drobiazg, który ma wzbogacić mój dom, mój belgijski dom, aby był domem.....do tego nagminnie kupuję fajne białe osłonki na doniczki, jedna z nich strasznie śmieszna ma kształt samowara, są miseczki, koszyczki. Super wyglądają na czarnym parapecie.

 

Stwierdziłam, że czuję się ostatnio potwornie samotna. Ludzie z Polski są tu dziwni, dziewczyny stypendystki sprawiają wrażenie osób spełniających jakąś misję dziejową. Nie ma z kim poplotkować- moje nieocenione przyjaciółki z Warszawy siedzą na Skype i co jakiś czas urządzamy sobie pogaduchy. Młodej nie ma, nawet nie wiem kiedy wraca. A czasem gdzieś by się wyskoczyło.....

 

Może to jest i powód, że w jakiś obsesyjny sposób myślę o B. Tak sobie pomyślałam, że przecież to zakrawa na jakieś zboczenie z mojej strony ta chęć zadręczania się. Nie znam prawdy o jego planach oraz intencjach, czy wobec tego mam prawo go osądzać? Prawda...hmmm...czemu on mi jej po prostu nie powie? Jak jest ze mną naprawdę? Każda nawet najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo, przynajmniej dla mnie. Znacznie łatwiej jest przejść nad tym do porządku dziennego....

Wiem, że każdy człowiek potrzebuje pewnej płaszczyzny i swobody. Swojego miejsca na ziemi, tylko dla siebie. Nie jestem zaborczą larwą i pijawą. Ale nie potrafię funkcjonować bez zdefiniowania co jest grane....

 

Wczoraj po prostu wymiękłam. Dziś mam psychikę rozmamłanego kapcia. Do tego znów wisi w powietrzu deszcz, W nocy, albo rano będzie lało. To jak dwa razy dwa.

 

Spotkałam na swojej drodze dzisiaj trzy Belgijki i wszystkie do mnie zagadały, w jakimś mieszanym języku angielsko-francusko-holenderskim, ale żeśmy się jakoś porozumiały. Jedna z nich poczęstowała moje psy jakimiś psimi ciasteczkami, strasznie śmieszna- roztarła je, aby lepiej im się jadło. Chyba dokarmia koty, od których tu jak się okazuje roi, bo wystawiała miseczkę przed swoim domkiem. Potem zagadała mnie taka pani, która chciała sobie pogwarzyć niezobowiązująco, mój pies często bywa u niej w ogródku. Ucieszyła się, mówiąc, że już myślała, że pies jest bezpański i że wcale jej nie przeszkadza, że przychodzi do ogródka. On oprócz „swojego” kota inne gania z całej siły i czasem spodziewam się, że ktoś mnie w końcu opieprzy za jego wścibstwo. Pani ta mówiła, że mieszka tu od lat 50, niedawno była w Oslo pochować swojego brata, który zmarł tam po 25 latach. Mówiła, że Oslo jest piękne, Przyznałam, że nie byłam. Trzecia zaś szła z malutką wnusią. Znała najlepiej z nich angielski. Wszyscy się bardzo zdziwili, że jestem z Polski , to naprawdę dla nich kraj egzotyczny...niewiele się o nim wie....

 

Tak naprawdę to były to takie zwykłe belgijskie kobiety dla których czas się zatrzymał wiele lat temu. Nie słyszały o Wałęsie, strajkach, Solidarności. Ciężko się u was żyje, tu lepiej jest- skonstatowała jedna z nich. I tyle wiedzą o naszym kraju. I pewnie zdziwiłyby się bardzo, że Polacy tak bardzo chcą krzewić cokolwiek a zwłaszcza wartości chrześcijańskie

 

 

 

 

kaas : :
sie 10 2005 zeglowanie....
Komentarze: 2

Jesli ktos powatpiewa w Unie to opowiem historie z zycia wzieta. Tu jestesmy naprawde dobrze namierzeni i pilnowani. Otoz przedwczoraj zginal mi identyfikator. Wpadlam w poploch, bo jest on kluczem do wejscia i wyjscia z firmy. Do tego security ciagle przestrzega aby takich rzeczy pilnowac, bo zawsze jakis niepowolany terrorysta islamski moze to znalezc i wlezc a to instytucja unijna. Poszlam z drzeniem serca do portierni spodziewajac sie opierdzielu, bo w mojej warszawskiej firmie tym by sie skonczylo, skadinad znam to….Facet byl niesamowicie mily- prosze sie nie denerwowac, prosze poczekac, moze ktos znajdzie i przyniesie. Dwa dni dawali mi badge dla gosci. Wczoraj wieczorem powiedzieli, ze jak nie znajdzie sie to mi zrobia nowa. I co ciekawsze nikt nie zapytal mnie o imie, nazwisko czy unit. A dzisiaj rano jeden z potrierow zawolal jak weszlam po tymczasowy identyfikator- mamy dla pani nowy.  I rzeczywiscie. Nie spisywalam zadnego protokolu a oni wiedzieli, kto ja zacz. Kolezanka twierdzi, ze w ramach obowiazkow sluzbowych musza nauczyc sie identyfikowac pracownikow po twarzy. A nie jest to proste, gdyz rotacja jest tu niesamowita, stypendystow co miesiac przybywa kilku. Maja wszelkie dane w komputerze, odtworzyli oczywiscie moje dane z zasobow a stary badge zdezaktywowali. Niech teraz sie pani nie przejmuje- ten co znalazl i nie oddal nie bedzie mial z tego zadnego pozytku. Odetchnelam z ulga, bo nie daj Bog jakas afera a ktos wlazlby na moj identyfikator i rozsypal bialy proszek……

 

B przeslal mi przed chwila sms, ze klapa kompletna. Pada deszcz, ma klopoty ze sprzetem. Wiec chyba z ta panienka nie jest tak luksusowo, skoro nagle interesuje go co u mnie slychac. Co tu duzo ukrywac, do plywania to trzeba miec charakter. Znosic mokre gacie, nie bac sie wiatru i spokojnie manewrowac gdy kladzie jacht. Wszelkie dupencje, ktore dawaly sie nabrac na wdzieki B zazwyczaj rezygnowaly, gdy zaczynaly przychodzic tzw trudnosci obiektywne a jedna nawet uciekla w srodku rejsu. Ja tylko trwam na posterunku, ale to wszystko do czasu. Gdy czlowiek skosztuje plywania po morzu to szlajanie sie po Mazurach traci wiele na atrakcyjnosci. A i B ma odpowiedni charakterek i do milusich nie nalezy zwlaszcza jak cos idzie nie po jego mysli. Wiele mnie kosztuja jego zagrywki.

 

Czasem mysle, ze wielu facetom wydaje sie, ze mozna poderwac babe na zeglowanie. A babom wydaje sie, ze plywanie to lezenie na pokladzie i opalanie wdziekow. A facet wdziecznie macha sterem i po godzinie plywania zawija do portu. Jest na Mazurach cala populacja typow, ktorzy plywaja sami, bo ich zonom czy dziewczynom sie to po prostu nie podoba. Jest cala galeria facetow w Sympatii, ktorzy maja jachty. Ale niestety to nie kajak, zeby plywac to trzeba sie tym w jakis sposob interesowac, cos wiedziec o kierunkach wiatru i manewrowaniu. Faktycznie w wielu nowszych lajbach nawet maszt kladzie sie ruchem jednej reki. Ale nie jest to w przypadku lodki B. To trzeba sie namachac, zarcie robi sie w kucki, spi sie na twardym a jak czlowiek dobrze sie namanewruje to pada wieczorem na pysk i nawet na amory nie ma sie ochoty. I do tego nie ma na pokladzie wdziecznej chemicznej toaletki o milej nazwie Potti Porta tylko krzaki i komary w trakcie….to trzeba po prostu lubic.

 

Czytam o zaginionym zeglarzu na Baltyku …i mysle, ze mialam szczescie, ze poplynelam jednak w lipcu, gdzie bylo pieknie i nie bylo sztormow…….

 

 

 

kaas : :
sie 08 2005 Discovery
Komentarze: 0

Siedze w pracy i mam na podgladzie relacje z ladowania promu Discovery. Kazali zalodze opoznic ladowanie ze wzgledu na zle warunki atmosferyczne. Teraz dolatuja, jak widac na wyswietlonej mapce, do Ameryki Poludniowej. Mysle, ze wszyscy sie obawiaja kontaktu z atmosfera i wysokiej temperatury… to niesamowite uczestniczyc wirtualnie w takim wydarzeniu. Trzymam kciuki aby udalo sie tym ludziom szczesliwie i o czasie wyladowac.

 

Wczoraj dostalam wiadomosc od B ze ma powazna awarie zagli. Ostrzegalam go. Poprzednio wypozyczyl lodz innej jakiejs zalodze i najparwdopodobniej spieprzyli mu grota a teraz cholera wie z kim plywa i jak sobie radza z manewrami. Zagle byly w nienajlepszej kondycji, maja swoje lata i trzeba bylo uzywac roznych technik, aby je oszczedzac. Jak sobie zrobil z lodki tramwaj i demonstruje panienkom jaki to z niego wilk- no, nie morski-to jest teraz jego problem.

 

Ludzie w NASA nie okazuja zniecierpliwienia, przeciwnie sobie laza po biurze, patrza w monitory. Discovery dociera powoli do Ameryki Polnocnej.Czekaja na kolejne wiesci z promu.

 

Dzis w nocy wscieklam sie na moja kocice. Tak wrednej istoty jeszcze nie widzialam. Male koteczki przedstawiane sa jako slodziaki i takie rzeczywiscie sa. Ona jest wsciekla i napalona. Najpierw zjada swoje a potem wyzera psom. Nie wiem skad jest taka zlosliwa- na glaskanie reaguje wbijaniem pazurow i gryzieniem. Musze ja gonic a wtedy atakuje jamniora, chcac go rowniez ugryzc. Biedak ucieka gdzie pieprz rosnie. W ciagu dnia to jest jeszcze do zniesienia, ale o 3 nad ranem moze to powodowac frustracje. Wiec wzielam kicie za leb i po prostu eksmitowalam z sypialni. Dopiero potem zasnelam spokojnie. Chyba bede musiala tak robic codziennie az nie ucywilizuje sie i nie przekona, ze noc sluzy do spania.

 

W pracy pusto i cicho. Pogoda tez nie najlepsza, rano padalo, teraz jakby przebija sie sloneczko. Moja Francesca na urlopie, przyjezdza do niej jej wloska rodzina. Byla cala szczesliwa. Szkoda, ze nie zdazylam sie z nia pozegnac, ale siedziala w labie nie wiadomo dokad.

 

Wczoraj lejacy deszcz i upal na przemian spowodowaly, ze nigdzie znow sie nie ruszylam. Mialam zamiar pojechac go ktoregos z zabytkowych miast. Ale ulewy byly tak fatalne, ze zrezygnowalam. Zrobilam sobie za to fajna wycieczke rowerowa i jogging psom. Jeziorko, moje miejsce magiczne przywitalo mnie ca lym mnostwem wrzosow i jezyn. Chyba obrodzily w tym roku, nad kanalkiem jest sporo krzakow i czesto sie kolo nich zatrzymuje.Sa swietne. A wrzosy dopiero zaczynaja kwitnac, pewnie we wrzesniu cala plaza bedzie fioletowa

 

Discovery leci przez Bliski Wschod. Jeszcze nie podjeto decyzji czy beda dzis ladowac. To musi byc niesamowicie trudna decyzja.

Minute pozniej - wlasnie podjeli- beda ladowac jutro. Wspolczuje, jeszcze jedna doba a pewnie sie cieszyli na powrot…..

A ja sie rozlaczam i biore sie do roboty….

 

 

 

kaas : :